Ktoś zabił lochę prowadzącą młode

- Zobaczyłam, że pies coś goni. Myślałam, że kota - opowiada Grażyna Krzystyniak z Kiełpina. - Podbiegłam, złapałam i okazało się, że to maleńki dziczek. Włożyłam go do zagródki, ale uciekł.
Mieszkańcy opowiadają, że śmieszne, pasiaste dziczki biegały kilka dni. Później zniknęły, widocznie psy je pozagryzały. Matkę, lochę zastrzelił pewnie myśliwy.
Skąd wiadomo, że to myśliwy?

- To znaczy pewnie kłusownik, ale z myśliwskimi papierami - dodaje Jan Wojciechowski. - U nas co i rusz coś takiego się dzieje. Niedawno urządzili sobie safari, strzelali do dzików. Żadnego nie podnieśli, później lisy rozwlekły. Chodziło im tylko o to, by zabić.
Bo w Kiełpinie mówi się, że kiedy myśliwy wychodzi na lewiznę, staje się najgorszym kłusownikiem. Wojciechowski twierdzi, że już kilka doniesień na takie kłusowanie złożył w prokuraturze.

Szef zielonogórskiego Polskiego Związku Łowieckiego Zdzisław Rudkiewicz przyznaje, że strzelenie lochy prowadzącej młode to jedna z największych plam na honorze myśliwego. Sprawa powinna natychmiast trafić do łowieckiego rzecznika dyscyplinarnego, takiego środowiskowego prokuratora.

- Ale podobnym sytuacjom trochę winna jest... sama przyroda - Rudkiewicz zastrzega, że nie ma zamiaru bronić w ten sposób myśliwych kłusowników. - Proszą się młode loszki, które powinny to robić dopiero w przyszłym roku. Na dodatek wypraszają się później. W wysokiej trawie myśliwy, szczególnie mniej doświadczony, może się pomylić.
Do początku sierpnia obowiązuje bezwzględny zakaz polowań na lochy.