Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Groźny wypadek wątpliwe śledztwo

Michał Iwanowski
- Dzieci wiedziały, że trzeba uważać na jezdni, bo kilka lat temu przed naszym domem pirat drogowy zabił rowerzystę - mówi ojciec rannego chłopca Piotr Bratuś
- Dzieci wiedziały, że trzeba uważać na jezdni, bo kilka lat temu przed naszym domem pirat drogowy zabił rowerzystę - mówi ojciec rannego chłopca Piotr Bratuś fot. Bartłomiej Kudowicz
Rodzice Maćka walczą o prawdę. Ich potrącony syn cudem uszedł z życiem. Sprawca odjechał z miejsca wypadku, ale twierdzi, że wrócił.

Przed domem państwa Bratusiów na ul. Południowej ruch jest spory. Ograniczenie prędkości do 50 km na godzinę. Naprzeciw domu są boiska, na których 10-letni Maciek Bratuś regularnie grywał w piłkę. 15 maja tuż przed swoim domem wybiegł - w niedozwolonym miejscu - na jezdnię. Podobno prosto pod koła jadącego volkswagena, zza żywopłotu, z powodu którego kierowca nie mógł go zobaczyć. Uderzony w nogę upadł. Z otwartym złamaniem kończyny leżał na jezdni.

Uciekł czy zasłabł?

Dwaj 11-letni koledzy Maćka to jedyni świadkowie zdarzenia. Na policji zeznali, że volkswagen zaraz po potrąceniu wyraźnie przyspieszył i odjechał. Chłopcy tak się wystraszyli, że zaraz potem uciekli.

A co stwierdzili jadący volkswagenem małżonkowie? Że odjechali, ale zaraz zawrócili. Że przy rannym chłopcu był już ojciec i że zaproponowali odwiezienie chłopca do szpitala, lecz wówczas było już wezwane pogotowie. Ojciec chłopca Piotr Bratuś zaprzecza: - Nic takiego nie miało miejsca. Wokół było już zbiegowisko ludzi. A syn o własnych siłach przeczołgał się na pobocze, by go inny jadący samochód nie rozjechał.

Prokuratura nowosolska przyjęła za prawdziwą wersję kierowcy. Ustaliła ponadto, że kierowca krótko po wypadku zasłabł, został odwieziony przez żonę do domu, wziął leki i po kilku godzinach zgłosił się na policję, by złożyć wyjaśnienia. I umorzyła śledztwo przeciwko kierowcy.

Śledztwo zaskarżone

Z takim orzeczeniem nie zgadzają się rodzice chłopca, którzy złożyli zażalenie do prokuratury okręgowej i domagają się ponownego wszczęcia śledztwa. Głównie po to, by ustalić, czy zachowanie kierowcy miało znamiona ucieczki z miejsca wypadku. - W śledztwie pominięto zeznania kolegów chłopca, a poza tym nie wiadomo, czy kierowca i jego żona nie udali się do domu tylko po to, by zrobić coś z samochodem, który np. nie posiadał ważnych badań technicznych - mówi pełnomocnik rodziców chłopca Stanisław Oniszczuk.

Jego zdaniem wątpliwości budzi też upływ czasu między wypadkiem a zgłoszeniem się na policję kierowcy. Wypadek wydarzył się o 17.00, pół godziny później dziecko znalazło się w szpitalu, a między 19.00 a 20.00 już było operowane. I dopiero wtedy ojciec dziecka dowiedział się, że na policję zgłosił się kierowca. W tym czasie wiele potencjalnych śladów mogło zostać zatartych.

Zażalenie rodziców ma być rozstrzygnięte jeszcze w grudniu. Wtedy okaże się, czy prokuratura będzie musiała jeszcze raz przeprowadzić śledztwo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska