Jeszcze nie tak dawno wielu, zwłaszcza młodych ludzi, mówiło, że badaniom naukowym poświęcają się tylko ci, którzy myślą o pracy na uczelni. Dla których kariera naukowa, niekoniecznie wiążąca się z wysokimi wynagrodzeniami, jest w życiu najważniejsza. Tymczasem od kilku lat mamy inne zjawisko. Coraz więcej osób chce się doktoryzować, bo to większy prestiż, kompetencje, a więc i o atrakcyjną prace łatwiej.
- Prawda jest taka, że dziś tytuł magistra znaczy tyle, co dawniej matura. W każdym mieście powiatowym jest uczelnia, dzięki której można zdobyć wyższe wykształcenie - mówią doktoranci. - Teraz trzeba iść dalej. Dzięki doktoratowi pogłębia się wiedzę i buduje autorytet eksperta.
Doskonale wie o tym Jacek Bochniak, który swoją prace napisał po angielsku (Temat: Projektowanie systemów sterowania przełączalnymi procesami powtarzalnymi).
- Nie pracuję na uczelni, ale w przemyśle. Dokładnie w elektrowni Turów - mówi. - Pogłębiona wiedza na pewno mi się przyda w pracy. Poza tym doktorat to duża satysfakcja dla mnie. Mam świadomość, że nie stoję w miejscu. Że się rozwijam. A to w życiu ważne.
Tak jak pan Jacek myśli kilku jego kolegów z roku, którzy studiowali na wydziale elektrotechniki, informatyki i telekomunikacji.
Zaraz po skończeniu studiów za doktorat zabrała się Ewa Psyk z Gozdnicy (Temat: Formuła datalna w średniowiecznych dokumentach śląskich do końca XIII wieku): - Po co odkładać na później coś, co można zrobić od razu po odebraniu dyplomu?
Krzysztof Wasilewski (Temat: Polityka wewnętrzna i zagranicza Polski w świetle publicystyki miesięcznika ,,Dziś. Przegląd społeczny 1990-2008) nie studiował na UZ, ale w Szczecinie. Mieszka i pracuje w Gorzowie Wlkp. - Mój promotor namawiał mnie, bym doktoryzował się w Zielonej Górze. Tutejszy uniwersytet ma coraz większą renomę. No i odległość też ma pewne znacznie - dodaje. - Pracuję w gorzowskiej Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej. Doktorat robiłem eksternistycznie, przewód otworzyłem na podstawie już napisanej pracy. Wszystko zajęło mi dwa lata...
Marek Sałamaj (Temat: Koncepcja i implementacja synchroniczno-asynchronicznego bezpiecznego mikrosterownika logicznego z dywersyfikacją części sterującej) pracuje na UZ: - Pisanie doktoratu jest dziś łatwiejsze niż dawniej, bo dzięki internetowi szybciej zdobyć różne informacje. Jednak badań naukowych nie da się przyspieszyć. Wymagają ciężkiej, systematycznej pracy. Doktorat w jego przypadku oznacza pięć lat naukowego zaangażowania.
Wczoraj odetchnęła z ulgą Ewelina Płuciennik-Koropczuk (Temat: Frakcje ChTZ miarą jakości ścieków), której praca naukowa z inżynierii środowiska została wyróżniona. Nowa pani doktor pracuje na uniwersytecie i jak większość osób, składających ślubowanie, twierdzi, że na doktoracie nie poprzestanie.
Nie ma co ukrywać. To nie tylko prestiż i satysfakcja osobista, ale także większe zarobki na uczelni. Dziś pensja podstawowa doktora na uczelni waha się od 2,7 tys. zł do 4,9 tys. zł brutto, doktora habilitowanego od 3 do 6 tys. zł brutto, profesora zwyczajnego od 3,5 do 8 tys. zł brutto, a profesora zwyczajnego od 3,8 do 10 tys. zł brutto. Warto więc zdobywać kolejne tytuły naukowego. Zwłaszcza że mimo kryzysu w tej dyscyplinie nie ma konieczności obniżania pensji. Od stycznia nowego roku kwoty te mają jeszcze wzrosnąć. Według przyjętych ustaleń minimalne stawki mają wzrastać co roku. I tak najniższe zarobki doktora mają wynosić brutto: 2,9 tys. zł (2012), 3,2 tys. zł (2013), 3,5 tys. zł (2014), 3,8 tys. zł (2014) brutto. Zarobki doktora habilitowanego wzrosną odpowiednio z 3,3 tys. zł do 4,3 tys. zł, profesora nadzwyczajnego z 3,8 tys. zł do 5 tys. zł, a profesora zwyczajnego z 4,1 tys. zł do 5,3 tys. zł.
- Ten rok był rekordowy. Na uczelni doktorat zrobiło 29 osób, mieliśmy 13 habilitacji. A osiem osób otrzymała tytuł profesora zwyczajnego - mówił podczas wczorajszej promocji doktorskich prorektor UZ, prof. Tadeusz Kuczyński.
Dziekan wydziału pedagogiki, socjologii i nauk o zdrowiu, prof. Zbigniew Izdebski zauważa, że cennym jest to, iż po doktoraty coraz częściej sięgają osoby, pracujące w przemyśle czy różnych firmach, niezwiązanych z uczelniami. - Tak jest przecież na Zachodzie. U nas przez lata sądzono, że doktorat przydaje się tylko wykładowcom z wyższych szkół - mówi dziekan.
Warto dodać, jak podkreśla rzecznik UZ, Ewa Sapeńko, że w ciągu 10 lat naszego uniwersytetu wypromowaliśmy już 258 doktorów w 12 dyscyplinach naukowych.
Modę na tytuły naukowe potwierdzają dane GUS. Co roku rozprawy naukowe broni o trzy tysiące więcej doktorów (obecnie to 36 tysięcy osób). Liczba ta jest 13-krotnie większa na początku lat 90. ubiegłego wieku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?