Mało kto wie, że tu wyhodowano pierwsze dalie w Europie, sprowadzone z Ameryki Południowej.
Przed kilkoma laty starą willę niemieckiego fabrykanta Winklera wypatrzył Henryk Janków. - Była mocno zniszczona, ale w środku, na szczęście, dość dobrze zachowana - wspomina pierwsze wrażenia. H. Janków kupił nieruchomość i zaczął długi remont, zamieniając zabytek w hotel.
Mozolna robota
Pracy było na ponad dwa lata. Stolarka okienna i drzwiowa zachowała się dzięki wielu warstwom farby nakładanej od czasów powojennych. - Zakonserwowała drewno, ale trzeba było ją opalać i na nowo malować - wspomina H. Janków.
Wewnątrz i na zewnątrz odtworzono oryginalne zdobienia. Pan Henryk sam zajął się przywracaniem dawnej świetności kominka. - Dłubałem przy zdobieniach powolutku, aż je całkiem odkryłem - mówi.
Podczas prac remontowych znaleziono zamurowane pomieszczenie. Po co ktoś to zrobił? Nie wiadomo. Ustalono, że było to miejsce, do którego nie wchodziły kobiety. - Tam właściciel domu ze znajomymi grał w karty i załatwiał interesy - zdradza H. Janków.
Oranżeria na parterze zamieniła się w stołówkę. - Niestety, fontanna była już nie do użytku - dodaje Marek Janków.
W dzisiejszej jadalni nad kominkiem widać puste, owalne miejsce. - To ślad po obrazie Rembrandta, pewnie zabrał go właściciel uciekając tuż przed końcem wojny - mówi M. Janków.
W pokojach na górze zachowano oryginalne zdobienia sufitów i ścian. W jednym jest niecodzienna szafa. To przez nią wchodzi się do pomieszczenia. Po zamknięciu drzwi o ich istnieniu świadczy tylko klamka.
Te wszystkie zabiegi opłaciły się. Zabytek w 2006 r. został przez ministra kultury wyróżniony tytułem najlepiej odrestaurowanego obiektu.
Przyjechały wnuczki
Pełna światła oranżeria na parterze zamieniła się w stołówkę
(fot. fot. Krzysztof Kubasiewicz)
Hotelarz z czasem zaczął interesować się życiem dawnego właściciela. - Zbieram dokumenty i zdjęcia, to dzięki nim odtworzyliśmy willę jak najbardziej szczegółowo - przyznaje H. Janków.
Przed kilkoma laty hotel odwiedziły wnuczki niemieckiego fabrykanta. - Panie w wieku 92 i 94 lata początkowo były bardzo nieufne. Powiedziały, że nie mają żadnych fotografii sprzed wojny. - Kiedy jednak zobaczyły jak wygląda hotel po remoncie, to zmieniły zdanie i zachowanie, i nawet pokazały mi fotografie właściciela w jego przecież domu - mówi H. Janków.
Dzięki zdjęciom dobrano m.in. tapety podobne do tych, które przed laty wisiały na ścianach pokojów. Ustalono też, że właściciel domu miał swój wielki pokój na piętrze z łazienką, z osobnym wejściem. Miał on w części owalny kształt.
Fabrykant i kwiaciarz
W miejscu nad kominkiem przed wojną wisiało dzieło Rembrandta
(fot. fot. Krzysztof Kubasiewicz)
Fabryka była jednym z interesów Niemca. Ale niecodziennym hobby - uprawa kwiatów. W szklarniach wyhodował dalie ściągnięte z Ameryki Południowej. - Był pierwszą osobą, która dokonała tego właśnie w Europie - wyjaśnia H. Janków.
Kwiaty z jego szklarni, często unikaty, trafiały na cały świat. Szczególne okazy rosły też w domowej oranżerii. Na dużym placu Niemiec miał małe lotnisko. Własnym samolotem transportował roślinne okazy na statki do portu w Hamburgu. Stamtąd kwiaty z Iłowej wypływały na cały glob.
W związku z kwiatami, między wrześniem a październikiem 1939 r. w Iłowej odbyła się wielka wystawa dalii. Oprócz setek kwiatów zaprezentowana również brzoskwinie i okazy winorośli.
- To było wielkie święto dla miasta, które wtedy miało nawet kolejkę wożącą ludzi po parkowych alejkach - mówi H. Janków.
Na kwiatowe święto przyjechały tysiące Niemców. Ślicznie wyglądał wtedy zaniedbany dziś park. Alejki ciągnęły się między wspaniałymi okazami rododendronów. Teren przecinały kanały wodne z uroczymi mostkami.
Przedwojenna Iłowa była pięknym miastem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?