Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na otwarcie finałów Ligi Światowej wygrywamy z Bułgarią

Robert Gorbat 95 722 69 37 [email protected]
W trójmiejskiej Ergo Arenie rozpoczął się w środę finałowy turniej Ligi Światowej siatkarzy. Szczęśliwie dla Polaków, Argentyńczyków, Brazylijczyków i Rosjan.

Występująca w grupie E Polska w swym pierwszym spotkaniu wygrała z Bułgarią 3:2 (25:20, 23:25, 14:25, 25:22, 15:13). Biało-czerwoni zagrali w składzie: Nowakowski, Żygadło, Kurek, Możdżonek, Bartman, Ruciak, Ignaczak (libero) oraz Bąkiewicz, Jarosz, Woicki, Kubiak i Kosok.

Obydwie drużyny nigdy jeszcze nie stały na podium LŚ, a dodatkowo posiadają najniższy ranking FIVB spośród wszystkich uczestników finału. Finezji w grze nie było więc za wiele, za to atomowych uderzeń z zagrywek i ataków - co niemiara. Przez długie fragmenty pojedynek przypominał starcie szalonych bokserów, walczących bez gardy i dążących za wszelką cenę do znokautowania rywala.

Pierwsza, wygrana do 20 odsłona była popisem Polaków. Świetnie ustawiany blok dał im wiele bezpośrednich punktów oraz możliwości wyprowadzenia skutecznych kontr. Prowadziliśmy różnicą nawet sześciu oczek, mając najlepszego zawodnika w przyjmującym Michale Ruciaku. W końcówce drugiej partii przeważaliśmy 17:14 i 23:22. Od remisu 23:23 swoich szans w ataku nie wykorzystali jednak Ruciak i Zbigniew Bartman, a zaraz potem setbola dla Bułgarów skończył Matej Kazijski. Zamiast rezultatu 2:0 w setach dla gospodarzy, na świetlnej tablicy pojawił się tylko remis 1:1.

Psychiczną konsekwencją porażki naszych w końcówce drugiej odsłony był ich całkowita apatia w trzeciej partii. Goście prezentowali prostą siatkówkę: mocne serwisy, dobre przyjęcie i wysokie wystawy na skrzydło do atakującego Cwetana Sokołowa. To wystarczyło, by rozgromić bezradnych Polaków do 14. Podopieczni trenera Andrei Anastasiego podnieśli głowy w czwartym secie. Za sprawą grającego jak w transie Bartosza Kurka, a potem także Bartmana dość łatwo triumfowali do 22 i doprowadzili do tie breaka.

Odsłona numer pięć miała niezwykły przebieg. Gospodarze narzucili szalone tempo i - prowadząc 11:4 - wydawali się zmierzać po szybką wygraną. Pech dopadł jednak Bartmana. Naderwał sobie mięsień lewej łydki, więc na boisku musiał się pojawić Jakub Jarosz. Ten żadną miarą nie potrafił się przebić przez blok rywali, a dodatkowo nasi przyjmujący mieli ogromne problemy z czystym odbiciem piłki po serwisach Andrieja Żekowa. Hala zamilkła, gdy po kilku minutach Bułgarzy doprowadzili do... remisu 12:12! W trudnym dla nas momencie przeciwnicy podali nam jednak rękę. Najpierw Żekow zepsuł zagrywkę, a w następnej akcji Kazijski huknął w aut. Drugiego meczbola wykorzystał po 155 minutach gry nasz rezerwowy środkowy Grzegorz Kosok, wprawiając komplet widzów w gdańskiej hali w stan euforii.

Pozostałe środowe wyniki: w grupie E - Argentyna - Włochy 3:1; w grupie F - Rosja - USA 3:1, Brazylia - Kuba 3:2.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska