Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młodzi bronią doktoraty dla satysfakcji i pensji

Leszek Kalinowski 68 324 88 74 [email protected]
Ewelina Płuciennik-Koropczuk z wydziału inżynierii lądowej i środowiska odbiera dyplom doktora
Ewelina Płuciennik-Koropczuk z wydziału inżynierii lądowej i środowiska odbiera dyplom doktora Mariusz Kapała
- Dziś już tytuł magistra nie wystarcza, by liczyć się na rynku pracy - mówili wczoraj świeżo upieczeni doktorzy na Uniwersytecie Zielonogórskim. Zaszczytne tytuły odebrała ich rekordowa liczba, aż 29 osób.

Jeszcze nie tak dawno wielu, zwłaszcza młodych ludzi, mówiło, że badaniom naukowym poświęcają się tylko ci, którzy myślą o pracy na uczelni. Dla których kariera naukowa, niekoniecznie wiążąca się z wysokimi wynagrodzeniami, jest w życiu najważniejsza. Tymczasem od kilku lat mamy inne zjawisko. Coraz więcej osób chce się doktoryzować, bo to większy prestiż, kompetencje, a więc i o atrakcyjną prace łatwiej.

- Prawda jest taka, że dziś tytuł magistra znaczy tyle, co dawniej matura. W każdym mieście powiatowym jest uczelnia, dzięki której można zdobyć wyższe wykształcenie - mówią doktoranci. - Teraz trzeba iść dalej. Dzięki doktoratowi pogłębia się wiedzę i buduje autorytet eksperta.

Doskonale wie o tym Jacek Bochniak, który swoją prace napisał po angielsku (Temat: Projektowanie systemów sterowania przełączalnymi procesami powtarzalnymi).
- Nie pracuję na uczelni, ale w przemyśle. Dokładnie w elektrowni Turów - mówi. - Pogłębiona wiedza na pewno mi się przyda w pracy. Poza tym doktorat to duża satysfakcja dla mnie. Mam świadomość, że nie stoję w miejscu. Że się rozwijam. A to w życiu ważne.
Tak jak pan Jacek myśli kilku jego kolegów z roku, którzy studiowali na wydziale elektrotechniki, informatyki i telekomunikacji.

Zaraz po skończeniu studiów za doktorat zabrała się Ewa Psyk z Gozdnicy (Temat: Formuła datalna w średniowiecznych dokumentach śląskich do końca XIII wieku): - Po co odkładać na później coś, co można zrobić od razu po odebraniu dyplomu?

Krzysztof Wasilewski (Temat: Polityka wewnętrzna i zagranicza Polski w świetle publicystyki miesięcznika ,,Dziś. Przegląd społeczny 1990-2008) nie studiował na UZ, ale w Szczecinie. Mieszka i pracuje w Gorzowie Wlkp. - Mój promotor namawiał mnie, bym doktoryzował się w Zielonej Górze. Tutejszy uniwersytet ma coraz większą renomę. No i odległość też ma pewne znacznie - dodaje. - Pracuję w gorzowskiej Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej. Doktorat robiłem eksternistycznie, przewód otworzyłem na podstawie już napisanej pracy. Wszystko zajęło mi dwa lata...

Marek Sałamaj (Temat: Koncepcja i implementacja synchroniczno-asynchronicznego bezpiecznego mikrosterownika logicznego z dywersyfikacją części sterującej) pracuje na UZ: - Pisanie doktoratu jest dziś łatwiejsze niż dawniej, bo dzięki internetowi szybciej zdobyć różne informacje. Jednak badań naukowych nie da się przyspieszyć. Wymagają ciężkiej, systematycznej pracy. Doktorat w jego przypadku oznacza pięć lat naukowego zaangażowania.

Wczoraj odetchnęła z ulgą Ewelina Płuciennik-Koropczuk (Temat: Frakcje ChTZ miarą jakości ścieków), której praca naukowa z inżynierii środowiska została wyróżniona. Nowa pani doktor pracuje na uniwersytecie i jak większość osób, składających ślubowanie, twierdzi, że na doktoracie nie poprzestanie.

Nie ma co ukrywać. To nie tylko prestiż i satysfakcja osobista, ale także większe zarobki na uczelni. Dziś pensja podstawowa doktora na uczelni waha się od 2,7 tys. zł do 4,9 tys. zł brutto, doktora habilitowanego od 3 do 6 tys. zł brutto, profesora zwyczajnego od 3,5 do 8 tys. zł brutto, a profesora zwyczajnego od 3,8 do 10 tys. zł brutto. Warto więc zdobywać kolejne tytuły naukowego. Zwłaszcza że mimo kryzysu w tej dyscyplinie nie ma konieczności obniżania pensji. Od stycznia nowego roku kwoty te mają jeszcze wzrosnąć. Według przyjętych ustaleń minimalne stawki mają wzrastać co roku. I tak najniższe zarobki doktora mają wynosić brutto: 2,9 tys. zł (2012), 3,2 tys. zł (2013), 3,5 tys. zł (2014), 3,8 tys. zł (2014) brutto. Zarobki doktora habilitowanego wzrosną odpowiednio z 3,3 tys. zł do 4,3 tys. zł, profesora nadzwyczajnego z 3,8 tys. zł do 5 tys. zł, a profesora zwyczajnego z 4,1 tys. zł do 5,3 tys. zł.

- Ten rok był rekordowy. Na uczelni doktorat zrobiło 29 osób, mieliśmy 13 habilitacji. A osiem osób otrzymała tytuł profesora zwyczajnego - mówił podczas wczorajszej promocji doktorskich prorektor UZ, prof. Tadeusz Kuczyński.

Dziekan wydziału pedagogiki, socjologii i nauk o zdrowiu, prof. Zbigniew Izdebski zauważa, że cennym jest to, iż po doktoraty coraz częściej sięgają osoby, pracujące w przemyśle czy różnych firmach, niezwiązanych z uczelniami. - Tak jest przecież na Zachodzie. U nas przez lata sądzono, że doktorat przydaje się tylko wykładowcom z wyższych szkół - mówi dziekan.

Warto dodać, jak podkreśla rzecznik UZ, Ewa Sapeńko, że w ciągu 10 lat naszego uniwersytetu wypromowaliśmy już 258 doktorów w 12 dyscyplinach naukowych.

Modę na tytuły naukowe potwierdzają dane GUS. Co roku rozprawy naukowe broni o trzy tysiące więcej doktorów (obecnie to 36 tysięcy osób). Liczba ta jest 13-krotnie większa na początku lat 90. ubiegłego wieku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska