Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na głowie taki bałagan

Danuta Kuleszyńska
Alicja Majewska - jedna z czołowych piosenkarek lat 80. Karierę  rozpoczynała w zespole Partita, z którym m.in. występowała na festiwalach Jazz Jambore.  Spotkanie z kompozytorem Włodzimierzem Korczem rozpoczęło nowy etap w jej estradowym życiu. Wspólnie wylansowali wiele przebojów, m.in. „Być kobietą, być kobietą”, „Odkryjemy miłość nieznaną”, czy „Marsz samotnych kobiet”.
Alicja Majewska - jedna z czołowych piosenkarek lat 80. Karierę rozpoczynała w zespole Partita, z którym m.in. występowała na festiwalach Jazz Jambore. Spotkanie z kompozytorem Włodzimierzem Korczem rozpoczęło nowy etap w jej estradowym życiu. Wspólnie wylansowali wiele przebojów, m.in. „Być kobietą, być kobietą”, „Odkryjemy miłość nieznaną”, czy „Marsz samotnych kobiet”. fot. Tomasz Wróblewski/NTO
Rozmowa z ALICJĄ MAJEWSKĄ, znaną piosenkarką

- Odnoszę wrażenie, że jest pani kobietą niezwykle delikatną, nawet eteryczną... - To zaskakujące skojarzenie, bo na ogół ludzie widzą we mnie osobę niezwykle energetyczną. Ktoś nawet nazwał mnie najbardziej promienistą piosenkarką polską.

- Skąd w pani tyle energii? - Nie wiem. Po prostu, taka jestem.

- Czyli jaka? - Jestem osobą dość emocjonalną, która ciągle czegoś chce. Stąd może wrażenie tej energetyczności, tego uśmiechu.

- Nadmiar emocji bywa zgubny, zwłaszcza dla kobiety. - To są emocje, nad którymi potrafię zapanować. Jestem ekspresyjna.

- Niewątpliwie ma pani silną osobowość i chyba mężczyznom nie bardzo to się podoba. Jest pani dla nich trudną partnerką? - Czy ja wiem... Trudna jestem głównie dla siebie. Może dlatego, że urodziłam się pod znakiem Bliźniąt. Stąd mam wieczne dylematy z podejmowaniem decyzji. No i może faktycznie pod tym względem jestem dla mężczyzn trudna do zniesienia. Bo na przykład w restauracji nie potrafię wybrać dania. Nie wiem, czy chcę zjeść rybę w sosie, czy z czosnkiem. I przez piętnaście minut nad tym się zastanawiam.

- Prowadzi pani z sobą nieustanną walkę wewnętrzną? - Tak. I to jest dla mnie trudna cecha, zwłaszcza w sytuacjach ważnych. Bo z wyborem eklerki, czy napoleonki daję sobie radę. Ale jak mam koncert i muszę wybrać jakąś kreację, no to wtedy dopiero zaczyna się problem. Bo to już jest zawodowa odpowiedzialność.

- Lada moment zaśpiewa pani na festiwalu w Opolu. Kreacja już jest gotowa? - No właśnie, że nie. Generalnie preferuję klasykę. Nigdy nie chciałam i nie chcę nikogo szokować. W takich sytuacjach opieram się na innych osobach, szukam rady.

- W sprawach makijażu i fryzury także? - Z tym kłopotów już takich nie mam. Owszem, fryzjerka potrzebna jest po to, żeby upiąć włosy, zrobić odrosty. Włosy przecież ciągle mam takie same. I nie zamierzam ich zmieniać. Tylko raz wyprostowałam je dla żartu i pokazałam się w nich publicznie w programie "Szansa na sukces". Było to tak mocno komentowane, że postanowiłam więcej takich eksperymentów nie przeprowadzać. W pewnym sensie włosy są moim wyróżnikiem i czymś bardzo spójnym z moją osobowością. Taki bałagan na głowie koresponduje z moją ekspresyjnością.

- Nie bywa pani smutno, że musi ustąpić na estradzie miejsca młodszym koleżankom? - Takie jest prawo. Na szczęście ciągle działam, koncertuję, jestem zapracowana. Biorę też udział w wielkich przedsięwzięciach oratoryjnych. Z Włodzimierzem Korczem obchodziliśmy i obchodzimy jubileusz współpracy: już 31 lat jesteśmy razem na scenie.

- Ponad 30 lat z jednym estradowym partnerem to rzadkość w show biznesie. - To prawda. Powinniśmy chyba trafić do księgi Guinessa. Nas z Włodzimierzem Korczem łączy wspólne widzenie tego zawodu i świata, podobna hierarchia i wartości, i ważności. I ten sam stosunek do pieniądza. Są ważne, ale nie najważniejsze.

- Może to miłość tak mocno was połączyła? - Jakiś rodzaj miłości musi w tym być. Ale nie taki, który łączy kobietę i mężczyznę. Włodek nieustannie jest mężem tej samej żony od wielu lat - Eli Starosteckiej. I ciągle powtarza, że twórcza praca to są ogromne emocje. I my w tych emocjach oboje siedzimy.

- Należy pani do optymistek? - Jak najbardziej. I ciągle gdzieś gonię. Zaraz polecę do pani doktor, bo coś drapie mi w gardle, a jutro mam koncert. To nieustanny stres. Dwa tygodnie temu wróciliśmy z Toronto, złapałam jakiegoś wirusa i tuż przed wyjściem na scenę poczułam, że nagle tracę głos. Co robić? Wycofać się, zaśpiewać? Publiczność czeka, zawieść nie można...No więc wychodzę. I jakoś śpiewam. Tak bywa w naszym zawodzie. Życie estradowe to ciągła adrenalina. I ona właśnie daje mi energię, dodaje sił.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska