Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Jednemu sędziemu to nawet w twarz plunąłem - mówi pan Artur, który wykradł z aresztu swoje akta

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Artur Ostałowski. 33 lata, "pod celą” pięć.
Artur Ostałowski. 33 lata, "pod celą” pięć. fot. Paweł Janczaruk
Podejrzany o ciężkie pobicie Artur Ostałowski z Sieniawy wykradł z nowosolskiego aresztu akta swojej sprawy. Jak twierdzi zrobił to tylko po to, aby zwrócić uwagę na swoją niewinność. I niekompetencje więziennych strażników.

Niewielki dom przy głównej ulicy w Sieniawie. Na ekranie telewizora zwycięski bieg Justyny Kowalczyk. Na ścianie Matka Boska.

- Wiem, nie jestem i nigdy nie byłem aniołem - zaczyna Artur Ostałowski. 33 lata, "pod celą" pięć. Główny bohater skandalu z funkcjonariuszami służby więziennej w roli głównej.
Ta sama Sieniawa, kilka domów dalej. Maj 2005. Są koledzy i jest "szkło". Później ułańska fantazja. Jadą samochodem, gdy mijany rowerzysta - mieszkaniec sąsiedniej miejscowości - pokazuje im "fucka". Kopią, biją łańcuchem, zabierają komórkę. I tu wersje pana Artura i wymiaru sprawiedliwości się rozchodzą. Według pana Artura - on miło spędza czas w towarzystwie koleżanki. Ma na to świadków. Według prowadzących śledztwo, to właśnie on podczas katowania ofiary sprawnie operuje łańcuchem.

- Mogę jednym tchem podać kilka przestępstw, nawet poważniejszych, za które nie odpowiedziałem i to dzięki świebodzińskim prokuratorom - dodaje Ostałowski. - Gdyby za nie mnie wsadzono, nawet bym nie stęknął. Ale w to wmanewrować się nie dam.

Oczy im zarosły

Areszt w Nowej Soli, marzec 2009. Ostałowski, zgodnie z przysługującym mu prawem, żąda udostępnienia jego akt sprawy. Ma na to cztery dni. Przez cały czas na ręce patrzy mu dwóch strażników.
- Wystarczyłby jeden, ale chcieliśmy się zabezpieczyć - mówi dyrektor aresztu Roman Oskierko. - Ten aresztowany procesuje się z całym światem, więc wzmogliśmy czujność.

Czujność była bardzo wzmożona. Ostałowski wstał, wziął tom akt pod pachę, wyszedł z sali widzeń aresztu i zaniósł "na celę". Jak nie bez dumy dodaje, robił to wcześniej w areszcie zielonogórskim. To jego patent na "ucieczkę".

- Nikt niczego nie zauważył, jakby oczy im zarosły - opowiada. - Dopiero ostatniego dnia przeliczyli karty. I natychmiast zrobili mi kipisz na celi. Na siedmiu metrach kwadratowych nie potrafili tych papierów znaleźć. Później wpadła druga ekipa, która sprawdziła skuteczność działania tej pierwszej. I nic...
- Mamy podejrzenia, że albo ukrył karty z akt między innymi dokumentami, które mógł mieć w celi, albo ktoś pomógł mu je wcześniej wynieść - tłumaczy Oskierko.

Według Ostałowskiego, strażnicy założyli, że papiery podarł i "spuścił w kiblu".

Dowody niewinności

W maju 2009 p. Artur opuścił areszt. Z dokumentami, które od tego czasu leżały w jego domu. A sąd i prokuratura rozpoczęły mozolne odtwarzanie akt. I można by było pomyśleć, że mieszkaniec Sieniawy ulitował się nad prawnikami, bo postanowił akta oddać. To, podobnie jak historia kradzieży, zabrzmiało jak policzek wymierzony służbie więziennej.

- Po pierwsze chciałem zwrócić uwagę na moją sprawę, aby prokurator, który fałszywie mnie oskarżył odpowiedział za ten czyn - tłumaczy Ostałowski. - Bez sensu było je zniszczyć, bo to przecież dowody mojej niewinności. I chcę pokazać, jak beznadziejną, chorą mamy służbę więzienną. Nigdy nie powinni nosić mundurów i mieć władzy nad innymi ludźmi. Znęcać się nad innymi jest łatwo, trudniej wypełniać rzetelnie obowiązki.

Niech pan pisze

Dyrektor Oskierko mówiąc o tej sprawie, nie może powstrzymać się przed westchnieniem. I nie jest to westchnienie ulgi. Sąd przesłał do aresztu 11 tomów akt sprawy Ostalowskiego, który miał prawo wglądu do nich. Przez cztery dni.

- Ktoś nawalił - przyznaje. - Sprawa wyszła na jaw, gdy dokumenty zostały przekazane z działu ochrony do sekretariatu. Przeliczyliśmy karty... Ale trudno wyciągać konsekwencje, bo nie jest pewne, którego dnia to się stało. Czyli w grę wchodzi sześciu, siedmiu ludzi funkcjonariuszy służby więziennej. Powinni bardziej patrzeć aresztantowi na ręce. Powinni codziennie przeliczyć karty. Powinni. Cóż, ludzie popełniają błędy.

A Ostałowski recytuje paragrafy, cytuje konstytucję, podaje strony kodeksów, na których znajdują się interesujące go przepisy. I zapowiada, że będzie walczył z całym systemem.
- Źli, skorumpowani są funkcjonariusze służby więziennej, policjanci, prokuratorzy... - mówi. - Jednemu sędziemu to nawet w twarz plunąłem...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska