Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nauczyciele wygrają spór z rządem, PiS ustąpi. 5 powodów, dla których strajku w oświacie nie będzie (komentarz redakcyjny)

Zbigniew Borek
Zbigniew Borek
Na razie wiele wskazuje na to, że strajk jest nieunikniony. Negocjatorzy z obu stron robią twarde miny, zapowiadają, że już się nie mają gdzie cofnąć. To jednak tylko pozory. Idę o zakład, że strajku w oświacie nie będzie (a jeśli już, to na pewno nie na egzaminach). I nie jest to wróżenie z fusów.

Powód pierwszy: rząd zmarnował zbyt dużo czasu, nie szykując się do tego strajku, a teraz jest po prostu za późno, żeby przeprowadzić egzamin w czasie ewentualnego strajku. Dlaczego? Dlatego, że nie ma technicznych możliwości zatrudnienia tak wielu członków komisji egzaminacyjnych w tak krótkim czasie (egzaminy ruszają w najbliższą środę). Minister Anna Zalewska obniżyła wprawdzie dla nich poprzeczkę (nie muszą być czynnymi nauczycielami, wystarczy im przygotowanie pedagogiczne – nawet sprzed ćwierć wieku). Na dziś wciąż nie wiadomo jednak, kto ich miałby zatrudnić (szkoła czy samorząd), w jaki sposób (umowa zlecenie?) i na jakiej podstawie. Wbrew temu, co sugeruje pani minister, same uprawnienia pedagogiczne nie wystarczą. Każdy, kto pracuje z dziećmi – a egzamin jest formą pracy z dziećmi - potrzebuje badań lekarskich i zaświadczenia o niekaralności (bo może być np. pedofilem). Zwłaszcza tego drugiego dokumentu nie dostaje się od ręki. A na to wszystko będzie – powtórzmy - tylko poniedziałek i wtorek (jeśli rząd nie ulegnie nauczycielom już w piątek).

Powód drugi to atmosfera społeczna wokół nauczycieli i ich postulatów. Większość Polaków popiera protest nauczycieli (choć jednocześnie nie chce, żeby strajk był w trakcie egzaminów). Spodziewać się też można gigantycznej presji, jaka będzie wywierana przez strajkujących nauczycieli na tych, którzy zdecydują się ich zastąpić w komisjach egzaminacyjnych. Kto chciałby w Polsce zostać łamistrajkiem?

Tak więc egzaminów nie będzie, jeśli rząd nie dogada się ze związkowcami. Po nich z kolei – i to jest powód trzeci, dla którego zakładam, że PiS ulegnie - można spodziewać się twardej postawy do końca. Nie mam tu na myśli oświatowej Solidarności. Jej reprezentacja - ogłaszając już na starcie negocjacji, że rząd spełnił warunki - strzeliła sobie nawet nie w kolano, ale w brzuch. Najważniejszym graczem po stronie związkowej jest jednak ZNP, a ten nie odpuści.

Warto pamiętać, że ten protest nauczycieli narodził się spontanicznie, w internecie. Wkurzeni nauczyciele nawoływali się nawzajem, żeby pójść w ślady policjantów i masowo iść na zwolnienia lekarskie. W grudniu urządzili nawet „próbę generalną”. I już wtedy było widać, że są zdeterminowani jak nigdy wcześniej. ZNP mogło stanąć na czele ich protestu albo stracić twarz na zawsze.
Wystarczy poczytać fora nauczycielskie, żeby się przekonać, jak bardzo pracownicy oświaty są dziś zdeterminowani. Są gotowi na straty (dzień strajku może ich kosztować – w zależności od stopnia i stażu pracy – od 160 do około 200 zł), byle dopiąć swego. W wielu miastach i gminach mogą liczyć na poparcie (w tym rodzaj zapłaty za czas strajku) prezydentów, burmistrzów i wójtów, którzy mają już dość dokładania do oświaty. Nauczyciele obawiają się jedynie, że nie wytrzymają finansowo długiego strajku, ale jeszcze bardziej chcą wreszcie konkretnych podwyżek. Dlatego teraz Sławomir Broniarz i jego ekipa negocjacyjna nie mają wyboru i rządowi nie ustąpią (a jeśli już, to tylko minimalnie).

Kluczowy jednak w tym sporze jest PiS. Partia rządząca, której tak bardzo zależy na wizerunku propaństwowej, nie pozwoli sobie na to, żeby egzaminy się nie odbyły (a ich nie będzie, jeśli rząd nie dogada się ze związkowcami – czytaj wyżej). I to jest powód czwarty.

Wiem, jak skończyć strajk nauczycieli, zanim go zaczną (komentarz redakcyjny)

Najważniejszy jest jednak powód piąty, pozornie z oświatą i strajkiem niezwiązany: wybory. PiS nie może sobie pozwolić na chaos w oświacie – w każdym razie nie większy niż jest teraz. A taki będzie, gdy dojdzie do strajku na egzaminach. PiS straci przez to głosy wyborców. I to nie tyle nauczycieli (ci w większości i tak na PiS nie głosują i nie zagłosują nawet, jak dostaną podwyżki), co rodziców uczniów. Nauczycieli mamy w kraju około 500 tys. Nawet z ich bliskimi daje to 1-1,5 mln głosów. Uczniów we wszystkich typach szkół jest prawie 5 mln. Doliczmy do tego ich rodziny, ale też pracowników przedszkoli czy ośrodków metodycznych, gdzie - jak w Gorzowie - pedagodzy też opowiedzieli się za strajkiem. To gigantyczny elektorat. Na jego lekceważenie w roku skumulowanych wyborów (najpierw europejskich, potem parlamentarnych) partia, która walczy o „być albo nie być” przy władzy, pozwolić sobie nie może.

Nigdy nie byłem nauczycielem, ale dzięki pani minister mogę egzaminować uczniów. To bardzo miły gest [KOMENTARZ REDAKCYJNY]

Zakładam więc, że może jeszcze w piątek przedstawiciele rządu będą prężyć w negocjacjach muskuły. W sobotę i niedzielę może też nie odpuszczą. Może nawet przyjmą na klatę strajk w poniedziałek i wtorek. Ale Jarosław Kaczyński, PiS i tym samym rząd zrobią wszystko, żeby nie dopuścić do strajku w czasie egzaminów. PiS więc ustąpi, a nauczyciele wygrają.

POLECAMY: STRAJK NAUCZYCIELI. NIE MASZ Z KIM ZOSTAWIĆ DZIECKA? MASZ CZTERY MOŻLIWOŚCI, ABY MIEĆ WOLNY DZIEŃ

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska