Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łagów odświeża ekrany, czyli zaskakujące 38. Lubuskie Lato Filmowe

Zdzisław Haczek
Paweł T. Felis
Paweł T. Felis fot. Tomasz Gawałkiewicz
Po roku przerwy Lubuskie Lato Filmowe przypomni o sobie ze zdwojoną siłą. Od 21 do 28 czerwca na łagowskich ekranach zobaczymy najciekawsze filmy nie tylko z Europy Środkowej i Wschodniej, ale i z Islandii czy Japonii. Paweł T. Felis, nowy dyrektor programowy LLF-u, ujawnia nam swój autorski pomysł na festiwal w Łagowie.

Rozmowa z Pawłem T. Felisem - nowym dyrektorem programowym 38. Lubuskiego Lata Filmowego

- Skąd pomysł, by poszerzyć "mapę tytułów" LLF-u o Islandię a nawet o Japonię?
- Filmy z Europy Środkowej i Wschodniej - zgodnie z tradycją - znalazły się w konkursie głównym, będzie ich też dużo w innych sekcjach. Po pierwsze jednak region ten traktujemy szerzej niż dotąd - do tej pory do Łagowa bardzo rzadko trafiały np. filmy z Rumunii czy krajów bałkańskich. Po drugie, nie chcemy zamykać się w ramach wybranych krajów jak w getcie.

Tak naprawdę kraj, w jakim powstał film, ma znaczenie drugorzędne - szukam po prostu dobrych lub znakomitych tytułów, które potrafią mnie zaintrygować, czasem olśnić. I jeśli taki akurat film powstał w Islandii, Japonii, Wielkiej Brytanii czy Ameryce, dlaczego go nie pokazać? Chciałbym, żeby widz, który przyjeżdża do Łagowa, miał możliwie największy wybór: stąd pomysł na zarysowane wyraziście sekcje, ale też filmy spoza Europy Środkowej i Wschodniej.

Skądinąd filmom z tego regionu cały czas bacznie się przypatruję - słabszy rok w swoim kinie mieli na przykład Węgrzy i Czesi, za to świetne nowe filmy powstały w Rosji i Niemczech. Ale słabych filmów nie pokazujemy.

- Czy podczas walki o prawo do polskiej premiery filmu bułgarskiego czy chorwackiego "lała się krew"? Wszak każdy festiwal walczy o nowości.
- Nie będę ukrywać, że zdobycie praw do pokazania dobrego filmu - zwłaszcza premierowo - nie jest łatwe. Od początku było dla mnie jasne, że nie chcemy i nie jesteśmy w stanie rywalizować z tak fantastycznymi imprezami, jak Era Nowe Horyzonty czy Warszawski Festiwal Filmowy. Sam na te imprezy jeżdżę, doceniam je, jestem pod wielkim wrażeniem programu i organizacji, bo to - obok Camerimage jeszcze - najważniejsze festiwale w Polsce. Rola Łagowa jest inna: to nie tyle przegląd najświeższych filmów z najważniejszych festiwali filmowych, co raczej autorski wybór tytułów wyłowionych na różnych imprezach na świecie.

Krew się nie lała, co nie znaczy, że nie było trudno. Nie uda mi się np. pokazać w Łagowie świetnego filmu rosyjskiego, na którym bardzo mi zależało. Wciąż walczę o pokazanie niemieckiego tytułu, z którym od kilku tygodni są najróżniejsze perturbacje. Ale byłem też pozytywnie zaskoczony - chciałbym na przykład bardzo podziękować panom Michałowi Myślińskiemu z Lata Filmów w Warszawie i Romanowi Gutkowi z Era Nowych Horyzontów, bez których wsparcia pojedynczych, ważnych dla mnie tytułów w Łagowie by nie było.

Nie jest więc tak, że wyłącznie rywalizujemy - z Wrocławiem, Latem Filmów w Warszawie, Zwierzyńcem czy Kazimierzem, raczej sympatycznie współpracujemy. Każda z tych imprez jest przecież potrzebna, każda ma swoich widzów - nie jest ważne, czy pokażemy film jako pierwsi czy nie. Ważne jest kino.

- Przed laty na Forum w Łagowie wołano "Autor! Autor!". Odnosiło się to przede wszystkim do reżyserów. W przypadku 38. LLF-u mamy w pełni autorski program. Czy funkcja dyrektora programowego filmowego festiwalu to spełnienie marzeń bywalca podobnych imprez?
- Nie planowałem szefowania żadnemu z festiwali i szczerze mówiąc - w ogóle o tym nie myślałem. Kiedy pojawiła się propozycja, byłem zaskoczony. Jako krytyk jeździłem do Łagowa od lat i mam w związku z tym festiwalem mnóstwo świetnych wspomnień, ale też dużo, filmowo-organizacyjnych, rozczarowań.

Łatwo jednak krytykować, trudniej coś zrobić - postanowiłem więc spróbować. Ze świadomością, że nie wszystko uda się naprawić od razu: Łagów potrzebuje na przykład nowego, przynajmniej dwusalowego kina, niezbędny jest remont amfiteatru itd. Na organizację takiej imprezy potrzebne są też pieniądze - nie da się jednocześnie zdobyć świetnych tytułów, sprowadzić do Łagowa znanych gości i pokazywać filmów w dobrych warunkach, jeśli nie ma się odpowiedniego budżetu.

Mam to szczęście, że odpowiadam za program najstarszego festiwalu w Polsce, którym kierowali przede mną m.in. tak znakomici krytycy, jak Andrzej Werner, Rafał Marszałek i Tadeusz Sobolewski. Ale najbardziej zasłużona impreza nie może stać w miejscu, a po ostatniej edycji dominowały jednak głosy rozczarowanych.

Cieszę się, jeśli nazywa pan program Łagowa autorskim, bo takie właśnie było moje założenie - nie pokazywać wszystkiego, zrezygnować z tytułów przypadkowych, ale wybrać te, które sam z przyjemnością bym na festiwalu obejrzał. Szanować mistrzów, ale skupić się na młodych twórcach, z którymi czuję pokoleniową więź. Pokazywać kino ambitne, trudne, ale też w najlepszym sensie popularne, które sprawia mi prawdziwą frajdę.

Poza tym trzeba pamiętać, że kino to nie wszystko - Łagów to urokliwe miejsce, gdzie sam przyjeżdżałem dotąd z rodziną, bo oprócz filmów i gorących często dyskusji o kinie można też tu autentycznie odpocząć. Gorąco więc do Łagowa zapraszam!

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska