Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubuskie ślady II wojny światowej: Uczelnia za drutami

Redakcja
Fotografia z jednego z przedstawień obozowego teatru. W centrum reżyser i jednocześnie bardzo znany aktor Kazimierz Rudzki
Fotografia z jednego z przedstawień obozowego teatru. W centrum reżyser i jednocześnie bardzo znany aktor Kazimierz Rudzki
W obozie Woldenberg-Dobiegniew podczas II wojny światowej siedziała śmietanka polskiej inteligencji.
Zachowana wieżyczka wartownicza z ogrodzeniem z drutów kolczastych
Zachowana wieżyczka wartownicza z ogrodzeniem z drutów kolczastych fot. Kazimierz Ligocki

Zachowana wieżyczka wartownicza z ogrodzeniem z drutów kolczastych
(fot. fot. Kazimierz Ligocki)

Woldenberg-Dobiegniew to z jednej strony ciężki obóz jeniecki, a z drugiej uniwersytet, teatry, orkiestry i duża biblioteka.

Dziś obóz to tylko jeden barak. - Niestety, nie zachowały się te, w których rzeczywiście siedzieli polscy oficerowie - mówi przewodnik Bogdan Siwiec. Tłumaczy, że po wojnie w dawnym obozie mieściła się tuczarnia świń i budynki nadawały się jedynie do rozbiórki.

Historia obozu zaczyna się w maju 1940 r. To wtedy trafiło tu prawie 7 tys. polskich oficerów i podoficerów wziętych do niewoli w kampanii wrześniowej. - Na gołym polu sami sobie wybudowali te baraki - opowiada B. Siwiec i na dowód pokazuje fotografię, na której widać wielkie płócienne namioty. - A kiedy obóz już stanął, baraki przemarzały, oficerowie mieli do spania koślawe, trójpiętrowe nary. Rzadko pozwalano im na zmianę sienników. To samo dotyczyło prania bielizny i mundurów, nie mieli za bardzo dostępu do wody, lekarstw, jedzenie było podłe.

Mów do mnie po polsku

Bogdan Siwiec prezentuje najnowszy nabytek, gitarę. To jedyny instrument w zbiorach muzeum.
Bogdan Siwiec prezentuje najnowszy nabytek, gitarę. To jedyny instrument w zbiorach muzeum. fot. Kazimierz Ligocki

Bogdan Siwiec prezentuje najnowszy nabytek, gitarę. To jedyny instrument w zbiorach muzeum.
(fot. fot. Kazimierz Ligocki)

Wśród zdjęć jeńców, którzy byli tu więzieni można wypatrzyć fotografię postawnego mężczyzny patrzącego w bok. To kontradmirał Józef Unrug. Ten syn pruskiego oficera w takcie I wojny światowej służył w niemieckiej marynarce, po odrodzeniu się Wojska Polskiego przeszedł do polskiej marynarki. W 1939 r. był dowódcą obrony polskiego wybrzeża i stąd trafił do Woldenberga. Był odznaczony krzyżami: niemieckim Żelaznym i polskim Virtuti Militari. - Mówił świetnie po niemiecku, a ponieważ miał niemieckie korzenie, miał ten przywilej, że mógł korzystać z niemieckiej kantyny. Ile razy jednak któryś z żołnierzy zwrócił się do niego po niemiecku, zawsze z wyższością mu odpowiadał "Mów do mnie po polsku!" i prał trzcinką po łapach. Proszę sobie to wyobrazić, niby jeniec, ale z przywilejami - opowiada B. Siwiec. A w kantynie kupował dobra niedostępne w obozie i tak pomagał innym towarzyszom niedoli.

Tuż obok wisi zdjęcie młodego mężczyzny o bardzo przenikliwym spojrzeniu. - To kapitan Franciszek Dąbrowski, zastępca majora Henryka Sucharskiego, dowódcy obrony Westerplatte - mówi nasz przewodnik. I dodaje, że Sucharski prawdopodobnie przez kilka dni musiał być w Woldenbergu, skoro trafili tu jego ludzie. Ale jak do tej pory żadnych dokumentów potwierdzających ten fakt nie udało się znaleźć.

Szkolili się, żeby nie zwariować

Fotografia z jednego z przedstawień obozowego teatru. W centrum reżyser i jednocześnie bardzo znany aktor Kazimierz Rudzki
Fotografia z jednego z przedstawień obozowego teatru. W centrum reżyser i jednocześnie bardzo znany aktor Kazimierz Rudzki

Fotografia z jednego z przedstawień obozowego teatru. W centrum reżyser i jednocześnie bardzo znany aktor Kazimierz Rudzki

Wśród rozlicznych eksponatów, jakie wypełniają barak - muzeum sporo jest rozlicznych dyplomów Uniwersytetu Woldenberskiego. Kierował nim wybitny polski archeolog prof. Kazimierz Michałowski. W uczelni studiowało 1,5 tys. osób, a różne dziedziny wiedzy wykładało 80 nauczycieli z pełnymi uprawnieniami akademickimi. - Szkolili się, żeby nie zwariować - mówi przewodnik.

W osobnych wydzielonych salach można zobaczyć, że obóz żył własnym życiem. - Działało tu kilka teatrów, w tym dramatyczny kierowany przez znanego aktora Kazimierza Rudzkiego. Istniało kilka różnych orkiestr z pełną symfoniczną na czele - mówi przewodnik i z dumą pokazuje świeżutki nabytek: zniszczoną gitarę. - To jedyny instrument, jaki mamy - tłumaczy. Działała pracowania plastyczna kierowana przez wielkiego rzeźbiarza Stanisława Horno-Popławskiego. W muzeum zachowało się sporo interesujących i na dobrym poziomie drzeworytów. Działała tu poczta, można nawet obejrzeć znaczki obozowe. Urządzono też igrzyska olimpijskie. - Oni starali się żyć jak w prawdziwym świecie - podkreśla B. Siwiec.

Z podrobionym karabinem

Jeńcy jednak nie byliby sobą, gdyby nie starali się uciekać. Jako pierwszy z obozu prysnął Jan Mickunas, znany jeździec i trener jeździectwa, ojciec Wojciecha Mickunasa osiadłego pod Gorzowem byłego olimpijczyka i trenera polskiej kadry jeździeckiej. Jednak najbardziej zasłużonym w organizowaniu ucieczek był kapitan Zdzisław Pacak-Kuźmirski. To on wraz z kolegami wykopał dwa tunele, aż w końcu z czwórką innych towarzyszy uciekł w spektakularny sposób. Obozowa pracownia uszyła mu mundur niemieckiego strażnika, ktoś wystrugał z drewna karabin. 20 marca 1942 r. przebrany za Niemca Pacak-Kuźmirski wyprowadził za druty czwórkę kolegów. W muzeum jest replika drewnianego karabinu i zdjęcia wszystkich bohaterów ucieczki.

Obóz przestał istnieć zimą 1945 r.

WARTO WIEDZIEĆ

  • Godziny otwarcia. Muzeum czynne jest od poniedziałku do piątku od 9.00 do 16.00, w soboty i niedziele od 10.00 do 14.00. Warto zamówić przewodnika, tel. 0 95 761 10 95.

  • Znani tu siedzieli. Wśród innych wybitnych postaci, jakie siedziały w Woldenbergu można wymienić: Kazimierza Świtalskiego - premiera II RP, prof. Jerzego Hryniewieckiego - wybitnego architekta, Adama Rapackiego - przyszłego ministra, Stefana Flukowskiego - poetę, Mariana Brandysa - pisarza, prof. Jerzego Młodziejowskiego - wybitnego geografa.

  • Obozowe biblioteki. W Woldenbergu było kilka bibliotek, w tym licząca kilka tysięcy tomów biblioteka uniwersytecka. Książki w różnych językach sprowadzano między innymi ze Szwajcarii dzięki pomocy Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.

  • Pacyfikowali za Stalingrad. Do jednego z najtragiczniejszych wydarzeń doszło w Woldenbergu 5 lutego 1943 r. Jeńcy wyjątkowo mocno cieszyli się z klęski hitlerowców pod Stalingradem, trafnie przeczuwając, że zmieniają się losy II wojny. W odwecie za to naziści otworzyli do nich ogień. Zginęło kilku więźniów.

  • Wydawali gazety. W obozie wychodziły też gazety. Jedno z pism nosiło tytuł "Zadrucie", drugie "Dziennik Obozowy".

  • Wykryli szpiega. W Woldenbergu działał też wywiad i kontrwywiad, którego działania wymierzone były przede wszystkim w zakusy Abwehry wobec polskich jeńców. Komórka dowodzona przez kapitana Zdzisława Pacaka-Kuźmińskiego zdemaskowała niemieckiego szpiega, podporucznika Karola Seemanna, odpowiedzialnego za ujawnienie jednego z podkopów szykowanych do ucieczki.

  • Poza obozem. W Dobiegniewie mało jest innych zabytków. Warto jednak rzucić okiem na resztkę murów miejskich przy ul. Zabytkowej, dowodu na to istnienie tu niegdyś potężnych murów obronnych. Na dłużej warto się zatrzymać przy przepięknym gotyckim kościele p.w. Chrystusa Króla. Dzięki specjalnej kracie zabezpieczającej przed złodziejami można zajrzeć do wnętrza. Kościół ma piękne, sterylne wnętrze ze strzelistymi łukowymi sklepieniami. A jak obejść świątynię dookoła, to na jednym z portali nad bocznym wejściem można odkryć tajemnicze kafle z postaciami jak z bajek.

  • Nad jezioro. Jeśli jest chwila czasu można wybrać się na plażę jeziora Lipie w Długiem. Tu warto napić się kawy i popatrzeć na jedno z piękniejszych jezior w okolicy. No i koniecznie trzeba się na tę plażę przejść otwartym w tym roku przejściem podziemnym.

  • Do pałacu. 5 km od Dobiegniewa leży pałac Mierzęcin. Przepięknie odrestaurowany XIX-wieczny pałac jest luksusowym hotelem. Cztery lata temu zyskał on niezwykłą sławę za sprawą Aleksandra von Waldow, potomka ostatnich właścicieli. Otóż ten elegancki starszy pan najpierw zaprzyjaźnił się z obecnymi polskimi właścicielami pałacu, a potem w niemieckiej telewizji jako członek Niemieckiego Powiernictwa (rewizjonistyczna organizacja domagająca się zwrotu majątków tzw. wypędzonym kierowanym przez Erikę Steinbach) wystąpił z żądaniem zwrotu swego majątku. W efekcie odwróciła się od niego nawet jego rodzina w Niemczech.

  • Centrum Łemków. Tylko cztery kilometry od Dobiegniewa leżą Ługi. Tu na plaży jeziora Osiek odbywają się doroczne łemkowskie watry. Warto na chwilę zatrzymać się przy cerkwi prawosławnej, kamiennej świątyni wznoszącej się tuż przy głównej drodze do Gorzowa.


    Renata Ochwat
    0 95 722 57 72
    [email protected]
  • Dołącz do nas na Facebooku!

    Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

    Polub nas na Facebooku!

    Kontakt z redakcją

    Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

    Napisz do nas!
    Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska