Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kontrola skarbowa w Drezdenku zakończyła się powiadomieniem prokuratury

(ad)
Dziwna kontrola z awanturą o notes
Dziwna kontrola z awanturą o notes sxc.hu
Obie strony kierują sprawę do prokuratury, obie twierdzą, że zostały upokorzone. Co wydarzyło się w salonie fryzjerskim w Drezdenku?

- Niedopuszczalna sytuacja, urzędnik państwowy upokorzył mnie i przywłaszczył mój prywatny notes - mówi właścicielka salonu. - To ja zostałam upokorzona, napadnięto na mnie używając przemocy - mówi urzędniczka. Wszystko zaczęło się od zwyczajnej, rutynowej kontroli skarbowej w jednym z zakładów fryzjerskich.

Zobacz też: IKEA wprowadza nowy system mebli kuchennych (ZDJĘCIA)

Z relacji jego właścicielki Anny Szrama wynika, że we wtorek do salonu weszły dwie urzędniczki i - pod nieobecność właścicielki - poprosiły pracownicę o dokumenty informujące o ewidencji przychodów. - Te dokumenty były w biurze u księgowej firmy, urzędniczkom udostępniono za to zestawienie sprzedaży. Zawsze to wystarczało podczas kontroli - mówi pani Anna. Opowiada też, że jedna z urzędniczek bez pytania wzięła prywatny notes właścicielki, z jej prywatnymi zapiskami i zaczęła go przeglądać, szukając tam informacji o przychodach zakładu. - Jakim prawem? Prosiłam, aby oddała mi notes. Żądałam. Bez skutku. Na szczęście przyszedł też mój mąż, który po prostu wyrwał z rąk mój notes. Potem pani inspektor, grożąc nam i odzywając się wulgarnie, chciała wystawić mi mandat. Pytałam, za co. Słyszałam, że za brak dokumentów, choć dokumenty miałam. Nie przyjęłam mandatu. Takie zachowanie to wstyd dla urzędu - opowiada pani Anna.

Zbulwersowana całym zajściem wysłała skargę do naczelnika urzędu skarbowego w Drezdenku, oraz do izby skarbowej i do ministerstwa finansów. Naczelnik Jan Jeremicz zna sprawę z relacji urzędniczki. - Będziemy wyjaśniać to zdarzenie. Z relacji pracownicy wiem, że czuje się upokorzona przez właścicielkę zakładu. Ale nie chcę komentować sprawy dopóki nie przyjrzymy się temu, co tam zaszło - mówi naczelnik Jeremicz. Urzędniczka natomiast (nie chce, by podawano jej nazwisko w artykule) twierdzi, że odebranie jej notesu było napaścią. - To była czynna napaść na funkcjonariusza państwowego. Powiadomiłam już odpowiednie służby, izbę skarbową, prokuraturę - wyjaśnia i nie chce dłużej komentować zajścia. Mąż właścicielki salonu, Rafał Szrama, również zamierza skierować sprawę do prokuratury. - Ta pani zarzuca mi użycie przemocy, szkaluje moją osobę. Nie mogę na to pozwolić - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska