Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mobbing w LODR? Oskarżenia były już wcześniej. Co zrobi ministerstwo?

Robert Bagiński
Nie wiadomo, jak potoczą się dalsze losy pracowników i samego dyrektora, który ma prawo się bronić.
Nie wiadomo, jak potoczą się dalsze losy pracowników i samego dyrektora, który ma prawo się bronić. Karolina Misztal
Pracownica prosiła o wsparcie, nasza redakcja to opisała, a dyrektor chce ją za to zwolnić. Okazuje się, że oskarżeń dotyczących przypadków mobbingu jest więcej, a sprawą zajmują się śledczy ze Świebodzina. Jesteśmy w posiadaniu wyroków, które potwierdzają, że szef Lubuskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Kalsku, podobne problemy miał również w poprzednim miejscu pracy.

- To bezprawie, dlatego trudno komentować działania bezprawne – mówi Bogusław Motowidełko, przewodniczący zarządu regionu zielonogórskiego NSZZ „Solidarność” w nawiązaniu do reakcji dyrektora LODR, Wojeciecha Szadel, który po publikacji GL na temat oskarżeń o mobbing, postanowił zwolnić przebywającą na zwolnieniu lekarskim pracownicę. Wszystko pod nieprawdziwym zarzutem, że udzieliła nam wywiadu, chociaż coś takiego nie miało miejsca.

- Mój pracodawca myśli, że za całym tym artykułem stoję ja, w związku z czym do związków zawodowych wpłynęło wypowiedzenie mojej umowy o pracę, a jako argument podano m.in. mój wywiad w gazecie – napisała do redakcji, słusznie zbulwersowana i zaniepokojona pracownica. - Bardzo proszę o sprostowanie tej sprawy oraz wiadomość do dyrekcji LODR w Kalsku – dodała. Ma rację, cały artykuł był oparty jedynie na cytatach z listu, który szukająca pomocy kobieta, wysłała do posła PiS Jacka Kurzępy.

Przypomnijmy, młoda kobieta napisała do parlamentarzysty, prosząc go o wsparcie, ponieważ z jej spostrzeżeń oraz osobistych doświadczeń, miało wynikać, że w instytucji mogło dochodzić do mobbingu. – Od wielu lat zauważyłam mobbing i dyskryminację – napisała kobieta. O sprawie poinformowała również Wojewodę Lubuskiego, a także Państwową Inspekcję Pracy. Poseł PiS, nie tylko nadał pismu oficjalny bieg, ale nawet odwiedził kobietę w domu.

Kluczowe wydają się jej osobiste przeżycia, które stały się bezpośrednią przyczyną zwrócenia o pomoc. Kobieta zaszła w ciążę, a ponieważ ta była zagrożona, idąc za sugestią lekarza, udała się na zwolnienie lekarskie. Według niej, a swoją opinię opierała na informacjach dochodzących do niej od znajomych z miejsca pracy, dyrektor LODR miał w sposób mało dyskretny, wypowiadać się o jej pobycie na L4. Mocno to przeżywała. Takie, ale również inne stresujące wieści z LODR, miały nie być bez wpływu na jej kondycję psychiczną. - Wiedzieli, że jestem w odmiennym stanie oraz, że stres realnie wpływa na ciążę – pisała. Kobieta przeżyła dramat, niestety poroniła.

W rozmowie z GL dyrektor Szadel nie zgadzał się z zarzutami. Nie uważał też, że o sprawie należy pisać, ponieważ „nic się w niej nie dzieje”. Uznał nawet, że to on został skrzywdzony. - Ta pani nie może mi nic zarzucić, ponieważ zawsze byłem wobec niej w porządku, podobnie jak wobec innych pracowników, do których odnoszę się profesjonalnie i z szacunkiem – powiedział dyrektor. Podkreślił, że kiedy dowiedział się o ciąży pani Agaty, wyszedł jej naprzeciw. - Przydzieliłem jej osobę, żeby jej praca przebiegała w sposób łatwiejszy oraz była mniej uciążliwa – wyjaśniał.

Tymczasem, okazuje się, że przypadek kobiety nie jest jedyny. Mobbing, zarzuca dyrektorowi LODR, kierownik działu metodyki doradztwa, szkoleń i wydawnictw, Michał W. Współpracę z dyrektorem Szadel miał przypłacić chorobą. – Michał pracował z nami kilkanaście lat i to absolutny profesjonalista. Niestety, szef się na niego uwziął i kolega, mimo wielkiej otwartości, mocno podupadł na zdrowiu – mówi jeden z pracowników. Również w jego przypadku, dyrektor Szadel wystąpił do związku zawodowego z wnioskiem o zgodę na zwolnienie go w trybie dyscyplinarnym.

Powód? Utrata zaufania, brak współpracy z kadrową oraz rzekome torpedowanie programu działalności, chociaż W. był na zwolnieniu lekarskim i nie mógł planu realizować. Zarzuty były oderwane od rzeczywistości. Stanowisko Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” było jednoznaczne. – Nie stwierdzamy braku należytej staranności w wykonywaniu powierzonych obowiązków. Również nie potwierdzamy, po rozmowach z panem W. braku zaangażowania w prace działu, którym kieruje – czytamy w dokumencie.

Ośrodek w Kalsku podlega Ministerstwu Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Na prośbę GL, do sprawy odniosła się Małgorzata Książyk, Dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji. - We wrześniu 2022 r. poseł na Sejm Jacek Kurzępa przekazał pismo pracownika Lubuskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Kalsku o stosowanych wobec niego działaniach mogących nosić znamiona mobbingu oraz szkalowaniu go przez Dyrektora LODR. To samo pismo zostało przekazane przez wojewodę lubuskiego Władysława Dajczaka – wyjaśnia.

Wiadomo, że zgłoszenia zostały przekazane, zgodnie z właściwością, do Państwowej Inspekcji Pracy w Zielonej Górze. - Zgodnie z posiadaną przez nas wiedzą, PIP przeprowadziła kontrolę w wyniku której zaleciła dyrektorowi LODR podjęcie działań zmierzających do prawidłowego ukształtowania w zakładzie pracy zasad współżycia społecznego (red.: w zakresie mobbingu i dyskryminacji) – wyjaśniła dyrektor.

Jak poinformowała dyrektor Książyk, 24 listopada 2022 r. ministerialni urzędnicy zainicjowali kontrolę w Kalsku, ale w jej trakcie, do MRiRW wpłynęły kolejne zawiadomienia dot. dyrektora W. Szadel. Wtedy zdecydowano, że kontrola zostanie rozszerzona o kolejne obszary i zagadnienia związane z zarządzaniem jednostką. - Obecnie kontrola nadal trwa, a dokument pokontrolny jest w trakcie opracowywania – konstatuje urzędniczka.

Nieoficjalnie wiadomo, że departament kontroli i audytu w MRiRW, już w poniedziałek ma przekazać wicepremierowi Henrykowi Kowalczykowi, a także nadzorującej ODR-y wiceminister Annie Gembickiej, stosowne rekomendacje. To istotne, ponieważ sprawę bada również Prokuratura Rejonowa w Świebodzinie. Pod jej nadzorem, policjanci przesłuchują świadków oraz zabezpieczają materiał dowodowy. – Zeznawałem jako świadek – mówi nasz rozmówca. Wiadomo, że przesłuchani zostali również Agata P. oraz Michał W.

Dwa niepotwierdzone żadnym wyrokiem przypadki w żaden sposób nie świadczą o winie dyrektora LODR. Rzecz w tym, że do redakcji dotarła osoba, która przekazała nam wyroki sądowe z okresu, gdy pełnił on funkcję kierownika biura Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa we Wschowie. Wynika z nich, że sytuacje z Kalska nie są pierwszymi, gdzie dyrektor W. Szadel zachowywał się w sposób mało profesjonalny, wątpliwy prawnie oraz etycznie. Analogiczny jest za to sposób jego reakcji na sytuację kryzysową.

Chodzi o sprawę Zbigniewa W. który po tym, jak uległ poważnemu zawałowi serca, wystąpił do Sądu Rejonowego Wydział Pracy w Nowej Soli ( Sygn. akt IV P 117/17 ) z powództwem wobec ARiMR o stwierdzenie, że zawał był wypadkiem przy pracy, w części związanym ze stresem jakiemu był poddawany w związku z relacjami z dyrektorem Szadel. Pozwana agencja stała na stanowisku, że zawał powoda nie miał związku z pracą.

Sąd nie dał wiary tym tłumaczeniom. Przychylił się do stanowiska Michała W. i uznał, że zawał mięśnia sercowego nie był wyłącznie przyczyną wewnętrzną w postaci schorzeń, ale miał związek z relacjami i konkretnymi wydarzeniami w relacjach z ówczesnym kierownikiem ARiMR. - Sąd dał wiarę wyjaśnieniom powoda w całości(...). Natomiast słuchany do sprawy Wojciech Szadel zeznał, że jego relacje z powodem były „formalnie dobre i normalne”(...). Sąd nie uwzględnił zeznań świadka w tej części (...). W ocenie sądu sytuacja w miejscu pracy powoda była dla powoda krzywdząca – czytamy w uzasadnieniu wyroku.

Kierowana przez W. Szadel agencja nie zgodziła się z orzeczeniem i odwołała do Sądu Okręgowego w Zielonej Górze IV Wydział Pracy i Ubezpieczeń Społecznych (sygn.akt IV Pa 44/20). W dniu 6 listopada 2020 roku po apelacji ARiMR, również ten sąd nie pozostawił wątpliwości, że działania ówczesnego kierownika instytucji, dalekie były od normalności, a tym bardziej nie były „dobre i normalne”.

- „Między powodem, a jego bezpośrednim przełożonym Wojciechem Szadel, istniał poważny, długotrwały konflikt(...). Z zeznań świadka Wojciecha Szadel oraz wniosków płynących z materiałów (...)zgromadzonych wynika, że jako przełożony, Wojciech Szadel nie poradził sobie z rozwiązaniem tej konfliktowej sytuacji. Podejmował działania formalnie i merytorycznie niedopuszczalne(...), które konfliktu rozwiązać nie mogły – czytamy w orzeczeniu sądu drugiej instancji.

Po pierwszej publikacji GL na temat LODR, która poprzedzona była rozmową z dyrektorem Szadel, w przestrzeni publicznej pojawiło się „oświadczenie pracowników” ośrodka. Stanęli w obronie dobrego imienia instytucji i dyrektora. Niektórzy skontaktowali się z nami, wyjaśniając, że zarzuty są prawdziwe, lecz niepotrzebnie zacytowaliśmy fragment dotyczący Wiesława Nowakowskiego.

- Agata mogła to napisać emocjonalnie, ale wszyscy z grubsza wiedzą, że Wiesiu to bardzo dobry człowiek i doświadczony pracownik. On nie ma nic wspólnego z postawą dyrektora – mówili niektórzy z nich.

Oświadczenie nie było podpisane, dlatego wraz z innymi pytaniami, przesłaliśmy pismo do LODR. Pytaliśmy o sprawę, konkretne wydarzenia oraz panujące w firmie relacje. Poprosiliśmy o zajęcie stanowiska przez dyrektora Szadel i przedstawienie jego wersji. Zadaliśmy też pytanie, ile osób podpisało się pod „oświadczeniem pracowników”. Mniej więcej w tym samym czasie, otrzymaliśmy informacje, że na polecenie dyrektora, „przymusza się” pracowników do podpisania wyżej wymienionego oświadczenia. – Argumentują, że to chodzi o obronę Wiesia Nowakowskiego – wyjaśnił nam jeden z rozmówców.

Późnym popołudniem otrzymaliśmy informację od radcy prawnego LODR, że 24 godziny to zbyt mało na ustosunkowanie się do kilku prostych pytań, a najbliższy możliwy termin na udzielenie odpowiedzi, to wtorek. Radca prawna sugerowała w piśmie, że to był nasz pierwszy kontakt z ośrodkiem, co jest ewidentną nieprawdą.

Nie wiadomo, jak potoczą się dalsze losy pracowników i samego dyrektora, który ma prawo się bronić i ma swoje argumenty. - Trudno mi zrozumieć, jak można sformułować takie zarzuty, gdy nie mają związku z rzeczywistością – konstatował dyrektor w pierwszej rozmowie z GL. Tym bardziej, o winie lub jej braku nie przesądza nasza redakcja, ale obrażanie się na to, że dziennikarze informują o możliwych nieprawidłowościach osoby pełniącej funkcję publiczną, nie świadczy dobrze o jej profesjonalizmie.

Rzecz w tym, że swoją piątkową reakcją wobec skarżącej się kobiety, chcąc ją zwolnić za napisanie skargi, pośrednio potwierdził, że to co zostało napisane w sądowym wyroku, w innej sprawie sprzed 3 lat, nie było oderwane od rzeczywistości. - Podejmował działania formalnie i merytorycznie niedopuszczalne(...), które konfliktu rozwiązać nie mogły – brzmiało uzasadnienie sądu.

Tuż przed publikacją, do GL wpłynęło pismo jednego z pracowników, które 15 marca zostało wysłane do MRiRW. Pada tam wiele poważniejszych zarzutów, mających związek z już toczącymi się postepowaniami. Napiszemy o nich po uzyskaniu komentarza z ministerstwa oraz organów ścigania.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska