Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeziora z taaakimi rybami!

Dariusz Chajewski
Mariusz Kapała
Mariusz Kapała Mariusz Kapała
Nasze wody kochają wędkarze. Bo i po kilku godzinach siedzenia na brzegu lub łódce zwykle coś tam w wiaderku pływa. Z jednej strony zawdzięczamy to dobrym akwenom, z drugiej rozsądnemu zarybianiu.

Jak myślicie, ile gatunków ryb żyje w naszych wodach. Wyliczamy. Okoń, szczupak, płoć, karp, karaś, węgorz, sum, sandacz... I mniej więcej w tym miejscu kończy się zasób wiedzy statystycznego Lubuszanina, który nie jest wędkarzem.

Tymczasem pływają u nas przedstawicielki około 80 gatunków. I całkiem łatwo spotkać tych, którzy wyliczą jednym tchem kilkadziesiąt nazw. Bo kochających moczenia kija mieszkańców regionu jest grubo ponad 40 tys. To już tłum. I jak to się dzieje, że tego wszystkiego nie wyłowią?

- Ooo, naturę staramy się wspomagać - mówi ichtiolog z zielonogórskiego oddziału Polskiego Związku Wędkarskiego Wojciech Zieleniewski. - Każdego roku zarybiamy co najmniej 70 proc. naszych akwenów, do wody trafia 24 - 28 ton narybku. Ten przelicznik niewiele mówi? Zatem wyobraźmy sobie, że wpuszczamy milion sztuk sielawy...

Zielonogórski PZW gospodaruje na 6,3 tys. ha akwenów i obejmuje oprócz południowej części naszego województwa także część rzek i jezior Wielkopolski i Dolnego Śląska. Co może wydawać się dziwne powierzchnia wód pod jego nadzorem rośnie i to nie za sprawą powiększania się akwenów lub cieków.

Wędkarze przejmują schedę po dawnych państwowych gospodarstwach rybackich. Już tylko starsi pamiętają, że wcześniej zamknięte były przed nimi m.in. jeziora Lubie, Goszcza, Paklicko Wielkie, Łagowskie, Trześniowskie, oba lubięcińskie...

- Nasze wody są bardzo interesujące dla wędkarzy, przede wszystkim za sprawą różnorodności - dodaje Zieleniewski - Na jednym biegunie mamy rzeki o charakterze górskim i młode jeziora, na drugim płytkie akweny troficzne. Znajdziemy też wiele perełek. Jak chociażby jeziora na poligonie, czy słynące z wielkich sumów stawy pod Zaborem...

O naszych rybach można spokojnie kręcić filmy przyrodnicze, które nie będą ustępowały dramaturgią i walorami poznawczymi tym znanym z ekranów telewizyjnych. Bohaterem mógłby być ciernik, który buduje gniazda i opiekuje się potomstwem, głowacz wachlujący złożoną pod kamieniem ikrę płetwami, broniący gniazda sandacz...

I - przynajmniej według przyrodników - w jeziorach toczy się nieustanna walka i to nie tylko między człowiekiem i rybami, między drapieżnikami i ich ofiarami, ale także między gatunkami obcymi i rodzimymi. Bo w przeszłości popełniono wiele błędów, chociażby wpuszczając do naszych wód tołpygę.

Dziś już samo oddzielenie gatunków obcych i swoich jest skomplikowane, jak chociażby w przypadku jesiotra, gdzie okazuje się, że nie wiadomo, czy rodzimy jest ten ostronosy, czy też może, wbrew nazwie, kanadyjski. Spory budzi nawet poczciwy karp. Czy zyskał obywatelstwo przez zasiedzenie? A gości przybywa, te wszystkie trawianki, babki łysogłowe... Ba, nawet piranie. Ostatnie połowy tych egzotów pochodzą z okolic Lubska.

- Nie są potrzebne badania czystości wody, wystarczy obserwować zwierzęta- mówi Zieleniewski. - Wiele stanowi wskaźniki. Sielawa, sieja, łososiowate, pstrągi... Często rybom udaje się w wodach bytować, ale już nie udaje się rozmnażać... I niestety lista gatunków zagrożonych rośnie w zastraszającym tempie.

Wracając do taaakich ryb. Zapytaliśmy o słynne sumy z Zaboru. Czy to prawda, że pożerają łabędzie? Z tymi ptakami to się nie zdarza, ale po kaczki owszem, sięgają. Dla suma to wymarzone akweny - płytkie wody, brzeg z nawisami, pod którymi ryba może się skryć.

Jakby tego było mało ostatnie lata są ciepłe i mamy niewiele wylewów rzek. Dzięki temu zyskuje przewagę nad swoim głównym konkurentem szczupakiem. Bo i sumowi coraz lepiej powodzi się na innych akwenach oraz na Odrze i Warcie. A i start miał udany - jak opowiadają najstarsi mieszkańcy przed wojną Niemcy hodowali tutaj sumy.
A wędkarze?

- Dla wielu ludzi to po prostu sposób na spędzanie wolnego czasu nad wodą, nie chcą angażować się w działalność naszego związku - pointuje Zieleniewski. - Trochę na zasadzie: płacę i wymagam. Wielu także pęka i zamienia się w tzw. mięsiarzy. Skoro już przyjechali nad wodę muszą złowić tyle, aby im się zwróciły wydatki. Ale także obserwujemy zjawisko przychodzące do nas z zachodu. Wielu ludzi łowi, a ryby wypuszcza. Jakimi zatem jesteśmy wędkarzami? Sądzę, że niezłymi, mamy na koncie mnóstwo sukcesów.

Zieleniewski wie co mówi. Sam przed laty był medalistą mistrzostw kraju. Jednak od wielu już lat nie łowi. Gdy ma czas wybiera się nad wodę, ale zamiast za wędkę chwyta za aparat fotograficzny. I łapie taaakie zdjęcia.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska