Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Kierul: - Boks pomógł mi w życiu...

(eg)
Józef Kierul urodził się w 1946 roku w Nowej Soli.
Józef Kierul urodził się w 1946 roku w Nowej Soli. Edward Gurban
- Ojciec powiedział mi kiedyś: albo boks, albo praca - wspomina dziś Józef Kierul, który, choć karierę zakończył bardzo młodo, należał niegdyś do wielkiej rodziny uzdolnionych pięściarzy...

Mężczyzna swoje pierwsze kroki stawiał właśnie w Nowej Soli. Urodził się w 1946 roku, jeszcze zanim oddział położniczy przeniesiono do powiatowego wówczas Kożuchowa. W żartach szczyci się dziś tym, że jako niemowlę leżał w jednym pokoju z Sewerynem Krajewskim, twórcą i czołową postacią "Czerwonych Gitar"... - Nasi rodzice przyjaźnili się. Po kilku latach Krajewscy wyprowadzili się jednak na Wybrzeże, a my, Kierulowie, do Stanów, ale tych pod Nową Solą - wspomina pan Józef. Tam też chodził do czteroletniej szkoły podstawowej, a dalszą naukę odbywał w Lipinach (obu szkół już niestety dawno nie ma...).

Po podstawówce wybrał się do Zielonej Góry, gdzie w Zespole Szkół Zawodowych (dziś "Elektronik") uczył się na tokarza. W międzyczasie zaczął jednak trenować boks u nieżyjącego już Henryka Tylmana, prawdziwej legendy i wychowawcy wielu znakomitych pięściarzy. Jak wspomina J. Kierul, jako junior walczył razem z takimi bokserami jak Artur Gallewicz, Zbigniew Wiśniewski, Zbigniew Papis, bracia Dziukowie...

- Pierwszą walkę w karierze, o puchar Okręgowego Związku Bokserskiego w Zielonej Górze, stoczyłem z młodzieżowym wicemistrzem Polski, Wertelewskim z Żar - wspomina. Mimo bohaterskiej postawy i wyrównanej walki, uległ mistrzowi. Później odnosił już jednak wiele zwycięstw zarówno w rozgrywkach ligowych jak i turniejach indywidualnych w okręgu, a także mistrzostwach makroregionu. Sparował także z późniejszym mistrzem Europy w wadze lekkiej, Ryszardem Tomczykiem, pochodzącym z Bolesławca... Jak wspomina pan Józef, treningi bokserskie odbywały się wtedy trzy razy w tygodniu, w hali klubu bokserskiego "Len" przy ul. Topolowej. Trenerem i drugim ojcem, był właśnie Henryk Tylman...

- Wydawało mi się, że przede mną też stoi kariera pięściarska. Jednak równocześnie zdobywałem dalsze kwalifikacje zawodowe, między innymi trzy razy w tygodniu miałem kurs na spawacza. Ojciec przeprowadził więc ze mną męską rozmowę: albo boks, albo praca. Wybieraj - wspomina mężczyzna. Nieoczekiwanie rozwiązanie przyszło same: powołanie do wojska. - Poszedłem do jednostki w Kożuchowie. Okazało się, że w wojsku bardziej byłem im potrzebny jako tokarz i spawacz. Z dnia na dzień przestałem więc walczyć i w wieku 20 lat skończyłem karierę... - mówi dziś J. Kierul.

A później? Przez wiele lat pracował w nowosolskich firmach budownictwa przemysłowego i mieszkaniowego, w tym w LPBP. Gdy zlikwidowano to przedsiębiorstwo, przeniósł się do Głogowa, gdzie mieszka do dziś i korzysta z zasłużonej emerytury.

Pan Józef przyznaje, że boks bardzo pomógł mu w dalszym życiu. Dzięki niemu wymagał od siebie i wzmocnił dyscyplinę wewnętrzną. - Nigdy nie byłem karany, ani sądzony. Pierwszy kieliszek wódki wypiłem, gdy miałem 22 lata, do dziś nie palę, nie piję kawy - mówi. Dziś ma kochającą żonę Barbarę, dochowali się razem dwójki dzieci i czworga wnuków. Wiele lat po swojej przygodzie z boksem, zdarzało mu się zastosować umiejętności z ringu, ale tyko w własnej obronie, gdy został napadnięty w Nowej Soli przez trójkę chuliganów. Dwóch powalił od razu. - Trzeci nie oglądając się za siebie, uciekł gdzie pieprz rośnie - śmieje się pan Józef...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska