Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ciszej nad tą trumną, lecz tak głośno...

Jan Koralewski [email protected]
List Jana Koralewskiego w odpowiedzi na artykuł "Lider Żelaznych zawinił dużo wcześniej".

1 września 2007 prawie wszystkie agencje światowe obiegła tragiczna wieść, że w Radomiu, w czasie akrobacji, zginęło dwóch lotników. Cały świat dowiedział się, że na lotnisku nieopodal Zielonej Góry istnieje unikalny, sześcioosobowy zespół akrobatyczny.

Były płomienne mowy pogrzebowe prawie wszystkich najważniejszych osób w Polsce, transmisje telewizyjne z pogrzebu, medale i ordery, salwy honorowe plutonu reprezentacyjnego wojsk lotniczych. Lecha Marchelewskiego okrzyknięto nawet legendą lotnictwa.

Nie u nas, ale w Radomiu zorganizowano koncert pożegnalny, z którego dochód przeznaczono dla rodzin tragicznie zmarłych lotników, a na który nikt z naszych władz miasta i województwa nie raczył przybyć. Prezydent Zielonej Góry na zasadzie, że nie chciał być gorszym, również ogłosił żałobę. Krystyna, żona Lecha Marchelewskiego, na lotnisku we Wrocławiu zasadziła symboliczne drzewo, jako pamiątkę po swoim mężu, legendzie lotnictwa.

Ale my Lubuszanie, jako jedyni w Polsce, inaczej widzimy dzieło polskiej legendy lotnictwa. Takie właśnie"dzieło" zostało przedstawione przez Janusza Petza na tytułowej stronie w sobotę 5 lipca 2008 w "Gazecie Lubuskiej" pod znamiennym tytułem "Lider Żelaznych zawinił dużo wcześniej". Autor tego artykułu jest zupełnie obcy środowiskowo i tematycznie i jest redaktorem odległego nie tylko komunikacyjnie "Echa Dnia".

Tytuł artykułu zawiera arbitralne oskarżenie, które można tak przetłumaczyć: zabójstwo Piotra Banachowicza lider Żelaznych planował dużo wcześniej. Choć w treści artykułu ma wątpliwości, co do tego oskarżenia, to nie stawia nawet znaku zapytania w tytule. Autor rzuca bardzo poważne oskarżenia w stosunku do członków oraz samego przewodniczącego Państwowej Komisji Wypadków Lotniczych. Nawet laikowi nieprawdopodobnym się wydaje, że nie zna on Prawa lotniczego.

Janusz Petz nie miał żadnego prawa korzystania z protokołu wypadkowego, jak również publikowania nawet fragmentów. Protokół jest dokumentem tajnym. Zgodnie z prawem, nawet Komisja nie orzeka co do winy i odpowiedzialności. Nie może tej winy orzekać dziennikarz na łamach "GL". Komisja prowadzi badania wypadku "w celu zapobiegania wypadkom i incydentom lotniczym", a nie przysporzenia popularności dziennikarzowi z "Echa Dnia" i antagonizowaniu społeczeństwa Ziemi Lubuskiej.

Nie sam protokół, ale jego skrót w postaci sprawozdania ma służyć ku przestrodze. Być może w związku z powyższym wszystkie tzw. dowody zostały pobrane z zasłyszanych obiegowych opinii, nielegalnie zdobytych fragmentów protokołu itp. Trudno sobie wyobrazić, aby w protokole Lech Marchlewski miał 62 lata, bo w rzeczywistości miał 60 lat.

Czy było dwóch Krzysztofów: Kossiński i Kosiński? Czy protokół posługiwał się żargonem takim jak "różyczka" i "pchnął drążkiem"? Czy możliwym jest tak precyzyjne ustalenie szybkości samolotów w chwili wypadku? Dlatego też te rewelacje odnośnie Jego zdrowia nie mogą pochodzić z protokołu i tracą całkowicie swoją wiarygodność.

.

Redaktor w opisie wypadku posłużył się bardzo kiepską retoryką, stosując jeszcze gorszą socjotechnikę. Opis wypadku przedstawiony w artykule do złudzenia przypomina zabawę dzieci na podwórku w samoloty, a nie poważny, unikalny zespół uprawiający bardzo trudny i skrajnie ryzykowny sport. Nie śmiem się nawet domyślać, że powód napisania artykułu był inny niż pieniądze.

Jestem przekonany, że w te nikczemne słowa Janusza Petza nie uwierzył Eugeniusz Banachowicz i będzie w dalszym ciągu zachowywał dobre zdanie o nauczycielu lotnictwa swego syna Piotra.

Słowa zawarte w artykule szczególnie krzywdzą dwie kobiety życia Leszka. Jego matkę Bronisławę i żonę Krystynę. Matka Bronisława, osoba już 87-letnia, oprócz wielkiego bólu, na pogrzebie Leszka miała wielką satysfakcję, że dobrze wychowała syna, bo jak sama opowiadała, taki pogrzeb, jak miał Leszek, może mieć tylko wielka osobistość. Czy teraz, w rocznicę śmierci Leszka, ma myśleć, że cały ten pogrzeb to wielka mistyfikacja, a prawdziwy jej Leszek to lider "Żelaznych", który zawinił dużo wcześniej?

Czy dla żony Krystyny większą satysfakcją nie będzie zasadzenie symbolicznego drzewa, wzorem z Wrocławia, w Przylepie i założenie fundacji dla młodych szybowników imienia męża, aniżeli uzyskiwanie pozytywnych wyroków z racji szkalowania imienia jej męża, co dla zawodowego sędziego nie jest sprawą trudną. Krystyna jednak nie może założyć obiecanej fundacji, bo po dziś dzień nie otrzymała należnego za wypadek odszkodowania. Powodem tego jest to, że Pan Redaktor poprzez swoją "ekspertyzę" wypadku, na zasadzie takiej, że każdy pretekst jest dobry dla zakładów ubezpieczeniowych, skutecznie zablokował wypłatę odszkodowania.

Znamiennym przejawem naszych postaw są słowa Anonimowego Andrzeja z Zielonej Góry w Forum Czytelników "GL". Z podtekstu jego dość głębokiej wypowiedzi wynika, że dobry człowiek, przyjaciel bądź nawet znajomy skromnych, prostych ludzi nie może być wielkim. Myślę, że z tego założenia wychodzą nasze VIP-y. Żaden z nich nie wypowiedział się w obronie Jego imienia.

Bożenna Bukiewicz, choć ją ciągle słychać w różnych mediach o bardzo różnych sprawach naszego województwa, ani razu nie wypowiedziała się za swoim starszym kolegą z sąsiedniego, żarskiego podwórka. Kazimierz Pańtak na pewno nie zapomni biesiady, choć to zabrzmi nieprawdopodobnie, z Leszkiem, Olkiem Kwaśniewskim, jeszcze kandydatem na Prezydenta i koniem Saragossą, z którym pili piwo marki DAB w Restauracji Fantom na lotnisku w Przylepie. Leszek na lotnisku w Przylepie stworzył swoje imperium, ale nie dla siebie. Czasem się wydaje, przebywając na lotnisku w Przylepie, że Jego duch krąży po lotnisku i patrzy gospodarskim okiem. Jak za życia.

Uważam również, że artykuł Janusza Petza "Lider Żelaznych zawinił dużo wcześniej", zgodnie z zawsze umieszczaną formułką, należałoby uznać za prywatną opinię dziennikarza, która może być niezgodna ze stanowiskiem redakcji. "GL" rozsławiła Jego imię, a On, m.in, poprzez organizowanie niezapomnianych Festynów Lotniczych, przynosił jej, nie tylko w całej Polsce, niezwykłą popularność...

Z zazdrością patrzyłem, jak można w cywilizowany sposób załatwić sprawę katastrofy samolotu CASA, choć jej rozmiary były znacznie większe i przyczyny oczywiste. Na miejscu katastrofy postawiono obelisk i ucięto wszelką polemikę poprzez właściwe podejście do Prawa lotniczego, szczelnie utajniając protokół powypadkowy dla rządnych sensacji dziennikarzy.

Wzorując się na przykładzie katastrofy samolotu CASA, wypadałoby np. w rocznicę śmierci dwóch znakomitych lotników lotnisko w Przylepie nazwać ich imionami oraz reaktywować Żelaznego i raz na zawsze przypisać go do naszego województwa, gdyż Ziemia Lubuska była dla jego twórcy małą ojczyzną.

Parafrazując słowa Juliana Tuwima "nie ciszej nad tą trumną, lecz tak głośno i tak pozytywnie o Lechu Marchelewskim, aby zagłuszyć głosy szkalujące jego imię".

Gorące relacje z Przystanku Woodstock

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska