Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie damy naszej Beaty do tego psychiatryka!

Danuta Kuleszyńska 0 68 324 88 43 [email protected]
- To straszne, że można człowieka zamknąć w szpitalu psychiatrycznym wbrew jego woli i woli rodziny - Kamila Pietrzak długo nie mogła dojść do siebie.
- To straszne, że można człowieka zamknąć w szpitalu psychiatrycznym wbrew jego woli i woli rodziny - Kamila Pietrzak długo nie mogła dojść do siebie. fot. Ryszard Poprawski
- Błagam ratujcie moją siostrę, bo chcą ją wywieźć do Ciborza i zamknąć w pokoju bez klamek! - Kamila Pietrzak jest cała roztrzęsiona. Lekarz, który podjął taką decyzję nie chce rozmawiać z GL.

Czwartek po południu. Zapłakana Kamila Pietrzak przychodzi do redakcji. Jest cała roztrzęsiona, nie może mówić, ręce jej się trzęsą. Co chwila wyjmuje chusteczkę, wyciera oczy. Jej młodsza siostra Beata (imię zmienione) od dwóch dni przebywa w zielonogórskim szpitalu na oddziale wewnętrznym. Dochodzi do siebie po nieudanej próbie samobójstwa.

- Był u niej z wizytą psychiatra i powiedział, że Beata nie wyjdzie do domu, tylko zabiorą ją do Ciborza i że my jako rodzina nic w tej sprawie nie możemy zrobić - mówi drżącym głosem. - Błagam, pomóżcie, żeby tam nie trafiła!

Nałykała się tabletek

Z Kamilą idę do szpitala. Jej siostra leży w sali 119. Lekarza prowadzącego już nie ma. Pielęgniarka potwierdza: wczoraj był psychiatra i rozmawiał z pacjentką.
Beata jest ciągle w szoku. - Jak wróciła do sali po rozmowie z psychiatrą, to pół nocy przeszlochała - opowiadają kobiety z sąsiednich łóżek. - Była przerażona i tylko powtarzała, że lekarz groził jej ubezwłasnowolnieniem.

Z Beatą wychodzę do świetlicy. Ma 21 lat, jest ładną blondynką. Już spokojniejsza, uśmiecha się od czasu do czasu. Mówi, że nie chce umierać. Że dopiero teraz zaczyna kochać życie. Ma przecież dobrą pracę, musi spłacać kredyty. Choć jest młoda, wiele przeszła. Od 4 lat mieszka ze swoim chłopakiem w domu jego rodziców. - Nie wytrzymałam, bo jego matka ciągle mi dokuczała, a Krzysiek zawsze trzymał jej stronę - opowiada. - Kocham go, jest dobry, ale dłużej już nie mogłam... Przestało zależeć mi na życiu. ..

We wtorek rano nałykała się relanium. A potem zadzwoniła do chłopaka, żeby się pożegnać. Przyjechał natychmiast...I wezwał karetkę.

Ona tam zwariuje

W środę wieczorem na wewnętrzny przychodzi Wojciech Ryngier, psychiatra z którym szpital współpracuje. - Wziął mnie na rozmowę i oznajmił, że nie ma mowy, bym wróciła do domu. Że jadę do Ciborza na leczenie. Byłam w szoku.

Mówiłam, że nie chcę, że zmądrzałam, że będę chodzić na terapię do przychodni...Ale on swoje... I nawet mi zagroził, że może mnie sądownie ubezwłasnowolnić. Powiedział jeszcze, że jak będę niegrzeczna, to zamkną mnie w sali bez klamek i że mogę w psychiatryku spędzić resztę życia...Proszę, niech pani coś zrobi, ja do Ciborze nie mogę...ja tam zwariuję...

Wróciła do domu

Piątek rano. Z Kamilą znów odwiedzam Beatę. Ożywia się na nasz widok, uśmiecha.

- Już czuję się dobrze, chciałabym do domu... Wczoraj był tata i potwierdził, że będę mieszkać u niego, że mnie do psychiatryka nigdy nie odda.
Namawiam Kamilę, by pogadała z lekarzem prowadzącym. By domagała się kontaktu z psychiatrą. W. Ryngier powinien raz jeszcze spotkać się z Beatą. Bo jak można na podstawie krótkiej rozmowy kierować człowieka do szpitala psychiatrycznego.

- Decyzja już zapadła, doktor Ryngier wystawił skierowanie do Ciborza - informuje Kamilę doktor Pietrasz. - Miała pojechać dzisiaj, ale karetki nie było. Zabiorą ją w sobotę.

Lekarka rozkłada ręce: - Nie mam na to żadnego wpływu, rodzina także. Tylko psychiatra może cofnąć decyzję.

Kamila prosi lekarkę, by ściągnęła go do szpitala. Ja wracam do redakcji. Niedługo potem telefon: - Lekarz będzie za 20 minut, około godziny 11.30 - informuje Kamila.
Na oddziale jestem o 11.50. Beata siedzi na łóżku, obok - jej chłopak. - Właśnie piszę do pani sms, że wracam do domu - cieszy się jak dziecko. - Doktor był i zgodził się mnie puścić.

- Gdyby nie gazeta, Beata skończyłaby w psychiatryku - dodaje Kamila. - Bardzo wam dziękujemy.
Cieszy się ojciec Beaty: - Jak tylko skończę pracę, biegnę do szpitala i zabieram ją do domu - nie kryje radości.

Po godz. 14.00 dodzwaniam się do W. Ryngiera. Jest ordynatorem oddziału psychiatrycznego w ośrodku dla młodzieży w Zaborze. Nie chce rozmawiać. Nie odpowiada na pytania.

- Dlaczego nagle zmienił pan decyzję?
- Nie potwierdzam i nie zaprzeczam, że podejmowałem jakąkolwiek decyzję i że ją zmieniłem - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska