Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oblany egzamin z powodzi

Dariusz Chajewski [email protected]
Sławomir Szeląg: - Byłem w Starej Wsi, żeby zobaczyć, co się dzieje. Natychmiast przypomniało mi się to, co stało się przed 13 laty.
Sławomir Szeląg: - Byłem w Starej Wsi, żeby zobaczyć, co się dzieje. Natychmiast przypomniało mi się to, co stało się przed 13 laty. fot. Mariusz Kapała
Nowe domy postawione na terenach zalewowych, brak pieniędzy na budowę wałów i zbiorników retencyjnych, a nawet na sporządzenie map terenów zagrożonych zalaniem... Powtarzamy stare błędy.

FALA ZA FALĄ

FALA ZA FALĄ

O tegorocznej powodzi nadal nie można mówić w czasie przeszłym. W Gorzowie Warta podeszła pod wiadukt kolejowy. Fala kulminacyjna spodziewana była w mieście w nocy z piątku na sobotę. W czwartek o 8.00 w Nowej Soli poziom wody w Odrze wynosił 534 cm. Otwarto most na al. Wolności. Ciągle zamknięta jest droga na Przyborów i Stany. Wielkiej wody boi się teraz Kostrzyn. W regionie dotychczas ewakuowano 423 osoby, zalanych jest 6.417 ha gruntów, w tym 4.594 ha rolniczych i około 90 domów. We wszystkich gminach i w powiecie działają komisje szacujące straty powstałe w wyniku powodzi. Tymczasem na południu kraju znów ogłoszono stany alarmowe. Po obfitych opadach na Podkarpaciu podniósł się poziom rzek.

Od 1997 roku w Lubięcinie stoi kilka niewielkich budynków. Tu, mimo że od brzegu Odry wieś dzieli kilkanaście kilometrów, kolejne meldunki o wędrującej fali powodziowej śledzi się z zapartym tchem. 13 lat temu do Lubięcina uciekli ludzie, którym rzeka zabrała wszystko.
- Straszne, rozumiem cierpienia tych wszystkich powodzian - mówi Alina Kamińska, która opuściła dom w Starej Wsi pod Nową Solą. - Nie mogę już patrzeć na to wszystko w telewizji.

Kochała swoją dawną wieś, ale już by do niej nie wróciła. Boi się rzeki. Nie zapomni tej skłębionej, brunatnej wody, śledzenia w napięciu kolejnych meldunków o nadchodzącej fali kulminacyjnej i wreszcie panicznej ucieczki. Dziś też ciągle dzwoni do znajomych, czy jeszcze nie pływają.

- Nawet w tej chwili jest u mnie trójka ludzi, którzy uciekli przed tegoroczną powodzią - dodaje Sławomir Szeląg, niegdyś też mieszkaniec Starej Wsi. Przed kilkoma dniami był zobaczyć, jak teraz wygląda tam Odra, ale o powrocie nawet nie myśli. Jak można żyć w ciągłej niepewności?

Niemcy myśleli o wodzie

Domy budowane na terenach zalewowych to dowód, że nie odrobiliśmy kolejnej lekcji po 1997 roku. Wówczas narzekaliśmy na przedwojennych gospodarzy tych ziem, mówiąc, że wznosili swoje miasta i wsie niekoniecznie tam, gdzie powinni. Wystarczy spojrzeć na Nową Sól, Bytom Odrzański, Krosno Odrzańskie czy Słubice. Wiele wsi leży nie tylko na międzywalach, ale nawet na polderach. A to już nie jest kuszenie losu, to samobójstwo.
- Ale Niemcy o wodzie myśleli - zaznacza Stanisław Hruświcki z Bytomia Odrzańskiego. - W dawnych piwnicach podłóg nie wylewano betonem, ale pozostawiano klepisko lub wykładano cegłami, aby woda mogła szybko zejść.

To było ryzyko wkalkulowane. My nawet nie dajemy szansy na taką kalkulację. Zgodnie z prawem wodnym, regionalne zarządy gospodarki wodnej powinny określić tereny zagrożone powodzią. Ale ponieważ przez lata nikt nie kierował się tymi ustaleniami, takie plany są wyznaczone tylko wzdłuż głównych rzek. A doświadczenie - chociażby Kozanowa we Wrocławiu czy Lasek w gminie Czerwieńsk - uczy, że to nie wielkie rzeki są głównym zagrożeniem. Efekt? W Kozanowie wybudowano domy w miejscu, w którym teren jest obniżony nawet w stosunku do części osiedli zalanych w 1997 roku. I wprowadzono do nich m.in. ludzi, którzy wtedy stracili mieszkania.

I do kompletu. Gminy nie mają planów zagospodarowania przestrzennego, na których granice terenów zalewowych powinno się oznaczać.

Ryzyko na mapie

Dopiero po kolejnym oblanym egzaminie, jakim jest obecna powódź, pojawiły się postulaty upublicznienia tzw. map ryzyka powodziowego, które uświadomią mieszkańcom jego skalę.
Dla naszego regionu plany zagrożenia powinny sporządzić zarządy gospodarki wodnej w Szczecinie i we Wrocławiu. Powinny. Ale tradycyjnie - za sprawą braku pieniędzy - znajdują się one od lat w fazie przygotowawczej. A skalę problemu widać dopiero w obliczu katastrofy, gdy liczbę osób bezpośrednio zagrożonych wielką wodą w województwie oszacowano na ponad 40 tysięcy.

- Przykładów takiej lekkomyślności inwestycyjnej nie trzeba daleko szukać - podpowiada Jerzy Maciejak, zastępca dyrektora lubuskiego Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych. - W Krępie pod Zieloną Górą bloki nawet teraz są budowane ewidentnie na terenach zalewowych.
Maciejak zastanawia się, na jak długo zapamiętamy wnioski z tegorocznej powodzi. Politycy mówią właśnie o specustawie umożliwiającej wykup gruntów pod inwestycje hydrologiczne - budowę wałów przeciwpowodziowych i zbiorników retencyjnych.

Zgodnie z projektem - wzorem ustawy drogowej - ewentualne spory o odszkodowania za ziemię pod infrastrukturę hydrotechniczną nie będą blokowały inwestycji na wywłaszczonych terenach. Planowana jest także zmiana ustawy o gospodarce przestrzennej, tak by uniemożliwiała budowanie domów na terenach zalewowych. Te przepisy powinny obowiązywać od co najmniej 13 lat.

Przelewanie Odry

Doskonałym przykładem braku wniosków z przeszłości jest Przyborów. Gdy zaczynają się wezbrania, dziennikarze i fotoreporterzy zawsze tam jadą, bo można sfotografować zerwaną lub co najmniej zalaną drogę. Wcześniej potrzebna była naprawdę wielka fala, aby odciąć wieś od świata. Wszystko dlatego, że obok Przyborowa znajduje się stare koryto Odry.

Przez lata jej wody swobodnie przepływały pod drogą, dzięki mostowi z trzema przęsłami. W latach 70. most zlikwidowano, a rzekę skierowano wąskim przepustem. Odrze nie dano żadnych szans oszczędzenia drogi. Po 1997 roku obniżono jedynie wał, aby mogła swobodnie przelać się przez nasyp. Oczywiście teraz znów trwają rozważania o powrocie do mostu lub nawet - co byłoby rozwiązaniem najrozsądniejszym - poprowadzenia nowej drogi estakadą. Ale znając życie, przyjmie się wariant oszczędnościowy, podobno tymczasowy, by ponownie zacząć o tym dyskutować po kolejnej wielkiej wodzie.

Skąd ta lekkomyślność, dlaczego ludzie wracają do domów, które woda zalała? - Ponieważ za każdym razem mówimy o powodzi stulecia lub tysiąclecia - dodaje Maciejak. - Zatem wszyscy dochodzą do wniosku, że mają przed sobą jakieś sto lat spokoju. A tak pięknie z okna wygląda płynąca rzeka...

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska