Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na ratunek: dzielnicowy

Jakub Nowak 68 387 52 87 [email protected]
Pogadanki w szkołach, to jedno z wielu zadań, które Grzegorz Dzik wykonuje podczas swojej pracy jako dzielnicowy.
Pogadanki w szkołach, to jedno z wielu zadań, które Grzegorz Dzik wykonuje podczas swojej pracy jako dzielnicowy. Jakub Nowak
Uczy dzieci jak bezpiecznie poruszać się na drodze, pomaga rozwiązać problem z niesfornym sąsiadem, interweniuje, gdy w jego okolicy dzieje się coś złego. Sprawdziliśmy, jak wygląda na co dzień praca dzielnicowego.

Czwartek, godz. 9.00. W Szkole Podstawowej nr 6 w Nowej Soli trwają właśnie lekcje. Nagle, do jednej z klas pierwszoklasistów wchodzi mł. asp. Grzegorz Dzik, wraz ze swoją partnerką, sierż. Małgorzatą Szymczak.
- Dzieeeeń-dooooo-bryyyyyy - para policjantów wyraźnie robi na maluchach wrażenie. Kilkanaście osób z zaciekawieniem obserwuje funkcjonariuszy. Pan Grzegorz zaczyna właśnie lekcję, jedną z wielu podczas swojej codziennej pracy. Uczy dzieci jak bezpiecznie zachowywać się na drodze, ostrzega przed obcymi ludźmi. Młodzi uczniowie słuchają, odpowiadają na zadawane pytania. Na koniec dostają odblaski, aby były widoczne na drodze.
- Dzięęę-kuuu-jeee-myyy...

Przyglądam się temu obrazkowi z uśmiechem. Fajna, spokojna robota? Jak się okazuje nie do końca...
- Regularne wizyty w szkołach to tylko część mojej pracy. Zdarzają się jednak sytuacje, gdy nie jest tak wesoło. Interwencja w domu, w którym mąż z rozbitą butelką pastwi się nad żoną nie należy bowiem do najprzyjemniejszych - opowiada G. Dzik. W policji jest już od ośmiu lat, na dzielnicy od około pięciu. Jak to się zaczęło?

- Jeszcze kilka lat temu, grupa dzielnicowych wybierała sobie osobę, która jakoś wyróżniała się na służbie. Pod uwagę brano kilka czynników m.in. obsługę interwencji, radzenie sobie w trudnych sytuacjach, negocjacje, które są bardzo ważne w tej pracy. Koledzy postanowili docenić akurat mnie. Pewnego dnia podczas patrolu zebrali się, poklepali po ramieniu i powiedzieli "od dzisiaj jesteś dzielnicowym". Potwierdziło się to na odprawie u naczelnika i od tamtej pory stałem się jednym z nich - wspomina G. Dzik.

Początki? Były ciężkie. Dostał bowiem rejon, który nie cieszy się w naszym mieście zbyt dobrą opinią, czyli okolice ul. Wesołej i Traugutta. Jak wspomina, trzeba było zdobyć "szacun" na dzielnicy i pokazać, że nowy policjant na ich terenie to nie żaden fajtłapa, który jest tylko od doręczania poczty, tylko przysłowiowy gliniarz z krwi i kości, gość z którym nie można zadzierać. - Nie można było sobie pozwolić "wejść na pagony", tylko być nawet surowszym niż inni policjanci z patrolu - opowiada.

Po czasie nawiązał już z ludźmi odpowiednie relacje, wiedział kto jak się zachowuje, znał wiele osób po nazwisku. - W pracę musiałem jednak wdrożyć się sam, trzeba było wypracować własną technikę, poznać wszystkie "meliny", zakamarki, wiedzieć o swoim rewirze niemal wszystko - mówi.
Do jego obowiązków należy m.in. nadzorowanie osób, które są dotknięte przemocą w rodzinie, sprawy związanie z dostarczaniem wezwań, opieka nad szkołami, ale przede wszystkim interwencje, gdy np. ktoś ma problem z sąsiadem lub, gdy zdesperowana matka prosi, aby porozmawiał z jej synem, który nadużywa alkoholu.

- Panie dzielnicowy ratuj! - te słowa często padają, gdy odbiera służbowy telefon. Ciągła gorąca linia. Dzwonią zarówno zwykłe osoby jak i kuratorzy, osoby z sądu, koledzy policjanci, którzy proszą o załatwienie jakiejś sprawy na jego dzielnicy. Zdarzają się też telefony, gdy ludzie potrzebują zwykłego wsparcia, chcą po prostu się wyżalić, opowiedzieć o swoich problemach. Są nawet pytania typu "nie wie pan, gdzie jest jakaś praca?". - Jak ktoś mnie prosi o rozmowę, to nie mogę mu odmówić. W 90 proc. to pomaga rozwiązać jakiś problem - opowiada dzielnicowy.

G. Dzik w policji odpowiada także za wyszkolenie strzeleckie policjantów oraz rozpoznanie pirotechniczne. Czy sam był zmuszony wyciągnąć kiedyś broń? - Tak, ale na szczęście nie musiałem jej nigdy użyć. I mam nadzieję, że tak już pozostanie do końca mojej pracy w policji - mówi.

A po służbie? Ma dwie pasje. Pierwszą są mieszane sztuki walki. Lubi czasami założyć ochraniacze na zęby i sprawdzać się z kolegami. Przydaje się to zresztą w jego pracy. Drugą pasją jest natomiast... fizjoterapia. - Jestem rehabilitantem. To mój dodatkowy zawód, ale przede wszystkim skuteczny środek na odstresowanie. Zawsze chciałem komuś pomagać. A nikt połamany jeszcze ode mnie nie wyszedł, więc chyba nie jest tak źle - śmieje się.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska