Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gubin: To przecież skandal! Syn ginął mi w oczach!

Artur Matyszczyk
- Nie zostawię tak tej sprawy - uderza pięścią w stół Gabriela Adamska. - Razem z moim dzieckiem przeżyliśmy koszmar.
- Nie zostawię tak tej sprawy - uderza pięścią w stół Gabriela Adamska. - Razem z moim dzieckiem przeżyliśmy koszmar. fot. Mariusz Kapała
- Lekarze zlekceważyli ciężki stan mojego dziecka! - żali się gubinianka. Dyrektor lecznicy odpowiada: - Zrobiliśmy wszystko jak należy.

Choć od wypadku minął ponad miesiąc, Gabriela Adamska wciąż nie potrafi powstrzymać łez.

Dramatyczne wydarzenia działy się w Niemczech. 30-letni syn mieszkanki Gubina jechał motocyklem. Nagle auto, które wyprzedzał, zablokowało mu drogę. Winę, co potwierdza policja, ponosi kierowca samochodu. Ale dla Sebastiana Adamskiego konsekwencje były tragiczne. Mężczyzna miesiąc spędził w klinice za zachodnią granicą. Potem wrócił do kraju.

- I tu tak naprawdę rozpoczął się kolejny nasz dramat - drżącym głosem wspomina Adamska. Kobieta wykłada plik kartek. Wszystko spisała w szczegółach. - 9 czerwca syn był już w domu. Dwa dni później jednak źle się poczuł. Wezwaliśmy karetkę pogotowia. Lekarz rodzinny przepisał leki przeciwbólowe.

Za trzy dni sytuacja się powtórzyła. Chłopak poczuł silne kłucie w klatce piersiowej. Znów wezwałam pogotowie. Dali antybiotyk i pojechali. Temperatura rosła. Sebastian z uszkodzonym kręgosłupem czuł się coraz gorzej.

Pogotowie jeszcze kilka razy przyjeżdżało do 30-latka. Za każdym razem jednak zostawał on w domu. - To skandal! Dziecko umierało mi w oczach. Doktorzy nas lekceważyli - rozpacza Adamska.

W końcu kobieta zainterweniowała u rzecznika praw pacjenta w Zielonej Górze. Syn został przyjęty do szpitala trzy tygodnie po powrocie do Polski. - A jeszcze w trakcie kursowaliśmy z Gubina do Krosna, z Krosna do Zielonej Góry i z powrotem pod granicę.

Przeżyliśmy koszmar - dodaje matka poszkodowanego i pokazuje wypis z kliniki we Frankfurcie nad Odrą. A na nim spisane jeden pod drugim urazy. "Tępy uraz klatki piersiowej, złamane żebra z przemieszczeniem, krwiak opłucnej z odmą, złamanie ze zmiażdżeniem łopatki prawej a także szóstego kręgu piersiowego" - to tylko niektóre z nich.

Dlaczego Adamski, który właśnie przechodzi rehabilitację w Sulechowie, nie trafił szybciej na szpitalne łóżko? Okazuje się, że dyrektor lecznicy w Krośnie Odrz. widzi całą sprawę inaczej.

- Pacjent przyjechał z Niemiec z rodziną. A to oznacza, że wskazanie mogło być tylko jedno: opieka domowa. Pani Adamska jest przewrażliwiona. Z naszej strony wszystko wykonaliśmy zgodnie z procedurami. Lekarze, którzy przyjeżdżali do pacjenta nie mieli podstaw, aby kierować go do naszej placówki.

Poza tym mężczyznę dokładnie przebadaliśmy, m.in. na oddziale internistycznym. Za każdym razem kiedy u nas się pojawiał, miał dobrą opiekę - odpowiada dyrektor szpitala powiatowego w Krośnie Odrz. Wojciech Rutkowski.

Rutkowski zaprzecza też słowom Adamskiej, jakoby pacjenta przyjęto do szpitala po rozmowie z rzecznikiem. - Rzeczywiście, rozmawiałem z nim. I wytłumaczyłem całą sytuację. Ale to nie jego telefon sprawił, że zdecydowaliśmy tak, a nie inaczej. Przeanalizowałem jedynie sytuację jeszcze raz i poleciłem, żeby lekarze zajęli się nią ponownie.

Adamska zastanawia się nad oddaniem sprawy do Izby Lekarskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska