Pada i to mocno. Stojącemu na brzegu rozlewiska Warty koło nowego mostu deszcz nie przeszkadza nic a nic. - Mam tydzień urlopu, będę tu codziennie - zapewnia Waldemar Kuchciński. Bo tak najlepiej mu się wypoczywa. W wiaderku obok krzesełka pływa sześć krąpików. - Jestem płotkarz, ale dzisiaj nie wyciągnąłem jeszcze ani jednej płoci - mówi wędkarz. Jego rekordowa miała kilogram.
Wartę się czyta
O rekordach mówią niechętnie. - Sum 16 kg, sandacz i szczupak po osiem - wylicza wreszcie Bronisław Konopa po kolejnej prośbie. Sprzęt? No każdy ma, jaki potrzebuje. Nie ma uniwersalnej wędki. - Żeby mieć jako taki sprzęt, trzeba wydać 3 tys. zł. Niektórzy noszą na plecach... mercedesa. Ale to dla szpanu - mówi pan Tadeusz spotkany koło kolejowego mostu. Łowi na Warcie, bo - jak twierdzi - ryba ma przyjść do niego. I Warta go ciekawi. - Nie wiem, co mnie czeka - tłumaczy. B. Konopa, kiedyś spinningista, też woli rzekę. Raz, że wyrósł na Kłodawce, a dwa - tu woda płynie. - Rzekę inaczej się czyta. Zmarszczka na wodzie mówi, co jest w głębinie - głaz czy pień, gdzie jest granica nurtu - tłumaczy. Warta robi się też coraz czystsza, stąd różne w niej gatunki ryb. Pojawiła się nawet cetra.
B. Konopa łowi od dzieciaka. Wciągnął go starszy brat. W. Kuchcińskiego - ojciec, to jego syn też wędkuje, nawet razem jeżdżą, łowi córka. - Żona woli malować i tapetować. Nie złości się na moje wędkowanie. Cieszy się, że mnie nie ma - przyznaje Kuchciński.
Boleń w maggi
Żona Kuchcińskiego lubi jeść ryby. - Ale musi mieć podane na tacy. Ja je czyszczę, przyprawiam, smażę - mówi. Pan Tadeusz tylko łowi. - Żona jest pazerna na ryby, więc robi z nimi wszystko - uśmiecha się pod nosem. Według Konopy nie ma ryb niesmacznych. Sam najchętniej wyciąga bolenie, zwane łososiem dla ubogich. - Rybę trzeba pokroić w małe dzwonki i jeszcze przeciąć na pół. Duży kawałek długo się smaży i na dodatek zesmaża. Do jajka dodaję dużo maggi. I ważne - smażyć skórką do góry. Jajko się ścina i nie puszcza soków, ryba pozostaje więc soczysta - odsłania tajemnice rybiej kuchni.
W Gorzowie łowi 4.903 wędkarzy. Tylu jest zarejestrowanych w okręgu gorzowskim Polskiego Związku Wędkarskiego. - Wędkarzy ubywa, z różnych przyczyn. Trochę ludzi młodych i w średnim wieku wyjechało do pracy za granicę. Ale tak naprawdę problem tkwi w tym, że jest mniej tych, co płacą składki, a przybywa kłusujących - mówi Zygmunt Smoleński, prezes koła nr 1. Ma 65 lat, a pierwszą kartę wędkarską wykupił pół wieku temu.
Buzi i do wody
Wędkarze nad wodą prawie nie rozmawiają. Bo to jest ich czas na wypoczynek, poobcowanie z przyrodą. - Oglądam sobie ptaki, łabędzie. Jak mówi chińskie porzekadło, jest czas na łowienie ryb i suszenie sieci - rzuca B. Konopa. Twierdzi, że prawdziwi wędkarze nie lubią ,,mięsiarzy'', tych nastawionych tylko na wyciąganie ryb. Jak złowi się rybę w okresie ochronnym, trzeba ją wypuścić. - Buzi i z powrotem do wody. I to delikatnie - mówi B. Konopa. - Zapewniam, w tym momencie czuje się to samo, jak przy wyciąganiu ryby.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?