Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na skróty

DANUTA KULESZYŃSKA 0 68 324 88 43 [email protected]
Tak dziś wygląda jeden z obiektów Luweny przy ul. Przemysłowej. Teren nie jest zabezpieczony. Bawią się tu dzieci, mieszkańcy chodzą tędy do sklepu. Takich budynków jest kilka.
Tak dziś wygląda jeden z obiektów Luweny przy ul. Przemysłowej. Teren nie jest zabezpieczony. Bawią się tu dzieci, mieszkańcy chodzą tędy do sklepu. Takich budynków jest kilka. TOMASZ GAWAŁKIEWICZ
Przy Lubelskiej gruz pomału znika. Teren kupił prezes klubu żużlowego. Na Przemysłowej może dojść do tragedii. Drogą między ruinami mieszkańcy wędrują do sklepu.

- Pani, serce boli jak na to wszystko patrzę - Marii Witter załamuje się głos. - Jak można było do czegoś takiego doprowadzić! To tak jakby nasze życie legło pod tymi gruzami. Moje, męża i tysięcy ludzi, którzy przez lata zarabiali tutaj na chleb!
Pani Maria mieszka przy Przemysłowej. Z okna ma widok na "swoją fabrykę". Tak mówi o Luwenie. Przepracowała tutaj 29 lat. Była brygadzistką na cerowalni. - Ach, co za czasy - rozmarza się na chwilę. - Robota w rękach się paliła, trzy zmiany, ludzie szczęśliwi...Na cerowalni 120 osób było...Rodzinami całymi pracowali: dzieci, mężowie, żony...
Mąż pani Marii też związał się z Luweną. Był kierownikiem na przędzalni. Jak 15 lat temu zakład zamknięto, oboje poszli na emeryturę. I z okien mieszkania widzieli jak z dnia na dzień "ich fabryka" popada w ruinę. - O, a tutaj przychodnia lekarska była, tam stołówka i biurowiec - M. Witter pokazuje zniszczone budynki. A właściwie resztki, jakie zostały po Luwenie. - Tam w głębi hale produkcyjne stały: przędzalnia, cerowalnia, wykańczalnia, farbiarnia. Jeszcze pralnię mieliśmy, a na końcu ulicy kotłownia stała.

Na skróty

Mieszkańcy Przemysłowej o fabryce mówią dziś: ruiny Jana. Dlaczego? - A tak się jakoś utarło - wzrusza ramionami pani Jadwiga spod numeru 31. - Nie mam pojęcia skąd ten Jan się wziął.
Pani Jadwiga, jak większość lokatorów jej bloku, też pracowała w Luwenie. Trafiła na wykańczalnię. - Dziś mam 52 lata i żyję z opieki społecznej - ubolewa. - Od zamknięcia fabryki roboty stałej znaleźć nie mogę. Ciężko jest, że czasami żyć się odechciewa.
Z okien mieszkania pani Jadwiga widzi fabrykę jak na dłoni. I brakuje jej słów, żeby wyrazić, co dzisiaj czuje. Ale do ruin zdołała już się przyzwyczaić. Każdego ranka bierze rower i wędruje tędy do marketu. - Wszyscy tu chodzą - przyznaje. - Bo to najkrótsza droga do sklepu. Dzieciaki też biegają. A niektóre to nawet łażą po tym rumowisku. Gonię ich, ale i tak tu wracają.
M. Witter też tędy chodzi. Każdego dnia w południe idzie na cmentarz. - Nie boję się - wzrusza ramionami. - Jak cegły posypią się na głowę, to znaczy, że Bóg tak chciał. Na swoją odpowiedzialność tu chodzę.
Teren po Luwenie nie jest zabezpieczony. Nie ma informacji, że ruiny grożą zawaleniem. Wystarczy silny wiatr, by wszystko runęło. Z fabrycznych budynków już dawno znikły metalowe konstrukcje. Ludzie zabrali wszystko, co tylko dało się wyrwać. Jedynie na budynku, w którym kiedyś była zakładowa przychodnia, wisi tablica: że to teren prywatny, że wstęp wzbroniony, że grozi zawaleniem.

I palcem nie kiwną

Kotłownia Luweny stała w pobliżu ulicy. - Mogła służyć całemu Lubsku - mówi Stanisław Figurski, mieszkaniec miasta. Dwa miesiące temu robotnicy podłożyli dynamit i obiekt wysadzili w powietrze. Po kotłowni zostało wielkie gruzowisko i wysoki komin. Komin należy do operatora telefonii komórkowej. Właścicielem reszty jest prywatna osoba z Warszawy. - Konkretnie to nie wiemy kto - dodaje S. Figurski. - Bo co rusz właściciele się tu zmieniają. Na przykład budynek przychodni wykupił jakiś lekarz. Też z Warszawy. Pani, warszawiacy robią na Lubsku niezły interes. Pod Luwenę biorą kredyty, palcem nie kiwną, a potem znikają z kasą. Zobaczymy, jak będzie teraz.
Teraz Figurski razem z trzema kolegami zostali zatrudnieni do uprzątnięcia gruzu po dawnej kotłowni. - Do końca wakacji może z tym się uporamy - planują. - A co dalej? Nie wiadomo.
Robotników też boli, że dawna chluba Lubska rozpadła się bezpowrotnie. - A przecież można było wszystko zagospodarować - ubolewają. - O, choćby mieszkania dla biednych porobić.

Zabrakło pieniędzy

Burmistrz Bogdan Bakalarz też ubolewa. I bezradnie rozkłada ręce. - Luwena nigdy nie należała do gminy - mówi. - Zaraz po zamknięciu, cały majątek fabryki przy ul. Przemysłowej został sprzedany prywatnym inwestorom z Warszawy. Gmina nie miała pieniędzy na wykupienie. A szkoda.
Burmistrz potwierdza: ruiny Luweny przechodzą z rąk do rąk. Ostatnio właścicielem całości przy Przemysłowej została kancelaria prawna z Warszawy. - Pan Długosz, szef kancelarii, złożył nam obietnicę, że do września wszystkie ruiny uporządkuje. Ale nasza cierpliwość już się kończy. Niewiele możemy zrobić poza tym, że możemy składać skargi. I składamy.
Z nowym właścicielem nie udało nam się skontaktować. Nie odbiera telefonu komórkowego.

Dla Niemców?

Władysława Ślusarczyk od 46 lat mieszka przy Lubelskiej. Stąd miała kilka kroków do zakładu "B" Luweny. W fabryce nigdy nie pracowała, ale z okien mieszkania widziała, jak tętni w niej życie. Kiedy dwa lata temu filmowcy wysadzali fabrykę w powietrze, skryła się w sali gimnastycznej. Jak wszyscy mieszkańcy spod "jedynki". - Od tego wybuchu ściany mi popękały - pokazuje. - A jak przyjdzie wiatr, to pyłu tyle, że szczotką trzeba zmiatać.
Przez dwa lata nic się przy Lubelskiej nie działo. - Tylko śmieci tutaj ciężarówkami zwozili, a za komórkami jedno wielkie śmietnisko się porobiło - dodaje Józefa Bolna spod "trójki" - Ale od jakiegoś czasu gruz stąd wywożą i śmietnisko pomału znika. Może porządek jaki będzie?
Będzie. Tak przynajmniej zapewnia Robert Dowhan, właściciel hurtowni i prezes Zielonogórskiego Klubu Żużlowego Kronopol. Pół roku temu Dowhan wykupił cały teren. I zabrał się za porządki. - Ponad sto ton gruzu musimy stąd usunąć - mówi nowy właściciel. - Przeznaczamy go pod budowę obwodnicy lubskiej. Mam nadzieję, że do końca wakacji uda nam się to wszystko uprzątnąć.
- A jak zamierza pan zagospodarować teren po Luwenie? - pytamy.
- Koncepcji mam kilka. Jeszcze nie wiem na którą się zdecyduję. Firma z Niemiec chce otworzyć tutaj swój oddział, więc może...Ale konkretną decyzję podejmę po wakacjach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska