Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Harcerki w firankach

GRAŻYNA ZWOLIŃSKA 0 68 324 88 44 [email protected]
Emilia Wajnert pisze na komputerze na kanwie osobistych przeżyć już piąta książkę
Emilia Wajnert pisze na komputerze na kanwie osobistych przeżyć już piąta książkę Bartłomiej Kudowicz
- Pisałam swoje książki na maszynie, ale to tak stuka, więc parę lat temu pomyślałam, że lepiej byłoby na komputerze. Siostrzeniec mi przywiózł, pokazał, jak obsługiwać, no i piszę - mówi nowosolanka Emilia Wajnert, lat 87.

Okazuje się, że to nie święci garnki lepią, tylko pani Emilia. Nie pasuje do niej słowo babcia, jeśli już, to starsza pani. Kiedy przed spotkaniem spytałam, jak do niej dojechać, wytłumaczyła jak doświadczony kierowca. - Prowadziła pani samochód? - spytałam. - Do grudnia zeszłego roku, zanim mi ukradli - odpowiedziała.

Prawo jazdy zrobiła w latach pięćdziesiątych. Jeździła wtedy skodą. Ostatni był maluch.

Harcerki w firankach

Druga połowa października 1945 r. Na platformie zaprzęgniętej w dwa konie czterdzieści harcerek. Po bokach wozu starsze druhny na rowerach. Tak z Nowej Soli na występy do Kożuchowa jechała rewia harcerska. Stroje uszyły mamy. Z czego się dało, na przykład z firanek. Na ich wcześniejszy występ w nowosolskiej sali widowiskowej przyszło ponad pięciuset widzów. Drużyny harcerskie zorganizowała Emilia. Miała 26 lat. Do Nowej Soli przyszła pieszo 10 czerwca 1945 r.

Tego dnia wysiadła z pociągu w Konotopie. Wybrała się na te tereny z Tarnowa, całkiem sama. Wzięła swój los w swoje ręce. Tego hasła nie wymyślono po 1989 r. Minęła dwie wioski, Kochanowo i Lipiny. Wszędzie pusto, Niemcy uciekli. W Nowej Soli jeszcze trochę ich było.

Pierwsza drużyna harcerska powstała w mieście już 12 września 1945 r. Chyba poczucie misji miała w głowie Emilia, bo postanowiła w ten sposób zintegrować młodych, którzy zjechali tu z Wielkopolski, Francji, Rumunii, Niemiec, z Wileńszczyzny.

We wrześniu 1945 r. ruszyła pierwsza księgarnia. Kto ją uruchomił? Emilia.

Kolega z wazeliną

W 2001 r. otrzymała tytuł Honorowego Obywatela Nowej Soli. - Niech pani patrzy, co oni tu napisali! Za to to ja bym sobie nie przyznała obywatelstwa - pokazuje papier. - Takie to biurokratyczne, np. że byłam kierownikiem oddziału WPHW. Lepiej było napisać, że jestem pionierką, o harcerstwie, księgarni, o tym, że byłam radną.

Pani Emilia zawsze lubiła mówić, co myśli. Na pewno nie miała więc tylko samych przyjaciół.

W 1956 r. zapisała się do partii. Wcale się tego nie wstydzi. - Taki był wtedy entuzjazm, tak ludzie w Gomułkę wierzyli. Mój kolega napisał do niego elaborat, co poprawić w państwie, jakich ludzi powinien się wystrzegać - opowiada. - Mówiliśmy, że Gomułce trzeba pomóc, że w partii powinni być porządni, operatywni ludzie. Bo przecież nic samo się w kraju nie zrobi.

Ale już w latach 60. w Warszawie Emilia na zjeździe związkowców ze spółdzielczości przekonywała z mównicy, że nie po to się tu zebrali, żeby robić, co partia i rząd sobie życzą. - Dziwię się, że kolega przewodniczący nie odebrał koleżance Wajnert głosu - powiedział bardziej "słuszny" uczestnik. - Kolego, może trochę wazeliny? - spytała, przechodząc koło niego. Śmiech, dziennikarze z pytaniami...

Spalili wszystko

W 1949 r. skończyło się dla Emilii jej harcerstwo. Zmieniono statut i przyrzeczenie. Zlikwidowano ZHP, powstała Organizacja Harcerska.

Drużynowe przyniosły Emilii sztandary i kronikę hufca: - Druhno, niech druhna przechowa.

Jednak się rozniosło. Nowy komendant, przywieziony w teczce, zażądał zwrotu. - To nie wasza własność - powiedział. - Wasza też nie - Emilia na to. - To milicja przyjdzie - zagroził.

- Oddałam. Potem od płaczących dziewcząt dowiedziałam się, że wszystko spalili. Ale jedna rzecz mi została - pokazuje stary harcerski album.

Z księgarnią też zaczęły się kłopoty. Była prywatna, więc urząd skarbowy i domiary. - Ja wam pokażę! - pomyślała Emilia. I założyła spółdzielnię księgarską. Została prezesem, a nowosolscy nauczyciele członkami. Spółdzielnie jakiś czas tolerowano. Potem wszystkie upaństwowiono i powstał Dom Książki.

Między sobą

Emilia Wajnert zawsze obserwowała politykę, bo też i ona nie pozwalała jej o sobie zapomnieć. Dziś tylko kręci głową, patrząc na to, co się dzieje.

- To obrzydliwe. Powołują się na Boga, a przepełnieni są nienawiścią. Szkalują się nawzajem, wyszukują na siebie nie wiadomo co. Władza, władza, władza, za wszelką cenę. Młodzi to widzą. Boję się o nich. Przykład idzie z góry - mówi. - Do tego to nieobycie, brak kultury osobistej, brak woli uczenia się. Po wojnie prości ludzie bardziej chcieli się uczyć, niż ci politycy teraz. I ta ciągła walka. Myśmy walczyli z Niemcami, z Sowietami, a oni między sobą się żrą.

Innego nie było

A co Emilia Wajnert odpowiedziałaby na zarzut, że nie stojąc z boku, lecz pracując na odpowiedzialnych stanowiskach i działając społecznie, utrwalała władzę ludową?

- To był wtedy nasz kraj, innego nie było. Czy jak ktoś nic nie robił, to był lepszy? Starałam się, żeby Nowa Sól nie stała w miejscu. Robiłam, co byłam w stanie - odpowiada. - Co nie znaczy, że zgadzałam się ze wszystkim, co się działo.

Czasem może była trochę naiwna, czasem, jak się dziś nieelegancko mówi, upierdliwa. Z perspektywy lat wiele rzeczy inaczej się ocenia.

Ważna akademia. Wręczenie sztandaru. Zbliża się godzina rozpoczęcia, a naczelnego dyrektora nie ma. Pani Emilia, dyrektor handlowy, telefonuje do żony: - Wezwali go do Urzędu Bezpieczeństwa.

- To ja dzwonię do UB. Wypuśćcie go! On nic nie zrobił! To porządny człowiek! - opowiada. Dyrektor przyszedł: - Tak to jest, że nas wzywają, tłumaczył się. - Przecież on jest z UB, uświadomił mnie potem kierownik działu - śmieje się dziś pani Emilia.

Albo późniejsze lata, połowa osiemdziesiątych. Wybory do rady miejskiej. W powiatowym komitecie partii przygotowali listę kandydatów, przestawiając tych, co mieli być na pierwszych miejscach na miejsca drugie. Wojewoda chwali się potem na naradzie, ile to kobiet wybrano, a szefowa Ligi Kobiet, Emilia Wajnert na to, że w Nowej Soli oszukali, i to w trzynastu przypadkach, więc z czego się cieszyć. Cisza, bez komentarza. Później w zarządzie wojewódzkim Ligi, kiedy jest ktoś z województwa, Emilia znów o tym oszustwie. - Słuchaj, Mila, już to mówiłaś - mityguje ją przewodnicząca. - Tak długo będę mówić, aż usłyszą - ona na to.

- Jestem potem w Nowej Soli w komitecie partii, żeby załatwić sprawę jakiejś kobiety. Siedzą sekretarze: - Towarzyszka na nas naskarżyła... - mówią. - Ja nie naskarżyłam. Ja was oskarżyłam. Trochę mi potem rzucano kłód pod nogi. Ale nadal uważam, że trzeba brać udział w życiu politycznym i społecznym. Ten, kto cały czas stoi z boku, może nie zrobi niczego złego, ale na pewno też niczego dobrego dla społeczeństwa.

Dziś Emilia Wajnert pisze na komputerze na kanwie osobistych przeżyć już piąta książkę. Wszystkie są jednym wielkim pamiętnikiem osoby, której nie było wszystko jedno.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska