Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzowskie radio Solidarność ma monografię (mp3)

Renata Ochwat 0 95 722 57 72 [email protected]
Dr Dariusz A. Rymar i Zbigniew Bodnar prezentują monografię gorzowskiego radia S
Dr Dariusz A. Rymar i Zbigniew Bodnar prezentują monografię gorzowskiego radia S fot. Kazimierz Ligocki
W gorzowskiej bibliotece wojewódzkiej zaprezentowano monografię podziemnego Radia Solidarność. Napisał ją dr Dariusz A. Rymar przy współudziale dziennikarza Zbigniewa Bodnara.

Rado Solidarność działało w latach 1982-89 i było dzieckiem działaczy podziemnej Solidarności. - W 1982 r. Stanisław Żytkowski dowiedział się, że w Poznaniu ktoś zrobił nadajnik radiowy, który pozwalał się wstrzelić z dźwiękiem podczas nadawania audycji telewizyjnej.

No i w Gorzowie takie radio wybudował Włodzimierz Jagodziński. Radio dawało kapitalne możliwości. Można było nadawać trzyminutowe audycje podczas dziennika telewizyjnego czy wywiadów Urbana. Pierwsza audycja poszła w 1983 r. I jakoś to hulało do pierwszej wpadki - opowiada Zbigniew Bodnar.

Zaliczyli też wpadki

Wówczas to dwóch panów, którzy mieli nadajnik, poszło pijanych na dancing. No i żeby zaszpanować przed panienkami zaczęli mówić między sobą "Radio Solidarność". Oczywiście w takich lokalach zawsze roiło się od szpicli SB, więc panów szybko zatrzymali. Jednemu udało się uciec i wyczyścić dom ze sprzętu. Ale i tak go bezpieka zgarnęła i pękł w przesłuchaniu. Potem trzeba było na nowo montować ekipę.

W 1986 r. kiedy to Stanisław Żytkowski zaczął przeczuwać, że go bezpieka aresztuje, przekazał radio w ręce Bronisława Żurawieckiego. A ten do działania zatrudnił chłopaków z Ruchu Młodzieży Niezależnej. Oni byli idealni do latania po dachach. Zwłaszcza dobrzy byli bracia Sychlowie i Sobolewscy i Popielowie. Działali jak w prawdziwej konspiracji.

Ganianka z bezpieką

Mieli po kilka skrytek, gdzie przechowywali sprzęt. Prowokowali specjalnie milicję, żeby oswoić stres. Chodziło o to, aby nie paraliżował ich strach na hasło "stać milicja". Pamiętam, jak kiedyś radio nadawało w Międzyrzeczu z domu Stanisława Bożka i podjechała milicja. Wtedy Staszek na pełnym gazie wyjechał z domu. Milicja za nim, czyli kocioł został przerwany. Chłopaki zwinęli sprzęt i dawaj na dworzec. A tu drugi kocioł. Więc oni rozmontowali nadajnik i Mariusz Bigos zabrał akumulator i w nogi. Naturalnie po jakimś czasie został zatrzymany i siedział kilka godzin, aż bezpieka zrozumiała, że nie ma zakazu ganiania po mieście z akumulatorem na plecach.

Pewnego razu ekipa radiowców nadawała z dachu jednego z wieżowców. Pech chciał, że mieszkał tu jeden z esbeków. Kąpał się akurat w tym czasie, kiedy Solidarność wpięła się w program. Żona go powiadomiła, że te solidaruchy chyba są gdzieś blisko, bo wyraźnie słychać. Przełożeni kazali mu wyjść na dach. Kiedy to zrobił, nakrył ekipę radiowców. - Oni nie w ciemię bici, psiknęli mu gazem w oczy i sami zwiali - wspomina Zbigniew Bodnar. Potem esbek bajki opowiadał, jak to solidarnościowcy go pobili.

- To była prawdziwa walka z esbekami. Spróbujcie państwo zejść kiedyś szybko z dziesiątego piętra. Zobaczycie ile to zajmuje. A ekipa nadawcza potrafiła nadać audycję trwająca około 3 min, zdemontować sprzęt i zwiać, a wszystko to w ciągu 8 min - opowiada dr Rymar.

W Zielonej Górze też byli

Gorzowskie radio S ma też epizod zielonogórski. - Tak się złożyło, że dwa dni wcześniej obrabowano bank w Wołowie. Wszystkie dworce były obstawione, a tu ekipa ze sprzętem. Dali radę - opowiada Zbigniew Bodnar.

Jak tłumaczy nagrywanie audycji było ich obowiązkiem. - Ludzie musieli wiedzieć, że Solidarność żyje, nadal walczy. To też była propaganda - przełamanie monopolu komunistycznej informacji. Pamiętam, jak nadaliśmy o 20.00 audycję ze słynnego protestu Roberta Korcza, który wspiął się na słup przy kinie Muza. Naszą informację o północy tego samego dnia puściło Radio Wolna Europa. To było mistrzostwo świata. Byłem dumny, że w czymś takim uczestniczę - mówi Bodnar.

Wspomina, że kiedy w mieszkaniu znanego opozycjonisty Rafała Zapadki był milicyjny kocioł, radio podawało tę informację na bieżąco. Po to tylko, żeby inni uniknęli wpadki.

Radio przestało działać po przewrocie demokratycznym. Nie było już potrzeby konspiracji, skończyła się komuna i państwowy monopol na informację.

Szalenie interesującą książkę kupić na razie można w szczecińskim oddziale IPN, bo to właśnie ta instytucja ją wydała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska