- Mecz do końca był na styku, ale ostatecznie nie udało się wam utrzeć nosa faworytowi...- To prawda. Dlatego jesteśmy mocno rozgoryczone, bo sukces był na wyciągnięcie ręki. Co innego przegrać bez walki 20 punktami, a co innego oddać serce i ulec minimalnie.
- Czego zabrakło, by pokonać AZS?- Głównie konsekwencji. Gdy dłużej utrzymywałyśmy się przy piłce, gorzowianki były bezradne. Potem gdzieś to uciekło, zaczęły się deprymujące straty. Wystarczyły dwa złe podania z rzędu, by dziewczyny załamały ręce. O skuteczności nie wspominam.
- Czy z Joanną Czarnecką, obok pani drugą byłą zawodniczką AZS-u, szykowałyście się jakoś szczególnie na sobotni mecz?- Jak reszta zespołu, bardzo chciałyśmy wygrać w Gorzowie, ale specjalnych przygotowań nie było (śmiech). Na pewno miałyśmy łatwiej niż inne ekipy, bo przecież znamy taktykę gospodyń. Nasze wskazówki przekazaliśmy dziewczynom i długo przynosiło to efekt.
- Jak ocenia pani postawę byłych koleżanek w tym sezonie?- Trener Dariusz Maciejewski zbudował ciekawą drużynę. Choć teraz ma problem z kontuzjami, to wciąż silny zespół. Cieszę się, że potrafiłyśmy z nim walczyć jak równy z równym.
- W Lesznie jest pani od kilku miesięcy. To był dobry wybór?- Choć tęsknię za Gorzowem, uważam, że to była trafna decyzja. Fajne miasto, świetni ludzie, dzięki którym po urodzeniu dziecka, mogłam wrócić do koszykówki. Staram się spłacić ten dług wdzięczności.
- Co zrobiłaby pani, gdyby pojawiła się propozycja powrotu do Gorzowa?- Na pewno rozważyłabym ją. Mam tu rodzinę, więc byłoby mi to bardzo na rękę. Chętnie wrócę do AZS-u, ale nie ma konkretów, więc nie będę teraz gdybała.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?