Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maniuś, to jedź na Zachód

Anna Białęcka 76 833 56 65 [email protected]
Marian Kowalik - kombatant, działacz społeczny, były dyrektor PKS i Cukrowni "Głogów”. Odznaczony Orderem Budowniczych Polski Ludowej – najwyższym odznaczeniem w PRL-u.
Marian Kowalik - kombatant, działacz społeczny, były dyrektor PKS i Cukrowni "Głogów”. Odznaczony Orderem Budowniczych Polski Ludowej – najwyższym odznaczeniem w PRL-u. Anna Białęcka
Marian Kowalik w sobotę obchodził swoje 88. urodziny. - To żywa historia naszego miasta - mówią o nim znajomi. A ma ich sporo. Wielu głogowian odwiedza go i słucha wspomnień o początkach miasta.

Mariana Kowalika odwiedzamy w jego domu koło cukrowni. To znana postać w naszym mieście - był między innymi dyrektorem cukrowni, kierował przez kilka lat Przedsiębiorstwem Komunikacji Miejskiej, był także działaczem związku kombatantów, którym kierował od 1997 do 2004 roku. Od 1999 roku jest honorowym obywatelem Głogowa. Mieszka przy ul. Żarkowskiej od samego początku jej istnienia, a dokładnie od 1 lipca 1947 roku. -Zaraz po demobilizacji dostałem delegację do głogowskiej cukrowni - wspomina jubilat. - Wtedy to była cukrownia Noskowice, później Nosocice. Wcześniej mieszkałem z rodzicami koło Zamościa. Kiedy skierowano mnie do Głogowa, ojciec powiedział "Maniuś, to jedź na Zachód". Pojechałem.

Najpierw był pracownikiem fizycznym - gotowaczem, później kierownikiem materiałowym i kierownikiem zaopatrzenia. - Wtedy szybko się awansowało -wspomina. - Nie było fachowców, więc jak ktoś szybko się uczył nowych rzeczy, miał szansę na zmiany. Zrobiłem kursy zawodowe, zdobyłem średnie wykształcenie.

W 1966 roku z cukrowni przeszedł do PKS-u, został dyrektorem. - Ale po dwóch latach wróciłem do cukrowni, bo tak chciała załoga - opowiada. - Chcieli, żeby Kowalik wrócił do cukrowni, więc nie miałem wyboru. Zostałem dyrektorem i kierowałem zakładem aż do emerytury, do 1985 roku. To były dobre czasy. Udało się zakład zmodernizować, z produkcji żółtego cukru przeszliśmy na biały. Teraz to wszystko na zmarnowanie. Żal mi patrzeć na to, co z takiego zakładu zostało.

Emeryt wspomina jak cukrownia pomagała miastu. - To dzięki naszemu wsparciu obecnie I LO ma salę gimnastyczną, powstał internat tej szkoły. Po rozbiórce cukrowni w Lubinie przekazano nam stal i inne materiały budowlane, dużo poszło na tę szkolę. Takie to były czasy, pomagało się innym, nie liczył się tylko zysk. A wiadukt koło Famaby to też powstał dzięki ówczesnym firmom - cukrowni, Famabie i POM-owi. Szpitalowi się pomagało, w 1983 roku z dyrektorem Banku Zachodniego wychodziliśmy w Warszawie pieniądze na respirator na oddział dziecięcy.

Teraz pan Marian jest na emeryturze. Trochę mu zdrowie szwankuje, jednak wciąż lubi żartować, doskonale pamięta nazwiska i ludzi, z którymi zetknął go los. - Gdybym się jeszcze raz urodził, pewnie robiłbym to samo. Miałem dobre życie, ciekawe - zapewnia. - Żyłem intensywnie i przyzwoicie. Poznałem wielu ludzi, za sobą mostów nie paliłem.

Teraz, ze względu na zdrowie, czas spędza głównie w domu. - Cieszę się, gdy odwiedzają mnie znajomi z dawnych lat - zapewnia. - Przyjeżdżają wojskowi, zaglądają do mnie między innymi Jacek Zieliński, Mirosław Eder, czasami Elżbieta Urbanowicz - Przysiężna. Lubię odwiedziny, jest okazja do wspomnień i do tego, by dowiedzieć się, co nowego słychać w moim mieście. Mam nadzieję, że ludzie o mnie nie zapomną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska