Zobacz też: Grunwald Poznań przegrał, a AZS Poznań wygrał po karnych
W czwartek o godz. 20.30 meczem z gigantem piłki ręcznej, czyli Norwegią reprezentacja Polski rozpoczyna swój udział w mistrzostwach Europy. Gdyby nie feralne wydarzenie z 3 października, z meczu towarzyskiego ze Szwecją, byłaby Pani w całym turnieju podporą biało-czerwonych. Pani upadek po zdobyciu bramki nie wyglądał na taki, by wyłączyć Panią z gry na co najmniej pół roku…
Problemem było to, że spadłam z dużej wysokości na prawe kolano, a w tej sytuacji lepszy byłby chyba nawet upadek na plecy. Dlatego koleżanki śmiały się, że rywalka zamiast sztywno stać, mogła mnie porządnie uderzyć. Wiadomo, że to nie jej wina, a ja też po pierwszym szoku wzięłam się w garść, bo przecież leczyłam w przeszłości już kontuzję lewego kolana. Ta obecna jest jednak najpoważniejsza, bo objęła rekonstrukcję więzadła krzyżowego, przyśrodkowego i łękotki. Operacja w poznańskiej klinice Rehasport trwała ponad trzy godziny i została przeprowadzona perfekcyjnie, za co jestem wdzięczna lekarzom. Dla mnie zresztą to nie była niespodzianka, bo fizjoterapeuta naszej kadry, Michał Bartkowiak i jednocześnie pracownik kliniki już wcześniej przeprowadzał mnie przez tę ciernistą drogę. Nie czułam się więc wyobcowana, tylko przekonana, że wszystko się uda. Teraz przechodzę rehabilitację, wynajęłam do końca stycznia mieszkanie w Poznaniu i z całą stanowczością mówię, że Polska może być dumna z Rehasportu, tak samo zresztą jak Związek Piłki Ręcznej w Polsce, który jest związany umową z poznańską kliniką. O przebiegu leczenia co tydzień informowany jest mój francuski klub, który bardzo interesuje się tym, kiedy wrócę na boisko. Otrzymuję od trenerów, działaczy, koleżanek i kibiców ogromne wsparcie. Otrzymuję też z Brestu całą pensję, mimo iż na parkiet wrócę najwcześniej w marcu.
Reprezentacja na ME w Danii zagra nie tylko bez Pani, ale również bez kontuzjowanej Karoliny Kudłacz-Gloc i świeżo upieczonej mamy Kingi Achruk. Trudno więc o optymizm, tym bardziej, że trafiliśmy do grupy śmierci razem z Norwegią, Rumunią i Niemcami. Może Pani znajdzie coś pocieszającego w tak beznadziejnej sytuacji?
Najpierw potwierdzę Pana słowa, że grupa jest bardzo ciężka, a zwłaszcza pierwszy mecz, w którym zagramy z jednym z głównych kandydatów do tytułu mistrzowskiego, czyli z Norwegią. Z Rumunkami i Niemkami może być nieco łatwiej, bo docierają głosy, że sporo zawodniczek z obu drużyn jest na kwarantannie. Z drugiej strony oba kraje mają tak mocne zaplecze, że nawet w osłabionym składzie wciąż są groźne. Osobiście największe szanse na pozytywny wynik upatruję w meczu z Rumunią. Poza tym w razie niepowodzenia też trzeba zdać sobie sprawę, że do Danii dziewczyny jadą nie tylko po zwycięstwa, ale również po naukę. Doświadczenia z tego turnieju na pewno będą procentować w przyszłości.
Pochodzi Pani z Żar, gdzie zaczynała Pani przygodę z piłką ręczną w miejscowym Sokole mniej więcej w tym samym czasie, co rówieśniczka i koleżanka z kadry, Aneta Łabuda. Czyja to zasługa, że w tak małym, uczniowskim klubie wychowały się dwie reprezentantki, w dodatku z jednego rocznika?
Przede wszystkim prezesa i trenera Sokoła, Tadeusza Płóciennika. Już od czwartej klasy szkoły podstawowej grałyśmy w rozgrywkach i oprócz niego do treningów oraz sportowego rozwoju inspirowały nas starsze koleżanki. Potem razem z Anetą przeszłyśmy przez dwie szkoły mistrzostwa sportowego i razem też trafiłyśmy do Vistalu Gdynia, z którym zdobyłyśmy cztery lata temu mistrzostwo Polski. Nasze drogi sportowe rozeszły się, kiedy ja wyjechałam do Niemiec, do TuS Metzingen. Oczywiście wciąż jesteśmy dobrymi koleżankami, a ja też nie zapominam skąd pochodzę i w miarę możliwości biorę udział w spotkaniach ze swoimi następczyniami w Żarach.
Kibiców z pewnością interesuje jak wygląda od środka klub, który ma chyba ambicje, by grać w Final Four Ligi Mistrzyń, skoro jest wiceliderem jednej z grup eliminacyjnych tych prestiżowych rozgrywek. Czy bije on na głowę polskie drużyny pod względem finansowym i organizacyjnym?
Nie powiedziałabym, że między Brestem a polskimi klubami jest przepaść, bo to nieprawda. Klub z Bretanii jest jednak pod pewnymi względami wyjątkowy. Ma dużo pieniędzy, kibiców i wspaniałą halę, w której na każdym meczu pojawiają się cztery tysiące kibiców. Właściciele klubu robią też wszystko, by panowała w nim rodzinna atmosfera. Po każdym spotkaniu zapraszają całą drużynę na rozmowy z kibicami i dbają o to, by integracja nie była pustym słowem. Całość dopełnia wysoki poziom rozgrywek, bo liga francuska uchodzi za najmocniejszą w Europie, obok ligi węgierskiej.
Poznań i Wielkopolska nie mogą się pochwalić w ostatnich latach mocnymi ośrodkami piłki ręcznej kobiet. Jaka może być tego przyczyna?
Na pewno łatwiej o zbudowanie mocnej drużyny w mieście z tradycjami szczypiorniaka, bo wtedy łatwiej o sponsorów i o zbudowanie społeczności kibicowskiej. Czasami nie udaje się nawet utrzymać wysokiego poziomu, czego dowodem jest to, co się stało z kobiecą piłką ręczną w Trójmieście. Cztery lata temu byłyśmy mistrzyniami Polski z Vistalem, a dwa lata temu gdyński klub zniknął z mapy seniorskiej piłki ręcznej. W Poznaniu nie byłam jeszcze na jakimkolwiek meczu. Gdyby nie pandemia, pewnie bym teraz wybrała się do hali lub na stadion. W tej sytuacji zostają mi wizyty u dwóch poznańskich kuzynek, no i oczywiście w Rehasporcie.
Chcesz wiedzieć więcej?
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?