Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wpuścimy neonazistów!

Beata Bielecka 95 758 07 61 [email protected]
Sojusz Kein Ort fuer Nazis Frankfurt Oder (Frankfurt nad Odrą nie jest miejscem dla nazistów), zamierza zorganizować w sobotę kontrdemonstrację i zablokować neonazistów. Tworzy go około 50 organizacji z obu stron Odry, a także wiele osób prywatnych.
Sojusz Kein Ort fuer Nazis Frankfurt Oder (Frankfurt nad Odrą nie jest miejscem dla nazistów), zamierza zorganizować w sobotę kontrdemonstrację i zablokować neonazistów. Tworzy go około 50 organizacji z obu stron Odry, a także wiele osób prywatnych. Beata Bielecka
- To miasto jest niemieckie i powinno takie zostać - twierdzą niemieccy neonaziści, którzy organizują w sobotę nad Odrą demonstrację pod hasłem "Wyjść z Unii Europejskiej i zamknąć granice". Jakie mają argumenty? Nie zgodzili się na spotkanie i rozmowę na ten temat.

- A już wydawało się, że coś w stosunkach polsko-niemieckich jednak się zmieniło - mówi spotkana koło mostu granicznego 40-latka ze Słubic. Wspomina lata 90., gdy po otwarciu granicy Niemcy obrzucali polskie autokary kamieniami, a młodzi ludzie napadali na studentów z Viadriny. Władze robiły wtedy co mogły, żeby do Frankfurtu nie przylgnęła łatka miasta, w którym biją obcych. Zorganizowano nawet kampanię medialną sugerując, że FF, które widnieje na tablicach rejestracyjnych frankfurtczyków, można odczytywać jako skrót od słów Freundlische Frankfurt (przyjazny Frankfurt).

Kamil Majchrzak w latach 90. studiował prawo na Viadrinie i dwa razy na własnej skórze doświadczył nienawiści wobec Polaków. W 1997 roku pobito go kijem bejsbolowym, bo wieczorem znalazł się w strefie neonazistów, w której zakazali wieczorem pokazywać się obcokrajowcom. Rok później frankfurcki neofaszysta przyłożył mu pistolet do skroni. - Gdy po aresztowaniu policja przeszukiwała mieszkanie Niemca znaleziono ulotki, z hasłami używanymi przez NSU (Nationalsozialistische Untergrund - nacjonalistyczne narodowe podziemie - przyp. red.) - "Czyny zamiast słów" - wspomina Kamil, który dziś pracuje w Bundestagu i zajmuje się m.in. problemami rasizmu i ksenofobii.
Uważa, że niewiele się zmieniło. - Wprawdzie neofaszyści zrezygnowali z masowych pogromów, jakie miały miejsce m.in. w latach 90., to stale stanowią zagrożenie. - Są uzbrojeni i mają struktury podziemnych organizacji faszystowskich - mówi Kamil. - Od zjednoczenia Niemiec z ich rąk zginęło 180 osób.

Janek Lassau, który pracuje jako wolontariusz w Punkcie Doradztwa dla Ofiar Prawicowej Przemocy (BOrG) we Frankfurcie nad Odrą opowiada, że neonaziści są aktywni szczególnie we wschodnich krajach związkowych. W ubiegłym roku w tej części Niemiec (łącznie z Berlinem) doszło do ponad 700 ataków. Ofiarami padło blisko 1.600 osób.
Janek opowiada o ostatnim znanym przypadku napaści na cudzoziemca we Frankfurcie.
30 kwietnia ubiegłego roku 46-letni Kameruńczyk, kończył robić zakupy w Kauflandzie, gdy zauważyli go trzej młodzi ludzie: bezrobotny Meik S., pielęgniarz Toni S. i ich kolega. Pod adresem mężczyzny padły najpierw rasistowskie obelgi, a potem ciosy... Dostali 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu i musieli zapłacić 500 euro odszkodowania pobitemu mężczyźnie.

Michael Kurzwelly z polsko-niemieckiego stowarzyszenia Słubfurt uważa, że w dużej mierze od postawy ludzi będzie zależeć, czy uda się zaplanowany na sobotę marsz neofaszystów. - NPD (skrajnie prawicowa partia, która stoi za tym marszem - przyp. red.) szuka miejsc, gdzie ludzie nie reagują, dlatego to jest zadanie dla społeczeństwa obywatelskiego, żeby się im przeciwstawić - mówi. Dodaje, że podobne marsze udało się ostatnio zablokować m.in. w Dreźnie, Lubece, Bernau, Berlinie. Ludzie wyszli tam na ulicę na znak protestu i niemal wypędzili z miasta neofaszystów.
Do tego namawia też sojusz Kein Ort fuer Nazis Frankfurt Oder (Frankfurt nad Odrą nie jest miejscem dla nazistów), którego rzecznikiem jest Lassau. Jego zdaniem wybór Frankfurtu przez neonazistów nie jest przypadkowy, bo chcą oni grać na stereotypach, że Polacy kradną, zabierają pracę Niemcom i dlatego trzeba ich wyrzucić z Unii i zamknąć przed nimi granice.

Niestety statystki są dla nich niezłą pożywką. Marcin Tujdowski, który z ramienia Instytutu Zachodniego w Poznaniu prowadzi badania niemieckiej skrajnej prawicy, opowiada, że po naszym wejściu do strefy Schengen w przygranicznych regionach o 500 procent wzrosła kradzież samochodów. Giną też maszyny rolnicze i budowlane, kosiarki do trawy, rowery czy nawet paliwo. - Straty firm były tak duże, że 92 przedsiębiorców z północnej Brandenburgii wystąpiło z petycją do parlamentu krajowego prosząc o pomoc. Z powodu wzrostu kradzieży powołano specjalną grupę operacyjną policji "Soko Grenze - mówi. Dodaje, że manifestacja we Frankfurcie to część akcji przeciwko otwarciu granicy z Polską (Grenzen dicht). Takie akcje miały już miejsce w Saksonii i w Meklemburgii.
Stojąca za frankfurckim marszem NPD robi już też sobie kampanię przez wyborami w 2013 roku, bo Brandenburgia jest ostatnim landem we wschodnich Niemczech, w którym NPD nie ma swoich ludzi w lokalnym parlamencie.

- Spotkałem się z wieloma incydentami wymierzonymi w Polaków - mówi M. Tujdowski. - Na pograniczu były wywieszane plakaty, które ostrzegały przed "polską inwazją", ostrzegano przed wykorzystywaniem przez polskich imigrantów niemieckiego systemu świadczeń społecznych. Na obszarze Meklemburgii, gdzie chętnie osiedlają się Polacy można znaleźć okręgi wyborcze, w których oparcie dla NPD wzrosło dziesięciokrotnie w okresie pomiędzy wyborami w 2002 i w 2011 roku. Zanotowano też największą liczbę antypolskich incydentów, począwszy od drobnych jak zamalowywanie polskich nazwisk na domofonach po poważniejsze - demolowanie samochodów. Na szczęście, jak dotąd nie powtórzyły się takie incydenty jak ten z Lodersleben, gdzie w 2008 roku podpalono dom z polskimi pracownikami sezonowymi - mówi Tujdowski. Zaznacza też, że w ostatnich latach zmieniło się też nastawienie Niemców do imigrantów. - Nawet niemieccy oficjele z Angelą Merkel na czele publicznie twierdzą, że niemiecki model multikulturalizmu się wypalił - dodaje. I chociaż skrajnie prawicowe partie są krytykowane i spychane na polityczny margines, to wielu Niemców po cichu przyznaje im w niektórych kwestiach racje. Z badań przeprowadzonych za Odrą w ubiegłym roku wynika, że tylko 52 proc. Niemców chciałaby delegalizacji NPD.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska