Wójt, żona,matka,babcia...
- Wszystkiego lubię dopilnować, czasami nawet zrobić sama. Powinnam częściej wykonywać ten charakterystyczny dla mnie ruch palcem wskazującym - mówi Krystyna Pławska wójt Bogdańca.
- Mieszkańcy mówią, że twarda z pani babka.
- Twarda? Czasami też lubię się wypłakać na ramieniu mężczyzny. Może mam taką opinię, bo jak się za coś zabiorę, to doprowadzam sprawy do końca.
- Czego się pani nauczyła przez 12 lat rządzenia gminą?
- Konsekwencji, wytrwałości, odpowiedzialności. Godzenia się ze sprawami, na które czasami nie mamy wpływu. Pokory wobec życia. Sama się zastanawiam, czy nauczyłam się słuchać. Chyba nie do końca.
- Lubi pani załatwiać sprawy po swojemu?
- Wszystkiego lubię dopilnować, czasami nawet zrobić sama. To moja nieszczęsna wada, z którą usiłuję walczyć. Powinnam więcej spraw zlecać współpracownikom, częściej robić ten charakterystyczny dla mnie ruch palcem wskazującym (śmiech).
- W domu też pani tak wskazuje?
- Staram się być normalną żoną, matką, babcią. Przez te 12 lat nie usłyszałam od męża "nie jesteś w urzędzie". Natomiast gdy wcześniej byłam nauczycielką, zdarzało mi się słyszeć "nie jesteś w szkole".
- Optymistka?
- Mąż mówi, że niepoprawna. Optymizm pomaga mi w pracy, ale i w ogóle w życiu. Gdy człowiek ma uśmiech na twarzy, pozytywne podejście, lubi ludzi, to pomaga mu zwalczyć trudności.
- A gdy jest bardzo trudno?
- Gdy jestem zmęczona, jadę na zakupy. Nie muszę nic kupić. Sam rajd po sklepach, przymierzanie - to mnie odpręża. Jeśli coś do mnie woła z wystawy, potrafię wydać na to nieprzyzwoite pieniądze. Ale ostatnio na zakupach byłam chyba ze trzy miesiące temu. Widać praca mnie tak bardzo nie stresuje.
- Dziękuję.
Szefowa w pracy i w domu
Anita Staszkowian od ponad 15 lat pracuje w samorządzie. Ceni ludzi inteligentnych i ambitnych. Ma dwoje dzieci: Marcina (16 lat) i Kingę (11 lat). Mąż Krzysztof pracuje za granicą.
(fot. Archiwum)
- Przez cały czas angażuję się w życie gminy. Wolne chwile, jeśli tylko się zdarzą, poświęcam dzieciom. Jeździmy rowerami, chodzimy do kina - opowiada Anita Staszkowian, wójt Wymiarek.
- Wymiarki to niewielka gmina. Nie przeszkadza pani brak anonimowości? Sąsiedzi mogą cały czas zaglądać do okien i życia wójta.
- Anonimowość to chyba cecha jak najmniej wskazana dla wójta żyjącego w tak niewielkiej społeczności. Wielokrotnie podkreślałam, że nie widzę siebie jako wójta zamkniętego w urzędzie, który nie wie, co się dzieje w gminie. Chociaż w związku z takim sposobem załatwiania spraw, spotkałam się już niejednokrotnie z uwagami mieszkańców, że pani wójt znów nie ma w gabinecie. Ale nadal uważam, że lepiej być wśród mieszkańców, a nie z boku.
- Czym zajmuje się pani po pracy? Wycieczki rowerowe po pięknych terenach gminy?
- Na razie nie ma "po pracy", bo przez cały czas angażuję się w życie gminy. Wolne chwile, jeśli tylko się zdarzą, poświęcam dzieciom. A przyjście wiosny na pewno uczczę wycieczką rowerową, razem z dziećmi.
- Czyli czasu na pasje nie ma?
- Jest go mało, ale staram się wygospodarować. Moją pasją i pasją mojego syna jest czytanie. Czytamy wszystko, co nam wpadnie w ręce, wymieniamy się lekturami. Lubimy też jeździć na rowerach, często wybieramy się do kina.
- Rodzina jest zadowolona, że została pani wójtem? Nie narzeka na częste nieobecności w domu?
- W zasadzie trudno określić, czy bliscy są zadowoleni. Poświęcam im mniej czasu, mniej czasu spędzam też w domu. Część obowiązków wynikających z opieki nad dziećmi przejął mój ojciec. Mąż od wielu lat pracuje za granicą, więc muszę być szefem w pracy i w domu.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?