Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Cieślak: Dominacja do emerytury

Paweł Tracz 95 722 69 37 [email protected]
Marek Cieślak ma 61 lat. Były żużlowiec Włókniarza Częstochowa i angielskiego White City, obecnie trener reprezentacji Polski i Stelmetu Falubazu Zielona Góra. Z biało-czerwonymi wywalczył cztery złote i dwa srebrne medale DMŚ.
Marek Cieślak ma 61 lat. Były żużlowiec Włókniarza Częstochowa i angielskiego White City, obecnie trener reprezentacji Polski i Stelmetu Falubazu Zielona Góra. Z biało-czerwonymi wywalczył cztery złote i dwa srebrne medale DMŚ. Bogusław Sacharczuk
- Widocznie mam szczęście i wyczucie do zawodników, skoro co roku udaje się mi stworzyć taką paczkę, która daje z siebie wszystko i zdobywa kolejne trofea - zdradza Marek Cieślak, szkoleniowiec biało-czerwonych, mistrzów świata.

- Czuje się pan najlepszym żużlowym trenerem na świecie?
- Nie, a powinienem?

- W sobotę prowadzona przez pana reprezentacja zdobyła przecież trzecie z rzędu złoto Drużynowych Mistrzostw Świata. To powód do wyjątkowej satysfakcji.
- Eee tam... Gdyby jakość pracy mierzyć liczbą zdobytych medali, to faktycznie tak, bo nikt inny tylu ich nie ma. Ale wolę powiedzieć o sobie, że jestem spełnionym szkoleniowcem. Z kadrą pracuję piąty sezon, w tym czasie były cztery złota i srebro. Chyba długo nikt tego nie poprawi.

- Zdradzi pan sekret sukcesu?
- No, widocznie mam szczęście i wyczucie do zawodników, skoro co roku udaje się mi stworzyć taką paczkę, która daje z siebie wszystko i zdobywa kolejne trofea. To raczej chłopakom trzeba gratulować wyników, a nie mi.

- Ale jest pan dla nich autorytetem. Bez tego ani rusz.
- To dorosłe chłopy, ale muszę być dla nich raz srogim ojcem, a raz łagodnym tatą. Czy mnie słuchają? Może i tak, choć ja za dużo nie mówię. Ale jak już powiem, to tylko na poważnie.

- Co w takim razie powiedział pan naszym zawodnikom po VIII biegu sobotniego finału w Gorzowie, gdy nam nie szło i zajmowaliśmy ostatnie miejsce z dużą stratą do innych drużyn?
- Szczerze? Chyba nic. Wszystko rozgrywało się w mojej głowie. Wcześniej rozmawialiśmy, poszukiwaliśmy przyczyn, dlaczego jest źle, bo przecież oni nie zapomnieli jeździć. Zwątpienie? Co to, to nie.

- Cofnijmy się więc do soboty. Kibice zaczynają gwizdać, rośnie nerwowość. Co Marek Cieślak robi w takiej chwili?
- Zaczyna działać! Gdy wygrał Tomek (Gollob - dop. red.), traciliśmy do liderów już "tylko" sześć punktów. No to trzeba było od razu ładować tego dżokera, żeby diametralnie zmienić oblicze finału. To się udało. Przyszły kolejne zwycięstwa, nie byliśmy już przegranymi, a biliśmy się o "majstra". To wtedy podnieśliśmy się psychicznie. A gdy dopasowali się Krzysiek Kasprzak i Janusz Kołodziej, to już wiedziałem, że będzie dobrze. To nie był majstersztyk, raczej najlepsze pociągnięcie pokerowe.
- W czym zatem tkwiła przyczyna niepowodzeń w pierwszej fazie zawodów?
- Przerabialiśmy to już dwa lata temu w Lesznie, gdy po barażu i dwóch treningach tor był strasznie rozjechany i stanowił dużą niewiadomą. Pierwsze pole, znakomite w barażu, było tragiczne w finale. Dopiero jak przeszliśmy na zewnętrzne, a rywale bliżej krawężnika, role się odwróciły.

- W końcówce Australia też ratowała się dżokerem.
- Ale już się go nie obawiałem. Wiedziałem, że mamy dobre, czwarte pole i pojadą nasi najlepsi zawodnicy.

- Po finale wszyscy kibice nosiliby pana na rękach, ale tuż po ogłoszeniu nominacji dla Kołodzieja i Kasprzaka, wiele osób skrytykowało tę decyzję.
- Jestem przyzwyczajony do epitetów. Cóż, trener jedzie na takim, a nie innym wózku. Taka praca: dobieram sobie tych zawodników, którzy moim zdaniem sobie poradzą. Różnica między kibicami a trenerem polega na tym, że to ja muszę przewidzieć fakty. A fani ocenili mnie tak, jakby już było po zawodach. Mogłem wziąć Przemka Pawlickiego lub Maćka Janowskiego, ale oni nie udźwignęliby presji. Jeszcze nie mają doświadczenia. A już w sytuacji, gdy się przegrywa i trzeba się podnieść, to już w ogóle byłoby pozamiatane.

- Przed finałem powiedział pan, że pucharu imienia Ove Fundina już nie oddamy. Tymczasem FIM jednak znów nie przekazał nam go na własność.
- Co zrobić (śmiech). Na szczęście PZMot. obiecał wykonać kopię. Dobre i to.

- Jak długo polska reprezentacja będzie jeszcze dominowała w Drużynowym Pucharze Świata?
- Och, oby jak najdłużej. Do mojej emerytury!

- Dziękuję.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska