- Dlaczego wystartował pan w wyborach?
- Bo chcę je wygrać. Uważam, że mam duże szanse. Moim atutem jest doświadczenie nabyte w ciągu ostatnich czterech lat pracy w radzie miejskiej. Poznałem kulisy samorządu i funkcjonowania administracji. Ważniejsze jest jednak to, że mam pomysł na miasto i chcę je zmienić. A gmina potrzebuje zmian, bo zaczyna przypominać skansen.
- Jaki to pomysł?
- Jednym z najważniejszych wyzwań będzie zatrzymanie w mieście ludzi młodych, kreatywnych. Teraz wyjeżdżają na studia i po ich ukończeniu zostają w miastach akademickich. Absolwenci szkół zasadniczych i średnich emigrują za chlebem do dużych aglomeracji, albo za granicę. Międzychód i pobliskie wioski zaczynają się wyludniać. Musimy zatrzymać ten proces. W przeciwnym razie zamienimy się w gminę emerytów. Dzieciom i młodzieży powinniśmy pomóc odkryć oraz rozwinąć szeroki wachlarz zainteresowań i talentów.
- W jaki sposób zatrzyma pan młodzież?
- Młodzi uciekają, bo nie mają tutaj perspektyw na pracę i godziwe zarobki. Pracę dostaje się po znajomości, przede wszystkim dzięki protekcji rodziców i krewnych. W urzędach i instytucjach etaty przechodzą z ojca na syna. Jak średniowieczne przywileje. To efekt dużego bezrobocia. Dlatego chcąc zatrzymać młodzież należy sięgnąć do sedna problemu, czyli poprawić sytuację na rynku pracy. Jako burmistrz będę szukać i ściągać przedsiębiorców, którzy zainwestują u nas swoje pieniądze i utworzą nowe miejsca pracy. Należy przygotować dla nich tereny pod inwestycje i je uzbroić w media. To największe wyzwanie dla urzędu. Nie zapominam przy tym o lokalnych przedsiębiorcach. Gmina powinna wspierać rzemieślników, właścicieli małych firm. Oni są filerem naszej gospodarki.
- W Międzychodzie bezrobocie jest jednak mniejsze niż w Międzyrzeczu, choć powstał tam park przemysłowy. Jak pan to skomentuje?
- W Międzyrzeczu jest jednak więcej przedsiębiorstw i instytucji. Na sytuację na rynku pracy ogromny wpływ ma duża jednostka wojskowa, gdzie najniższe pensje wynoszą ponad dwa tysiące złotych na rękę. Wojsko podnosi przysłowiową poprzeczkę pracodawcom. W Międzychodzie jest zupełnie inaczej. Tutaj warunki pracy i wysokość płac dyktuje kilka firm. Nikt się nie wychyli i nie zacznie płacić po trzy tysiące, skoro średnia pensja jest o połowę niższa. Zmieni to pojawienie się nowych firm. Jednym z większych pracodawców jest urząd gminy i podlegające mu instytucje. Zamierzam skończyć z praktykowanym do tej pory zatrudnianiem w nich osób, których jedynym atutem jest, że przyjaźnią się z prominentnymi urzędnikami. Czas z tym skończyć. Mieszkańcy tylko na tym skorzystają.
- Przez cztery lata wiele razy krytykował pan obecne władze. Dlaczego głosował pan przeciw projektom wszystkich budżetów gminy w ostatnich latach?
- Bo były nierealne. Traktowano je instrumentalnie. Nie opierały się na rzeczywistych potrzebach i możliwościach finansowych. Później były wielokrotnie zmieniane i dopasowywane do aktualnej sytuacji. Pieniądze podatników były wydawane na zupełnie inne zadania, niż planowano. Wykreślano jedne inwestycje, wpisywano inne. Żonglowano pieniędzmi jak w cyrku. Ja chcę stworzyć spójną wizję rozwoju miasta, określić strategiczne cele i konsekwentnie je realizować.
- Ludzie jednak chwalą obecne władze za realizowane ostatnio inwestycje i estetykę miasta. Co pan na to?
- Gmina sporo inwestuje. To prawda. Ale moim zdaniem są ważniejsze sprawy, niż ładowanie pieniędzy w deficytowy skansen w Mniszkach, czy budowanie drogi obwodowej, nazywanej szumnie obwodnicą. Ta droga nie ma większego wpływu na korki w mieście, które są coraz dłuższe. Zgadzam się natomiast ze stwierdzeniem, że Międzychód wypiękniał w ostatnich latach. Ale nie chodzi przecież o kwiatki i rabatki. Nie zgadzam się także z tym, że większość pieniędzy jest inwestowana w Kamionną i Łowyń, podczas gdy na Zawarciu gmina prawie nic nie robi.
- Burmistrz Roman Musiał nie podjął decyzji na temat swojego udziału w wyborach. Jak pan sądzi, wystartuje, czy nie?
- Nie wierzę w informacje, że ponoć zrezygnował. Jestem przekonany, że to tylko taktyczny manewr. Burmistrz boi się konfrontacji ze mną. Jego rezygnacja oznacza, że prawdopodobnie będę jedynym kandydatem w wyborach, co gwarantuje mi zwycięstwo. Dlatego burmistrz chcę sprowokować do startu osoby, które na razie się wahają. To prosta kalkulacja. Jeśli wystartujemy tylko my dwaj, może przegrać. W przypadku trzech lub czterech kandydatów głosy chcących zmian mieszkańców się rozejdą i burmistrz będzie miał większe szanse wygrania.
- Co będzie, jeśli burmistrz jednak wystartuje?
- Potwierdzi to tylko słuszność moich przypuszczeń.
- Kto zostanie wiceburmistrzem i sekretarzem, jeśli wygra pan wybory?
- Zapewniam, że będą to osoby kompetentne. Startuje z niezależnego komitetu, dlatego nie będę związany poleceniami partyjnych szefów. Na tym etapie nie mogę jednak podać nazwisk. Prowadzę rozmowy z wieloma osobami. I mam poparcie wielu mieszkańców. Zaczynając od radnych niezależnych Krystyny Grzesiak i Wacława Gursza, kończąc zaś na rzemieślnikach, nauczycielach, rolnikach i urzędnikach, którzy liczą na zapowiadane przeze mnie zmiany. Robią to bezinteresownie. Nie liczą na etaty, czy gminne zlecenia. Obudziłem w mieszkańcach wiarę w inny Międzychód. To mój atut.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?