Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gwałciciel na wolności. Śledztwo to nie serial!

Tomasz Rusek 95 722 57 72 [email protected]
Archiwum GL
Gdyby to był serial, gwałciciel, który w styczniu napadł na 16-latkę, już by siedział. - Ale prawdziwe śledztwo nie wygląda jak to z telewizji - mówił nam przed weekendem prokurator Dariusz Domarecki. Ujawniamy szczegóły tego śledztwa.

Przeczytaj też: To jest gwałciciel? Dorwać go! (wideo)

W serialu nawet największe kryminalne zagadki rozwiązuje się raz-dwa. Znacie to? Gwałt albo morderstwo. Dzielni detektywi w minutę zdobywają nagranie monitoringu albo znajdują włos, w kwadrans wykonują badanie DNA, a ich technicy z czarno-białego nagrania fatalnej jakości jednym guzikiem robią zbliżenie i... z czarnej plamy wyostrza się zdjęcie twarzy, jakby pstrykniętej przed chwilą przez fotografa. - Dlaczego jeszcze nie złapano tego gwałciciela? - dopytują więc zniecierpliwieni internauci. - Bo to życie, a nie serial - odpowiadają śledczy.
- W prawdziwym śledztwie mamy do czynienia z dziesiątkami czynności, które trzeba wykonać spokojnie, dokładnie. Trwa namierzanie świadków, zdobywanie dowodów, nagrań, adresów, nazwisk. Potem ich analiza. Na wszystko po prostu potrzeba czasu, nic nie dzieje się samo - tłumaczy Justyna Migdalska z wydziału prasowego lubuskiej komendy.

Co działo się więc po 9 stycznia, gdy na Wieprzycach nieznany ciągle sprawca zgwałcił, a potem poranił oczy 16-latki? Udało nam się dowiedzieć, jak wyglądało śledztwo w tej głośnej sprawie.
Natychmiast po zgłoszeniu pojechała tam policja, technicy i prokurator. Przez wiele godzin na miejsce gwałtu wstęp mieli tylko specjaliści od zbierania dowodów. - Zabezpieczali wszystko, co znaleźli - mówi Domarecki. Udało się. - Mamy ślady biologiczne, które zostawił gwałciciel - przyznaje śledczy.
Potem zaczęła się żmudna robota: rozpytywanie mieszkańców, ewentualnych świadków, sprawdzanie, czy ostatnio w okolicy mógł być jakiś przestępca seksualny (kogo niedawno zwolniono z więzienia, kto był na przepustce - to akurat jest jak w serialu). Jednocześnie kolejni policjanci zajęli się sprawdzaniem okolicy i trafili na ważną rzecz - kamery nad przejazdem kolejowym. Tak udało się zdobyć nagranie gwałciciela, który w tym miejscu typował ofiarę. - Zabezpieczyliśmy ten materiał natychmiast, by nie został skasowany albo zastąpiony nowym - dodaje śledczy.

Dzięki nagraniu udało się namierzyć kobietę, która miała być ofiarą gwałciciela - to za nią najpierw szedł. Odpuścił, gdy nagle skręciła na posesję. - Gdyby poszła dalej, najpewniej skończyłoby się to dla niej tragicznie. Przyznała nam, że czuła niebezpieczeństwo, miała świadomość, że ktoś za nią idzie - słyszymy od Domareckiego.
W sumie przesłuchano aż 150 osób. I jednocześnie przeglądano nagrania kamer z innych miejsc. Pojawiła się wtedy teoria, że bandzior mógł po gwałcie wyjechać z miasta. Policja sprawdziła więc monitoring w sklepach na trasie w kierunku Kostrzyna. W Jeninie - strzał w dziesiątkę. Na nagraniach z Biedronki widać tego samego mężczyznę.

W tym samym czasie kolejni policjanci zajmowali się weryfikowaniem zeznań pokrzywdzonej. Pierwsze przesłuchanie przeszła jeszcze w szpitalu, niedługo po tragicznym zdarzeniu. To wtedy powiedziała, że sprawca mówił do siebie "Piotruś" i że jest "najlepszym biegaczem w Wielkopolsce". - Sprawdzaliśmy te wątki bardzo dokładnie - przyznają w prokuraturze. Nie jest jednak wykluczone, że gwałciciel celowo wprowadzał 16-latkę w błąd.
Jednocześnie trwały prace nad nagraniami. W Polsce nie udało się "wyciągnąć" z filmu wyraźnej twarzy podejrzanego. Policja zwróciła się więc o pomoc do ekspertów z Niemiec. Niestety - i obraz z przejazdu, i ten z Biedronki był za słaby. Przy zbliżaniu nie udawało się wyeliminować "szumu", czyli pikseli. Wizerunek się rozmywał. Niedługo potem zapadła więc decyzja, by pokazać filmy mediom. 12 kwietnia nagrania z podejrzanym o gwałt w roli głównej obiegły wszystkie portale, media i telewizje.
- Od tamtej pory mieliśmy 80 zgłoszeń. Wiele było nieścisłych, ale około 20 wskazywało na konkretnych ludzi. Cały czas ich sprawdzamy. Być może wśród nich jest sprawca - mówi wprost Domarecki.

A jeśli nie? Taką wersję śledczy też biorą pod uwagę. I są przekonani, że prędzej czy później wpadnie. - Mamy dowód biologiczny. Musimy tylko poczekać na odpowiedniego podejrzanego - podkreślają.
Kim może być sprawca? Dziś prokuratorzy przyznają: każdym. Ma około 30 lat, jest szczupły, sprawny, najpewniej uprawiał sport. - Przygotowaliśmy też portret psychologiczny - zdradza Domarecki.
Co dziś robi? Prokurator po chwili namysłu odpowiada: - Siedzi przerażony, zaszył się gdzieś. Wie, że cała Polska go szuka. Boi się, że zostanie rozpoznany. Nie wykluczamy też, że jego bliscy wiedzą już, że to ich syn czy brat jest na nagraniu. Przypominam więc, że za pomoc poszukiwanemu grozi do pięciu lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska