- Gdy latem trafiła pani do Gorzowa, tutejsi kibice liczyli na medalową pozycję. Tymczasem w pierwszej rundzie wygrałyście tylko dwa mecze, zajmujecie przedostatnie miejsce w tabeli i grozi wam spadek z ekstraklasy...
- O medalu mówił jedynie nasz trener Ryszard Kulczycki. W praktyce okazało się, że od drugiej do dziewiątej drużyny stawka jest bardzo wyrównana. Odstają tylko KTS Forbet OWG Tarnobrzeg na górze i Gorce Nowy Targ na dole.
- Chce pani powiedzieć, że ekstraklasa jest w tym sezonie mocniejsza niż w poprzednim?
- Zdecydowanie tak! Przed rokiem wysoki poziom prezentowało najwyżej sześć ekip, teraz jest ich o trzy więcej. Do ligi trafiło sporo mocnych Chinek, wróciły też wszystkie reprezentantki Polski.
- Mimo wszystko trudno się oprzeć wrażeniu, że Gorzovię Medbud dopadł poważny kryzys. W dwóch ostatnich meczach z wrocławiankami i polkowiczankami wygrałyście tylko po dwa sety...
- Wcześniej stoczyłyśmy bardzo wyrównane pojedynki z SKTS Sochaczew, Bronowianką Kraków i GLKS Wanzl Nadarzyn. Wszystkie przegrałyśmy po 2:3. Dziś okazuje się, że te zespoły plasują się w górnej połowie tabeli. Zaczęło nam brakować punktów, więc atmosfera zrobiła się trochę nerwowa. Gdy przyszło do meczów z teoretycznie słabszymi rywalkami, ręce już się trochę trzęsły. Dodatkowo Li doznała miesiąc temu kontuzji ręki, a sportowe szczęście jest po stronie przeciwniczek.
- Zna pani powiedzenie: szczęście zawsze sprzyja lepszym?
- Znam, ale trudno się z nim pogodzić w każdej sytuacji. W czwartym secie pojedynku z Katarzyną Grzybowską z MKSTS Polkowice pięć razy zagrałam w siatkę i aut. A rywalka w siatkę i kant stołu. To są piłki, które decydują o wyniku meczu.
- A czy nie było tak, że przestałyście wierzyć w swoje umiejętności po przegranej 1:3 we własnej hali z Warmią? Zespół z Lidzbarka Warmińskiego przyjechał do was z zerowym dorobkiem punktowym...
- Coś w tym jest. Wszyscy oczekiwali naszej łatwej wygranej. A my wiedziałyśmy, że czeka nas trudna walka, bo Warmia to naprawdę mocna ekipa. Niestety, przegrałyśmy i zaczęły się poważne problemy.
- Na co stać jeszcze panią, Li Liu i Martę Smętek?
- Na pewno zrobimy wszystko, by obronić dla Gorzowa ekstraklasę. Wierzymy, że karta w końcu się odwróci i zaczniemy wygrywać spotkania, w których wcale nie jesteśmy gorsze od przeciwniczek. Nam naprawdę brakuje szczęścia!
- Jak wyglądają wasze codzienne treningi?
- Każda z nas przygotowuje się oddzielnie. W Tarnobrzegu, gdzie spędziłam trzy poprzednie sezony, wszystkie ćwiczyłyśmy razem i już od poniedziałku szukałyśmy taktyki na sobotnie spotkanie. W Gorzowie jest inaczej. Ja wyjeżdżam po meczu do Czech, Marta do Krakowa, na miejscu zostaje tylko Li. Spotykamy się dopiero w czwartek i spędzamy ze sobą najwyżej dwie doby.
- Myślała pani o tym, by - wzorem Martina Olejnika - na stałe zamieszkać w Gorzowie?
- W Polsce spędziłam trzy lata i koniecznie chciałam wrócić do swojego kraju. Lepiej się tam czuję. Nawet mimo tego, że z Fridlandu nad Ostravicą muszę co tydzień dojeżdżać 500 kilometrów w jedną stronę.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?