- Jak pan wspomina zakończony przed kilkoma dniami sezon?
- Był najtrudniejszy w mojej karierze. Zawodniczki mają podobne zdanie. Nie chodzi nawet o stawkę meczów, które rozegraliśmy. Przez dziesięć miesięcy musieliśmy pracować na pełnych obrotach, bez żadnej taryfy ulgowej. Nie narzekam, ale niektóre kluby w różnych ligach kończyły rozgrywki w marcu, czy kwietniu. My dopiero w czerwcu. Mieliśmy do osiągnięcia cel, który udało się zrealizować. To ogromny sukces. Jeden z moich większych, o ile nie największy w pracy trenerskiej.
- To też nie lada wyzwanie dla szkoleniowca, utrzymać odpowiednią motorykę i koncentrację w zespole przez tak długi okres?
- Oczywiście. W takim normalnym cyklu, w zwykłym systemie rozgrywek buduje się dwa, trzy szczyty formy na sezon. W naszym przypadku właściwie przestałem je liczyć. Trzeba było szykować około siedmiu, czy ośmiu. Ciągle musiałem kombinować, żeby dziewczyny były w optymalnej dyspozycji fizycznej i psychicznej. Cieszę się, że z tego wybrnęliśmy.
- W minionych rozgrywkach nie odnotowaliście zbyt wielu kontuzji?
- Właściwie przytrafiły się trzy. Długo ciągnął się uraz barku Ani Wodrowskiej, która bardzo dobrze rozpoczęła sezon. Później nogę skręciła Dorota Ciechnowska. Podobnego urazu doznała Patrycja Kucharska. Na szczęście, w ich przypadku leczenie trwało tydzień, dwa.
Więcej, we wtorkowym (11 czerwca), papierowym wydaniu "GL".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?