MKTG SR - pasek na kartach artykułów

KRZYSZTOF KILJAŃSKI

DANUTA PIEKARSKA 0 68 324 88 48 [email protected]
fot. Paweł Janczaruk
Rozmowa z KRZYSZTOFEM KILJAŃSKIM, wokalistą

KRZYSZTOF KILJAŃSKI

KRZYSZTOF KILJAŃSKI

lat 39, nim wydał "In The Room", najgłośniejszą płytę ubiegłego roku, skończył Szkołę Muzyczną I stopnia w Nowej Soli, występował w zespołach Łolaboga, Zegro, HGW, Dzieci Filipa i Ex Nonet, wyśpiewał wyróżnienie podczas Spotkań Młodych Autorów i Kompozytorów w Myśliborzu (1987 r.), był wokalistą Zespołu Śląskiej Estrady Wojskowej we Wrocławiu, współpracował z zespołem Konferansjer, w którym grał m.in. nowosolanin Witold Cisło (współtwórca płyty "In The Room") oraz z zespołem Old Friends Orchestra i Big Bandem Uniwersytetu Zielonogórskiego pod dyr. Jerzego Szymaniuka.

- Z jakim uczuciem wraca pan do Zielonej Góry?
- Ja tu często bywam. U młodszego brata, który tu mieszka, u przyjaciół. Dziś (rozmowa odbyła się 20 kwietnia - dop. D. P.) miałem wyjątkową okazję zaśpiewać z Big Bandem Uniwersytetu Zielonogórskiego. Z którym nie śpiewałem już bodaj 14 miesięcy.

- Pamięta pan pierwszy występ z Big Bandem?
- Latem 2001 roku, reprezentując Zieloną Górę, zagraliśmy koncert w sercu Hamburga, pod ratuszem. Wiem, że ludzie, którzy się tam zgromadzili, byli pod wrażeniem występu. To zawsze daje niesamowitego kopa zarówno mi, jak zespołowi. Nie wspominając o samym Jurku Szymaniuku...

- Z którym znacie się dłużej?
- Jurka Szymaniuka znałem, choć nieosobiście, jako pasjonata big bandu, gdy go prowadził w Mrowisku. Ja grałem wtedy w zespole Zegro, który powstał w zielonogórskim Liceum Sztuk Plastycznych.

- A co pan robił w "plastyku"?
- Sam się zastanawiam... Koniec końców nie zostałem plastykiem, ani budowniczym (bo i taką próbę mam za sobą). Ale nie żałuję przygody z muzyką, która trwa już 16 lat.

- Młodszy brat też jest muzycznie naznaczony?
- Nie, zajmuje się biznesem. Ja nawet przez sekundę nigdy nie myślałem, by zostać biznesmanem. Zawsze chciałem związać swoje życie ze sztuką. Mało mam na to czasu, ale jeśli zdarzy się wolna chwila, bawię się grafiką, bazując na programach komputerowych.

- Co jeszcze lubi pan robić poza śpiewaniem?
- Moją pasją od dzieciństwa jest modelarstwo. Z szacunku dla żony musiałem zawiesić uprawianie tego hobby. Przyznaję: zamieniłem dom w wielki warsztat... Ale może kiedyś, na emeryturze, będę kleił samoloty i czołgi?

- Jaką cenę płaci się, odnosząc tak błyskotliwy sukces, jaki stał się pana udziałem?
- Sukces w moim przypadku wiąże się z tym, że przestałem być anonimowy. To trochę męczące. Wolałbym zostać osobą anonimową, ale to nie do pogodzenia z byciem na estradzie. Sukces nie zmienił mnie jakoś diametralnie. Cały czas mieszkam, gdzie mieszkałem, samochodu nie zmieniłem, żony też nie...

- Gdzie pan mieszka?
- We Wrocławiu. Często słyszę pytania o przeprowadzkę do Warszawy, ale nie chcę się tam przenosić. Wrocław ma tyle zalet, których nie ma stolica: więcej oddechu, przestrzeni, inne ulice. Inni są też ludzie.

- Kiedy wyda pan drugą płytę?
- Wszyscy mnie o to pytają. A ja nie chcę jej wydawać pod ciśnieniem. Wierzę, że będzie dobra. Nie musi być platynowa. Ważne, by znalazła swoich odbiorców.

- Nie myślał pan o nagraniu standardów jazzowych? Nikt ich tak nie śpiewa, jak pan...
- Kiedyś, gdy o tym myślałem, nie było warunków do jej nagrania. Teraz są. Ale gdybym zdecydował się na wydanie takiego materiału, byłoby to w jakiś sposób wtórne wobec dorobku George'a Michaela i Roda Stewarta, a u nas - Krzysztofa Krawczyka.
Bardzo bym chciał taką płytę nagrać. Choćby po to, by zarejestrować parę lat współpracy z Big Bandem. Może na przełomie tego i przyszłego roku? Styczeń to dla mnie bardzo szczęśliwy miesiąc. W styczniu ukazała się pierwsza płyta.

- Jak doszło do spotkania z Magdaleną Różczką, z którą zaśpiewał pan ,,Serce'' z repertuaru Marka Grechuty?
- Spotkaliśmy się rok temu, na festiwalu w Opolu, gdzie Magda prowadziła koncert superjedynek. A że oboje pochodzimy z tego samego miasta - Nowej Soli...

- I jeszcze jeden wątek lokalny: na specjalnej edycji płyty znalazł się utwór Piotra Bukartyka, który wywodzi się z Gorzowa...
- Jest też "Kołysanka" Ewy Andrzejewskiej, z którą przed chwilą się żegnałem po zielonogórskim koncercie: Ewa napisała do niej tekst.

- Jest w panu wyjątkowa odporność na blichtr i mody. Skąd?
- Tak samo jak jestem ciekaw świata i ludzi, tak i muzyki. Nigdy sobie nie zakładałem w niej jakichś granic, barier. Poruszam się instynktownie na polu dźwięku i barw. Idę, dokąd mnie ciągnie, nie zastanawiając się, czy to jazz, rock czy pop.

- Nie dał się pan wchłonąć żadnej wytwórni, która wie, co się sprzeda.
- Mam swoją drogę. I lata. Jestem już prawie czterdziestolatkiem. W tym wieku na ogół człowiek wie, co chce robić w życiu.

- Miał pan jakiś kawałek wakacji po szaleństwie z płytą?
- Nie. Kawałek wakacji - całe 10 dni! - zdarzy mi się dopiero teraz. Zastanawiam się, co zrobić z tym ogromem wolnego czasu.

- Dokąd chciałby pan pojechać?
- Nigdzie. Ja cały czas jeżdżę... Najlepiej odpoczywam w domu. Zresztą jest tyle zaległości do odrobienia, gdy mężczyzna jest gościem. Chciałbym też zająć się muzyką, komponowaniem.

- Usmaży pan naleśniki? Ponoć jest pan największym specjalistą w tej dziedzinie?
- Może nie największym, ale potrafię nimi żonglować. Kiedyś może urządzę tzw. pokazówkę: Krzysztof Kiljański będzie żonglował naleśnikiem, który wykona trzy salta i wyląduje na odwrotnej stronie na patelni. Robię różne - ze szpinakiem, który uwielbiam z dużą ilością czosnku; meksykańskie; z fasolą; z mięsem z kurczaka albo z mielonym - pikantne. I na słodko.

- Tylko pozazdrościć żonie...
- Ostatnio żona, niestety, musiała je smażyć sama. Robi to nieźle, ale... nie żongluje.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska