Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jędrzejczak to nie bóg

ZBIGNIEW BOREK 722 69 37 [email protected]
Sprawa referendum nad odwołaniem prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka (SLD) jak w soczewce skupia największe przywary gorzowskich polityków: intelektualną słabość, brak wyrazistych osobowości, programową krótkowzroczność, nieudolność organizacyjną, wreszcie niezrozumienie podstawowych zasad budowania społeczeństwa obywatelskiego. Gorzowianie na tym tracili, tracą i będą tracić.

Szczecińska prokuratura zarzuca prezydentowi działanie na szkodę miasta i gorzowskich firm budowlanych. Tadeusza Jędrzejczaka aresztowano dwa miesiące temu i to jest bezpośrednia przyczyna politycznej zawieruchy w Gorzowie. Warto o tym pamiętać, bo w propagandowym zgiełku, zwłaszcza ze strony polityków rządzącego SLD, chwilami można odnieść absurdalne wrażenie, że Jędrzejczak trafił do więzienia, żeby opozycja miała powód do jego odwołania.

Jędrzejczak to nie bóg

Aresztowanie lokomotywy partyjnej - a tym był Jędrzejczak dla miejscowego SLD - w każdej normalnej formacji politycznej wywołałoby trzęsienie ziemi. SLD w Gorzowie najwyraźniej jednak normalną formacją nie jest. Na listopadowym zjeździe miejskim wybory do kierowniczych gremiów poszły gładko, a o głośnej na cały kraj aferze korupcyjnej delegaci w ogóle nie rozmawiali. Sojusz okazał się ślepy i głuchy na to, że jego lider siedzi za kratkami niczym pospolity kryminalista! Po zjeździe szef miejskiego SLD, poseł Jakub Derech Krzycki kpił w żywe oczy, że w sojuszu wszystko jest poukładane! Chwalił się też, że na sercu nosi list od prezydenta z zapewnieniem o niewinności. ,,To komu ja mam wierzyć? Tadeuszowi Jędrzejczakowi czy niektórym politykom prawicy, których wypowiedzi brzmią tak, jakby już wydali na prezydenta wyrok?’’ - pytał Krzycki dziennikarza ,,Gazety Wyborczej’’, nie zdradzając żadnych rozumnych rozterek.
Poseł nie uwzględnia prostego faktu, że to nie prawica aresztowała Jędrzejczaka, tylko prokuratura i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zamiast poddać to choćby elementarnej analizie, Krzycki ucieka się do ,,prawd’’ wiary, która wynika przecież z emocji, a nie rozumu. Zupełnie jakby mówił o bogu, a nie o Jędrzejczaku.
Aż się prosi, żeby na tle niskiej moralnie i intelektualnie postawy SLD opozycja zaprezentowała się nie tylko jako uczciwa, ale też kompetentna i dalekowzroczna. Nici z tego! Elżbieta Rafalska i Marek Surmacz (Prawo i Sprawiedliwość) oraz Jacek Bachalski i Waldemar Szadny (Platforma Obywatelska) powtarzają jedynie, że trzeba odwołać prezydenta, bo władza za kratami to wstyd dla mieszkańców, a także zły sygnał dla partnerów Gorzowa i inwestorów. Wszystko to święta prawda. Kłopot w tym, że od dwóch miesięcy już bardzo wyświechtana, a będzie jeszcze bardziej, zanim dojdzie do referendum - i o ile będzie ono ważne. 30-procentowy próg frekwencji jest wysoki na tyle (mniej gorzowian poszło nawet do ostatnich wyborów samorządowych), że trzeba zaoferować wyborcom coś więcej. Ani PO, ani PiS nie proponują niczego albo tylko ogólniki. - Przyjdzie na to pora po odwołaniu prezydenta - mówią ich liderzy. Przyznają, że konkrety mogłyby skłócić komitet referendalny. Dowodzi to nie tylko jego kruchości. Świadczy też o braku osobowości ze znanym w mieście nazwiskiem, niekwestionowanym autorytetem i szerokimi horyzontami intelektualnymi. Gotowość do walki o prezydenturę zgłasza tylko Bachalski, PO wymienia też innych kandydatów, ale ani ze strony referendalnych koalicjantów, ani mieszkańców aplauzu nie widać.

Ryby mają głos

Politycy myślą najwyraźniej, że każdy wyborca spija słowa z ich ust i wystarczy łaskawe przyzwolenie, żeby ludzie rzucili się do urn oddać na nich swój głos. Z takich przesłanek wynikał hurraoptymizm organizatorów zbiórki podpisów niezbędnych do ogłoszenia referendum. Na początku listopada pełnomocnik komitetu referendalnego Szadny zapewniał, że na zabranie wymaganych 10 tys. podpisów wystarczy miesiąc. Po upływie tego miesiąca było jednak ledwie 6 tys. i w szeregi organizatorów wdarła się nerwówka. Rafalska mówiła dziennikarzom, że na Wełnianym Rynku już zbieranie nie idzie, Szadny - przeciwnie. Z marketu Filipinka w centrum miasta zniknęła tablica, na której miał być podawany aktualny stan zbiórki. W niektórych miejscach wskazanych przez organizatorów nie można było złożyć podpisu, bo nikt ich tam nie zbierał. Czytelnik naigrywał się w liście do naszej redakcji, jak Rafalska przed sklepem Berti namawiała do podpisu sprzedawcę, od którego przed chwilą kupiła rybę. Szadny narzekał, że środowiska kupieckie dostarczyły dziesięć razy mniej podpisów, niż obiecały. Wszyscy psioczyli, że gorzowianie boją się składać podpisy. Sugerowali, że to sprawdzian obywatelskiej aktywności. Niby że jeśli gorzowianie nie wykażą się aktywnością, to tym gorzej dla… mieszkańców.
Obok nieporadnych organizatorów referendum okrakiem na barykadzie usiadła Socjaldemokracja Polska (jest za odwołaniem prezydenta, ale z aktywnością się nie zdradza), a z założonymi rękoma przygląda się temu wszystkiemu opozycja spoza Rady Miasta. Szokujące dla mieszkańców aresztowanie prezydenta i związane z tym referendum są wymarzoną okazją do ofensywy politycznej (w dobrym tego słowa znaczeniu). Liga Polskich Rodzin, Samoobrona i Unia Wolności nie kiwnęły jednak nawet palcem, a o tym, co w ogóle sądzą, można się było dowiedzieć głównie dzięki naszym debatom.
Publiczne debaty o referendum i jego skutkach zorganizowała dotąd tylko ,,Gazeta Lubuska’’ (w listopadzie w Klubie Myśli Twórczej Lamus, od sześciu tygodni w ,,Głosie Gorzowa’’).

Marnujemy okazję

Organizatorzy referendum widać nie dbają zbytnio o to, żeby przekonać mieszkańców do swoich idei (zakładając bez złośliwości, że takowe mają). Wygląda to tak, jakby politykom chodziło tylko o podpis, później o głos przeciw Jędrzejczakowi i wreszcie o zagłosowanie (bo jakiż to wybór, jeśli nikt nie pytał mieszkańców - i pewnie już nie zapyta - kogo zgłosić do wyborów) na jego następcę. O debatę nie zadbał też SLD. Zdobył się tylko na potępieńcze listy pod adresem rzekomo ferujących wyroki mediów i łzawe apele, żeby wyborcy razem z SLD ,,przeszli te trudne dni’’.
Tymczasem debata publiczna jest jednym z fundamentów społeczeństwa obywatelskiego. U nas może być wręcz jego zaczątkiem. To z niej winny wyłonić się cele do realizacji i zdecydowani liderzy, wokół których można budować konkretne programy i struktury. W ten sposób z sytuacji kryzysowej Gorzów mógłby wyjść obronną ręką, a nawet odnieść korzyści. Ludzie z przekonania angażujący się w odwołanie prezydenta i powołanie jego następcy nie zostawiliby bowiem tego ostatniego na lodzie. Po rozwiązaniu doraźnego problemu politycznego łatwiej byłoby się zmierzyć ze sprawami, które na co dzień doskwierają gorzowianom nieporównanie boleśniej. Choćby walczyć z bezrobociem, bo na 125 tys. mieszkańców aż 10 tys. nie ma pracy (tyle podpisów potrzebowano do referendum…) i tylko co piąty dostaje zasiłek, czy też z ubóstwem: aż 18-20 tys. osób korzysta z pomocy społecznej! Społeczeństwo obywatelskie bierze się z takimi dramatami za bary, trzeba tylko pomóc mu zrobić pierwszy krok, czyli się zorganizować.
Właśnie jesteśmy świadkami marnowania doskonałej ku temu okazji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska