MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nadzieja w norkach

Tomasz Hucał Zbigniew Janicki
Stanisław Płonka i Roman Bernasiuk, podobnie jak większość mieszkańców Lubartowa, nie mogą się doczekać otwarcia fermy norek.
Stanisław Płonka i Roman Bernasiuk, podobnie jak większość mieszkańców Lubartowa, nie mogą się doczekać otwarcia fermy norek. fot. Zbigniew Janicki
Hodowla ponad 30 tysięcy norek może dać pracę blisko setce ludzi. Budzi jednak niepokój rolników i ekologów.

Przypomnijmy, że od kilkunastu miesięcy w planach jest stworzenie w Lubartowie fermy norek. Firma Baka z Radachowa koło Ośna Lubuskiego zapewnia, że jest to czysta inwestycja, która da pracę wielu mieszkańcom.

Nie boją się zapachów
Kilka dni temu plany nabrały realnych kształtów. - Zatrudniliśmy już geodetów, którzy w 40 dni przygotują plany pod teren. Potem kolejne lokalne firmy wezmą się do pracy i w lipcu staną wiaty, pod które wprowadzą się zwierzęta - deklaruje Beata Wieczorek z Baki. - Cieszę się, że już teraz ludzie dzwonią do nas i dopytują się kiedy zaczynamy i czy będzie praca.

Na początek kilka osób z Lubartowa podpisze umowy i wyjedzie na szkolenie do Radachowa. Tylko kierownik fermy będzie spoza gminy.
Sprawdzamy, czy rzeczywiście we wsi czekają na fermę. Dom nr 1 z działką, na której będą zwierzęta dzieli tylko droga. Mieszka tam 57-letni Stanisław Płonka, który ma na utrzymaniu żonę i trójkę dzieci. - Pracy brakuje. Nie ma co się zastanawiać i narzekać na zapachy. Zresztą wiatry wieją od strony mojego domu, w stronę Wymiarek - mówi mieszkaniec.

- Właśnie i będzie nieładnie pachnieć i roje much, a przecież Bory Dolnośląskie stawiają na turystykę. Zostanie zniszczony dorobek promocyjny pokoleń - twierdzi Jan Nowogrodzki, delegat Lubuskiej Izby Rolniczej z Witoszyna.

Przeciwne skoszarowaniu dużej ilości norek jest miejscowe nadleśnictwo. - Zostanie naruszona równowaga ekologiczna, hałas zapylenie na drogach, wibracje. Są tam rzadkie okazy flory i fauny - wylicza nadleśniczy Edward Koszałka.

Liczą na pomoc

- Kiedyś pracowałam w hucie, ale trzeba było miejsce zrobić dla młodych. Jestem na zasiłku przedemerytalnym, a żyć trzeba. Będę się starała przyjąć do pracy na fermie - mówi Joanna Wąchnicka.

A we wsi nic nie ma. Kiedyś była chociaż świetlica. Do sąsiednich miejscowości nie chce się jechać, bo droga jest w fatalnym stanie. - Ważne jest to, że ma być wiercona studnia głębinowa, może wreszcie będzie wody pod dostatkiem. No i doczekamy się dobrej drogi - podsumowują S. Płonka i sąsiad Roman Bernasiuk.

Bo firma obiecała pomóc w poprawie infrastruktury. - Nadal liczymy na ich deklaracje. Zależy nam na pomocy przy drodze dojazdowej i problemach z wodą. Niedługo znów się spotykamy i będziemy o tym rozmawiać - mówi wójt Henryk Zołotucha.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska