Ale pierwsze: dzieciak do dzieciaka jest niepodobny, więc nie wszystkie lubią marchewki i sałatę. To robota dla rodziców, żeby jedzenie im różnicować, ale nawołuję do umiaru też nauczycieli i dietetyków. To, że coś jest zdrowe, nie znaczy, że musi być przez dzieci zjedzone. Dzieci to przecież nie króliki.
Ale drugie wiąże się z pierwszym: jedzenie niezdrowych rzeczy leży w naturze człowieka, a więc dziecka także. Jak dzieciak ciągle słyszy, że coś jest niedobre i tego „nie można”, możemy być pewni: on tego spróbuje. Dietetycy mnie pewnikiem odstrzelą, ale jestem zdania, że powinniśmy zachować umiar. I pozwolić dziecku próbować niezdrowych przysmaków, które sami często z lubością podjadamy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?