Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O resetowaniu się

notował ZDZISŁAW HACZEK 0 68 324 88 45 [email protected]
Marek Koterski od sukcesu "Dnia świra" nie udziela wywiadów, unika festiwali. W Łagowie - po trzech latach - reżyser przerwał milczenie specjalnie dla widzów 36. Lubuskiego Lata Filmowego.

Dlaczego przestałem się udzielać medialnie... A co tu gadać?! Proszę bardzo: można mnie zobaczyć, a reszta to jest film. To jest równie proste lub równie trudne zajęcie jak piłka nożna. 90 minut mam do dyspozycji: albo zostajecie w kinie i coś czujecie, albo chrzanicie to i idziecie nad wodę.

O resetowaniu się

Filmowi "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" oddałem trzy lata życia. I tak jest zawsze: daję z siebie wszystko i potem jestem wyresetowany. Odżywam, odparowuję, żeby wrócić do równowagi.

Miauczyński bez planu

Uwierzcie mi, że po prostu to było robienie od filmu do filmu bez żadnego planowania. Za każdym razem byłem obsrany ze strachu. To była walka o życie, o siebie. A jeszcze przez większość życia twórczego wydawało mi się, że jestem pechowcem. Dopiero w okolicach "Dnia świra" zacząłem kumać, że ktoś mi to optymalnie ułożył. Nie planowałem następnego filmu po "Domu wariatów". A Miauczyński wziął się stąd, że przy drugim filmie - "Życie wewnętrzne", przyszedł scenograf i zapytał, jaka tabliczka ma być na drzwiach mieszkania bohatera. To ja powiedziałem: dajmy nazwisko z poprzedniego filmu. I Miauczyński został.

Dwója za "Dom wariatów"

Jak zrobiłem "Dom wariatów", moi bogowie-profesorowie, dla których poszedłem do szkoły filmowej w Łodzi, powiedzieli: - Dno! Nieuznanie debiutu! Reżyser bez kategorii! To była dwója za "Dom wariatów". Wtedy zawalił mi się świat. Gdybym ja umiał inaczej, był bardziej giętki, to potem robiłbym inne filmy, ale ja inaczej nie umiałem. Po prostu jak muł następny film zrobiłem podobnie. I znowu ta sama komisja - Bosak wstaje i mówi, że jak ktoś zaczyna wykazywać takie oznaki szaleństwa to dajmy mu tróję, bo to już jest chyba jakaś metoda... Moim obowiązkiem jest dać z siebie wszystko. Uczciwie. Rezultat jest w rękach wyższego porządku rzeczy... Do mnie należy pozostać tym samym facetem i w dalszym ciągu robić filmy dla chłopaków z dzielnicy. Oni pierwsi poznają, czy ja dalej jestem tym samym gościem, czy mi odbiło.

Zagrywka z lekarzami

Przy "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" ludzie mi mówią: - Ale to jest zagrywka, że czterech lekarzy siedzi przy stole! Jakich czterech lekarzy?! No przecież w serialach oni lekarzy grają! A ja pierwsze słyszę, bo nie oglądam seriali. Na szczęście jak się zrobi swoją robotę, to to się czasem okazuje mądrzejsze ode mnie.

Dlaczego byłem apolityczny

Nigdy się w to nie wdawałem nie ze względów ideologicznych, bo szczerze mówiąc, miałem niezwykle pobieżną orientację jeśli chodzi o ideologię socjalistyczną. Nigdy nie przeczytałem "Kapitału" Marksa, ani jakiegoś dzieła Lenina. Ja po prostu wiedziałem, że to mi jest potrzebne jak belka w oku ze względów estetycznych. Ze względu na te mordy po prostu... Niestety, teraz mam to samo. Mimo że jest wolność, która jest bezcenna... Intuicja mi mówiła: bracie, to nie jest temat. Nie można dyskutować ze wściekłym psem.

Byli tacy twórcy-wentyle

Może dlatego tak te pierwsze moje filmy rozwścieczały. Działały jak płachta na byka, choć nigdy nie byłem opozycjonistą. Zrozumiałem to, kiedy przeczytałem, że Josif Brodski nigdy nie napisał antysocjalistycznego utworu. To wszystko było asocjalistyczne, po prostu miał to głęboko w dupie. Nie przyjmował socjalizmu do wiadomości, a oni od tego dostawali szału. Byli tacy twórcy-wentyle, którzy się "konstruktywnie wadzili" z systemem, dyskutowali "wicie, rozumicie", a ze mną nie można było rozmawiać. Mnie się zawsze wydawało, że PRL to jest zrogowaciały naskórek, a nie jądro egzystencji.

Krytycy wyciągnęli za uszy

Może dlatego moich dokumentów nie pokazywano. One nie były na półce, ale po prostu nie były rozpowszechniane. Właściwie - muszę oddać tu sprawiedliwość - krytycy filmowi wyciągnęli mnie za uszy z niebytu. Zrobili pokaz pozakonkursowy "Domu wariatów" w Gdyni, doprowadzili do pokazu w Koszalinie, gdzie dostałem nagrodę. Podniesiono mi ocenę na tróję, uznano jako debiut i mogłem zrobić następny film.

Czuję pałer

Ja byłem we wrocławskim studenckim teatrze poezji Sylaba, która w rankingu, gdzie były Siódemki, Teatr Ósmego Dnia, Teatr STU czy Kalambur, to się nie liczyła, ale dla nas było oczywiste, że my możemy zmienić świat poprzez sztukę. Dlatego że dosłowności były tak kastrowane, ścigane i wycinane, że tylko poprzez wolność artystyczną można było coś naprawdę zmienić. Jestem dumny, że jestem z tamtych roczników. Czuję pałer.

Zawsze chciałem być kimś

W trzeciej klasie szkoły podstawowej kupiłem 100-kartkowy zeszyt w kratkę i na pierwszej stronie napisałem: "Marek Koterski. Utwory wybrane." I więcej nic w tym zeszycie nie napisałem. Ale chciałem być kimś, tylko bardzo długo nie wiedziałem kim? Całe życie marzyłem o sukcesie i o tym, żeby być w światłach i tego zaznałem na swoją miarę przy "Dniu świra"... A ja jestem człowiekiem nieśmiałym. Dla mnie plan filmowy jest udręką. Torturą! Budzę się godzinę przed budzikiem i trzęsę się ze strachu. Potrzebowałem jednak zaznać pewnych rzeczy, żeby zrozumieć czego naprawdę potrzebuję. I teraz wiem: jestem człowiekiem cienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska