- Obiecała, że jak zrobię tą wpłatę, to dostanę kredyt. Umowa, podpis, raz, dwa, i pieniądze będą na koncie. To było jakoś w marcu, kwietniu tego roku - opowiada pan Andrzej z Nowej Soli (imię zmienione).
Pilnie potrzebował gotówki, więc skorzystał z usług Biura Informacji Pożyczkowej. Jednak zamiast dostać 20 tys. zł kredytu, stał się uboższy o 1.600 zł. Bo właśnie tyle, w tym wypadku, wynosiła opłata wstępna, nazywana przeważnie "ubezpieczeniem". Była obliczana w oparciu o kwotę, którą chciało się pożyczyć.
- Podpisałem umowę, kobieta kwity zabrała i tyle. Nawet ksero nie dostałem. Obiecywała, że pieniądze pojawią się na koncie maksymalnie w przeciągu miesiąca - opowiada. - Po dwóch tygodniach zacząłem się niecierpliwić, a w międzyczasie moja matka też wpłaciła im pieniądze, bo potrzebowała pożyczki - mówi pan Andrzej. A pracownica zielonogórskiego oddziału firmy wciąż zapewniała, że przelew nadejdzie lada dzień.
Więcej o całej sprawie przeczytasz w piątek, w papierowym wydaniu Gazety Lubuskiej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?