Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moje czytanie - list Jerzego Szewczyka

Redakcja
sxc.hu
W grudniu 1960 przyjechałem do Zielonej Góry z nadzieją na lepszy los. Znalazłem tu pracę w Zastalu, potem znajomych i przyjaciół.

Radio kupiłem po roku, telewizyjna gorączka jeszcze była daleko, więc początkowo z nawyku dawnego, a potem z zainteresowaniem śledziłem w "Gazecie Zielonogórskiej" informacje i artykuły dotyczące regionu i miasta.

Była też młoda - miała przecież dopiero 8 lat, ale za kilka lat nakład prawie 150 tys. Czytałem ją codziennie. Wydawała mi się bliższa Czytelnikom niż prasa wielkiego miasta, do jakich przecież zaliczała się Łódź.

Była niedroga, kosztowała 50 gr. Stała się "Gazetą Lubuską" bodajże w latach 80. Zawsze zwracałem uwagę na autorów publikacji. Pamiętam z tamtych lat Eugenię Pawłowską, Irenę Kubicką, Alicję Zatrybównę, Zbigniewa Szydłowskiego, Michała Tosia, Stanisława Fertlińskiego, Kazimierza Różalskiego, Lucjana Chajnowskiego, Wiktora Lemiesza, Michała Horowicza, Józefa Jareckiego, Józefa Siwaka. Ważną funkcję sprawował w sensie dziennikarskim, ale i politycznym Zdzisław Olas, a potem Mirosław Rataj. Kunsztem fotograficznym imponował mi Bronisław Bugiel.

Dziś zespół dziennikarzy wsparty został nowoczesnymi środkami łączności, komputerami osobistymi, zupełnie nową bazą poligraficzną i możliwościami barwnej fotografii. Wydanie papierowe uzupełnia wersja internetowa. Mnogość mediów sprawia, że panuje konkurencja. Stąd też rozbudowane zaplecza promocji i reklamy. Dawne zaangażowanie polityczne "Gazety" zderzyło się z trudnym zachowaniem niezależności w kojarzeniu z interesem ekonomicznym właściciela.

Pozostały zapewne stresujące dziennikarzy problemy - jak zdążyć z materiałem do bieżącego numeru, jak pogodzić dążenie do głębokiego zaangażowania w rzetelne opracowanie publikacji z zainteresowaniem ze strony czytelnika. Zapewne wciąż mamy do czynienia z nieustannym pośpiechem, z żądaniami - "Kiedy wreszcie dostanę ten materiał do Magazynu", z żalem - "dlaczego mój tak poważny artykuł nie idzie wciąż do druku?". Nieustannie popędzani przez życie dziennikarze nie zawsze mogą liczyć na dni wolne, święta i samodzielne rozporządzenie czasem pracy.

Wiele interesujących publikacji wycinałem przez lata i gromadziłem w moim archiwum. Zmieniła się problematyka, wydawane są "córki i synowie" "Gazety". Chyba najbardziej widoczną zmianę prezentuje pierwsza strona. Kiedyś zajmowana przez doniesienia polityczne, dziś prezentująca materiały, które mają wpływać silniej na czytelników. W latach 60. kierownictwo "Gazety" zapraszało do współpracy autorów spoza grona dziennikarzy. W ten sposób znalazłem się dziesięciokrotnie wśród twórców materiałów. Ostatnie moje publikacje dotyczące podróży do Chin i Palestyny ukazały się już w XXI wieku.

Kierownictwo wydawnictwa prowadziło rozliczne inicjatywy. Dawniej były to społeczno-polityczno-produkcyjne przedsięwzięcia, popularyzacja ludzi dobrej roboty, sylwetek zasłużonych Lubuszan, historycznych tradycji regionu, materiałów dotyczących kształtowania dumy z osiągnięć mieszkańców.
O sporcie pisało się wtedy dużo, ale w ostatnich latach jeszcze więcej. Tymczasem recenzji kulturalnych jakby mniej, jeśli w ogóle. Różnorodność inicjatyw jest godna podkreślenia. Do dziś przynosi satysfakcjonujący tytuł "Lubuska droga do uniwersytetu", czy kampania o ustanowienia województwa lubuskiego.

Nie zawsze "Gazeta" była konsekwentna. Po pożarze w Nowej Soli, gdzie zginęły cztery kobiety, po zastrzeleniu człowieka w Lubniewicach, wypadku zabicia przez kierowcę fiata czwórki dzieci w Lipinkach nie dowiedzieliśmy się w obiecanych przez redakcje śledztwach i wyrokach. Wielka katastrofa drogowa pod Krosnem pojawiła się na łamach dopiero przed kilku tygodniami. Czasem podniesiony problem znacznych nieprawidłowości z biegiem czasu malał do "przyzwoitych" rozmiarów.

Wybaczcie tych kilka krytycznych zdań, ale skoro znamy się i przyjaźnimy od 52 lat to trudno mnie posądzić o złośliwość. Przy tym dla odmiany chcę zauważyć inicjatywy znaczone biegiem czasu. Do bieżących numerów zaczęliście dodawać płyty, a to z muzyką różnych narodów, a to mapy jezior, to znów mapy nadleśnictw, wykazy placówek zdrowia, szkół zawodowych, rozkładów jazdy, książek z lekturami szkolnymi, płyty do nauki języków obcych. I za to Redakcji chwała. (...)

I jeszcze o błędach. Całkowicie nie da się ich uniknąć. Bywa jednakże, że jest ich za dużo. Stosowanie systemu komputerowego daje szanse na minimalizowanie tego zjawiska. I tego Wam życzę. A przy tym stu lat w służbie społeczeństwu Ziemi Lubuskiej.

Jerzy Szewczyk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska