MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gorzowianka znalazła w swoim domu korespondencję z czasów II wojny światowej. Przeczytaj niesamowitą historię listu sprzed 64 lat

TOMASZ RUSEK 0 95 722 57 72 [email protected]
- Marzy mi się, by dotrzeć jakoś do rodziny tego żołnierza. On sam pewnie nie żyje, ale jego córki, bliscy? Może doszedł do tego Berlina i zginął, a ten list to jego ostatnie słowa, których rodzina nigdy nie przeczytała? Kto by pomyślał, że remont mieszkania skończy się taką historią? - mówi Ewa Andrzejewska.
- Marzy mi się, by dotrzeć jakoś do rodziny tego żołnierza. On sam pewnie nie żyje, ale jego córki, bliscy? Może doszedł do tego Berlina i zginął, a ten list to jego ostatnie słowa, których rodzina nigdy nie przeczytała? Kto by pomyślał, że remont mieszkania skończy się taką historią? - mówi Ewa Andrzejewska. fot. Jakub Pikulik
- Miał być remont, a wyszła taka historia... - Ewa Andrzejewska uśmiecha się i wyciąga z torebki poszarzałą, sypiącą się kopertę. Otwiera ją delikatnie i powoli. - To takie stare, kruche - tłumaczy.

Kartki są wyrwane z zeszytu. I widać, że przez lata nie raz i nie dwa mokły, a potem schły. To wyjątkowy list. Napisał go do córek 15 kwietnia 1945 r. rosyjski żołnierz, który przez Landsberg szedł na Berlin. Ale go nie wysłał.

Był 19 maja, wtorek. Tego dnia od rana fachowcy remontujący mieszkanie naszej Czytelniczki przy ul. Mickiewicza 13a rozbierali piec w pokoju. - Przychodzę, a oni mi mówią, że znaleźli jakąś kopertę z listem. Otworzyłam, wszystko było po rosyjsku. Pięknie napisane, równiutko, czysto - mówi E. Andrzejewska i najdelikatniej jak się da otwiera kopertę.

Patrzę jak zaczarowany. Pismo przepiękne, na marginesach dopiski. Tak, jakby człowiek chciał przekazać więcej niż ma miejsca. I złość mnie bierze, że ja - Rusek przecież - nie znam rosyjskiego! Pomaga mi Elżbieta Mierzejewska z I LO przy ul. Puszkina. Tłumaczenie robi raz, dwa. - Piękny język, widać, że list pisała osoba wykształcona. To ciepłe słowa do córek, o rozłące, tęsknocie. List został napisany 15 kwietnia 1945 r. - mówi i oddaje tłumaczenie. Nie dojeżdżam z nim do redakcji: siadam na szkolnym korytarzu i czytam, czytam, czytam...

,,Kiedy ten list dojdzie, pewnie skończy się wojna''

,,Witam Lusia i Lina. Składam Wam, moje kochane córeczki, życzenia z okazji 1 maja. Wszystkiego najlepszego w życiu i powodzenia w szkole. Jestem teraz daleko od Was. Mieszkam niedaleko Berlina - 130 kilometrów, lecz im jestem dalej od was, tym prędzej się spotkamy. Najprawdopodobniej, kiedy ten list dojdzie do Szumichy, to wojna pewnie się skończy'' - tak list się zaczyna.

Regionalista Jerzy Zysnarski łączy fakty. - W kwietniu 1945 r. w Gorzowie stacjonował sztab Żukowa. Zajmowali budynek przy ul. Łokietka, obok ronda, w którym potem była biblioteka. Tu było zaplecze ofensywy na Berlin. List jest datowany na 15 kwietnia, a dzień później zaczęło się forsowanie Odry i Nysy Łużyckiej. Tylko dlaczego ten żołnierz nie wysłał listu? Dlaczego koperta trafiła pod piec? Pewnie w mieszkaniu przy Mickiewicza miał kwaterę. A może list zagubił i ktoś go tam ukrył? A może trafił pod piec jeszcze w inny sposób? Bardzo ciekawa historia!

,,Niemcy pouciekali jak przestraszone króliki''

,,Bardzo za Wami tęsknię. Po tym, jak Was widziałem w czasie urlopu, jest mi jeszcze ciężej z powodu naszej rozłąki i sam urlop wydaje mi się teraz jak sen (...). Co się tyczy pogody, to można powiedzieć, że ani w Polsce, ani tutaj w Niemczech (wówczas Gorzów był jeszcze Landsbergiem - red.) nie chodzą w filcowych butach ani futrach (...). Artyleria i lotnictwo dobrze popracowały i niezniszczonych miast jest bardzo mało. W większości miejscowości nie ma Niemców. Pouciekali jak przestraszone króliki. W niemieckim mieście L...... nad Wartą (żołnierze najpewniej nie mogli w listach zdradzać pozycji - red.) jest bardzo mało mieszkańców i tylko starzy i dzieci.''

Pasjonat historii Gorzowa Robert Piotrowski mówi, że jeszcze zanim Rosjanie weszli do miasta, uciekła z niego jedna trzecia mieszkańców. - Na pewno było ich mniej niż przed wojną, ale cały czas sporo. Niemcy starali się nie wchodzić Rosjanom w drogę, najczęściej ukrywali się, dla własnego bezpieczeństwa - mówi R. Piotrowski.

,,Jeśli wyślą mnie na front będę to uważał za honor''

,,Jeśli wyślą mnie na front, na pierwszą linię, będę to uważał za honor dla mnie, no i chciałoby się dotrzeć do Berlina. Oby tylko zdrowie poprawiło się. Ściskam Was mocno i całuję. Wasz tata. W. Moszkin.''

- Marzy mi się, by dotrzeć jakoś do rodziny tego żołnierza. On sam pewnie nie żyje, ale jego córki, bliscy? Może doszedł do tego Berlina i zginął, a ten list to jego ostatnie słowa, których rodzina nigdy nie przeczytała? Kto by pomyślał, że remont mieszkania skończy się taką historią? Może uda wam się namierzyć rodzinne miasto tego Rosjanina? - mówiła nam E. Andrzejewska.

Z ciekawości zrobiła to sama Elżbieta Mierzejewska z I LO przy ul. Puszkina, która przetłumaczyła dla nas list. Szumicha leży w okręgu Kurgańskim, w południowo - zachodniej Syberii, tuż za Uralem, koło miast Czelabińsk i Kurgan. Sami dokopaliśmy się w internecie, że w Szumicha słynie tylko z jednego: przed laty doszło tam do katastrofy pociągu kolejowego. Trockiści spowodowali wielki karambol, zniszczyli lokomotywę oraz osiem wagonów. Zginęło 29 czerwonoarmistów a kolejnych 29 zostało rannych. I tyle. Na mapie nie udało się nam odnaleźć Szumichy, nie wiemy, ile ma mieszkańców.

Skontaktowaliśmy się z konsulatami Rosji w Krakowie, Gdańsku i Poznaniu. Opowiedzieliśmy historię listu, przedstawiliśmy wszystkie dane, jakie udało się dzięki niemu zdobyć, poprosiliśmy o pomoc w dotarciu do rodziny państwa Moszkinów. Nikt nie był zainteresowany historią listu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska