- Skąd pomysł, żeby w ogóle pisać?- Nosiłam się z tym od zawsze. Początkowo przeszkadzała mi w tym praca, potem kiedy nie było już pracy pojawiła się możliwość wyjazdu do Anglii. Załatwiliśmy wszystkie sprawy tutaj w Polsce, wystarczyło tylko wyjechać, ale wtedy mój mąż zaproponował, żebyśmy zostali w kraju. Stwierdził, że jeśli moją pasją jest pisanie to najwyższa pora, żebym zaczęła realizować się w tym co naprawdę lubię.
- A kiedy pierwsza książka była już gotowa trzeba było ją wydać...- Zawsze powtarzam, że mam więcej szczęścia niż rozumu. Podobnie było też w tym przypadku. Napisałam do wydawcy jeszcze przed ukończeniem książki, wzbudziłam zainteresowanie. Decyzja o wydaniu "Domu przy ulicy Zwyczajnej" zapadła bardzo szybko. Gdybym wtedy zdawała sobie sprawę z tego jak działa cała machina w branży wydawniczej, nie zdecydowałabym się chyba na to. Nie ma sensu się łudzić, książki na półkach wyglądają bardzo pięknie, ale za tym kryje się prawdziwy biznes, ogromna konkurencja. Trudno uwierzyć w to jak wielu ludzi chodzi od drzwi do drzwi, żeby coś wydać, a ostatecznie kończy się na pisaniu do szuflady.
.
- Pani się udało...- O tak! Miałam sporo szczęścia także z drugą książką. Napisałam ją i wysłałam na konkurs. Miałam, jak zawsze, spore wątpliwości, czy w ogóle warto, ale kiedy mój mąż powiedział "Na litość boską spróbuj", zaryzykowałam. Potem doszłam do wniosku, że jednak to co stworzyłam jest do niczego i skasowałam całość. Okazało się, że książka zdobyła nagrodę, miała być wydana, a ja nie miałam nawet tekstu, w którym mogłabym robić ewentualne poprawki. Modliłam się, żeby w wydawnictwie nie było jakiegoś pożaru czy innego kataklizmu.
- O czym są Pani książki?- "Dom..." to książka dla dzieci, " W cieniu motyla" jest dla młodzieży. Napisałam po prostu to co sama chciałabym przeczytać, nie myślałam, że tworzę to dla kogoś konkretnego. Co ciekawe druga z powieści stała się inspiracją dla twórców teledysku grupy Lao Che, który dostał aż dwie nominacje do Yachów 2008.
- Ulubieni pisarze?- Dorastałam zaczytując się w powieściach Joanny Chmielewskiej. Lubię też Bułhakowa, Dostojewskiego, Kafkę i wielu innych. Moim guru jest Ryszard Kapuściński. Czytając jego reportaże, książki zawsze miałam wrażenie, że w ogóle nie powinnam brać się za pisanie.
- A jednak spróbowała Pani.- Bo naprawdę warto. Dla samego siebie, jeśli oczywiście naprawdę się chce. Niezależnie od wieku trzeba realizować swoje marzenia, nie oglądając się za siebie, nie patrząc na to ile się ma lat. To było niesamowite wrażenie kiedy zobaczyłam swoją książkę wśród książek o Kubusiu Puchatku czy baśniach Andersena.
- Podobno większość pisarzy ma swoje przyzwyczajenia związane z procesem pisania, jakieś fanaberie. Jak to jest u Pani?- Przede wszystkim potrzebuję spokoju, bezwzględnej ciszy, żadnych telefonów, przeszkadzaczy. Lubię też wcześniej pospacerować po lesie, przemyśleć coś sobie, wyobrazić. Potem siadam do pisania, słucham też przy tym muzyki, np. Marii Peszek albo Leszka Możdżera. Niestety, nie jestem systematyczna i robię to zrywami, kiedy dopadnie mnie natchnienie.
- Następna książka będzie o...- Marzy mi się kryminał na wesoło z aferą w urzędzie celnym w tle, ale to w przyszłości. Myślę też o powieści historycznej i kolejnej książce dla dzieci.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?