Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od września w nowosolskich przedszkolach nie ma zajęć dodatkowych

Wojciech Olszewski 68 387 52 87 [email protected]
- Języka angielskiego w przedszkolu dzieci nie muszą się uczyć. Niech poznają polszczyznę, to bardziej im się przyda. Nie rozumiem, dlaczego zrezygnowano z tańca i rytmiki - mówi Joanna Kruk, mama pięcioletniej Tosi.
- Języka angielskiego w przedszkolu dzieci nie muszą się uczyć. Niech poznają polszczyznę, to bardziej im się przyda. Nie rozumiem, dlaczego zrezygnowano z tańca i rytmiki - mówi Joanna Kruk, mama pięcioletniej Tosi. fot. Wojciech Olszewski
- Świat idzie do przodu, a nasze dzieci do tyłu - skarżą się rodzice przedszkolaków. Od września w placówkach nie ma zajęć dodatkowych. Maluchy nie mogą uczyć się angielskiego, tańca czy rytmiki.

- Gdy usłyszałam, że zajęć dodatkowych w tym roku nie będzie, byłam w szoku. To jakieś wariactwo. Angielski nie jest koniecznością, ale przecież taniec, rytmika to podstawa wielu zajęć - uważa Zofia Krzywicka, mama przedszkolaka.

- Angielskiego dzieci nie muszą się uczyć. Lepiej niech się uczą polszczyzny, literek, czytania, pisania. To bardziej się przyda. Powinny za to być zajęcia z rytmiki. Nie rozumiem, dlaczego z nich zrezygnowano - dodaje Joanna Kruk, mama pięcioletniej Tosi.
- Nie wnikam w szczegóły, ale jest źle, że nie ma zajęć dodatkowych. Większości rodziców to się nie podoba. Trzeba o te zajęcia powalczyć - podkreśla pani Basia.

Polecenie odgórne

- Rodzice byli bardzo zbulwersowani, doszukiwali się jakichś ukrytych intencji. Na pierwszych wywiadówkach było sporo dyskusji, które trwają do dziś. A my dostałyśmy odgórne polecenia, by wszystko robić w ramach własnej pracy. W przedszkolach nie powinno być zewnętrznych firm i nauczycieli - wyjaśnia Nauczycielka nr 1. Podobnie jak jej koleżanki, nie chce nazwiska w gazecie. - Po awanturach sytuacja jest już wystarczająco napięta. Nie chcę się nikomu narażać - tłumaczy.

Do niedawna w przedszkolach odbywały się zajęcia z angielskiego, rytmiki, tańca towarzyskiego czy nowoczesnego. Niektóre dlatego, że rodzice ich chcieli i płacili. - Gdy były na przykład lekcje angielskiego, część dzieci wychodziła z lektorką do innej sali, a my zostawałyśmy i opiekowałyśmy się maluchami, które nie uczyły się języka. Był to jakiś podział, ale nie mnie oceniać. Z drugiej strony nie każda z nas jest specjalistką w dziedzinie tańca czy angielskiego, by uczyć wszystkie dzieci w ramach etatu - mówi Nauczycielka nr 2.

Wystarczy uzgodnić z dyrektorem

Zamieszanie wynika po części ze sporu o opłaty za przedszkola i naliczanie tzw. opłaty stałej, która została zakwestionowana. Rada miasta rozwiązała problem, wprowadzając bezpłatne pięć godzin podstawy programowej i trzy dodatkowe odpłatne (9,19 zł za godzinę) zajęć z działaniami rozszerzonymi. Ich katalog wyliczony jest w uchwale rady. Rodzice mogą więc korzystać z opieki nad dzieckiem przez osiem godzin. Ale dodatkowych zajęć, których się domagają, w tym rejestrze nie ma.

- Nic nie stoi na przeszkodzie, by po tych godzinach, czyli od 15.00 do 16.00, zorganizować lekcje angielskiego czy tańca. Zgodnie z zaleceniem prezydenta, odpłatne zajęcia dodatkowe mogą być z powodzeniem realizowane od 15.00. Angielskiego na przykład uczą się już dzieci w Przedszkolu nr 5. Wystarczy, by rada rodziców uzgodniła rodzaj zajęć z dyrektorem - wyjaśnia Alina Podlewska, kierowniczka miejskiego zespołu obsługi przedszkoli.

Co znaczy "edukacja"

- Większe ograniczenia stawia nam w grupie pięcio- i sześciolatków nowa podstawa programowa - podpowiada Nauczycielka nr 3. - Jeszcze rok temu sześciolatki były przygotowywane do pisania, liczenia, czytania. A teraz już nie. Nie mogą znać zapisu cyfr, liczyć mogą jedynie do sześciu, nie ma mowy o odejmowaniu czy dodawaniu.
- Jak można ograniczać choćby naukę literek, gdy pełno ich wokół. Przecież maluchy widzą szyldy na sklepach, grają w gry edukacyjne na komputerze, rodzice czytają im na dobranoc książki. Przedszkole ma udawać, że tego nie ma? - pyta Nauczycielka nr 2.

- Nie wyobrażam sobie, by nauczyciel nie odpowiedział, gdy dziecko zapyta o jakąś literkę. Podobnie z liczeniem. Wszystko zależy od mądrości nauczyciela, który wie, co znaczy pojęcie "edukacja" w rozwoju dziecka. Przecież większość pięciolatków zna już literki czy cyferki - zaznacza Kruk.

Czy nikomu nie zależy?

- Na decyzje ministerstwa oświaty wpływu, niestety, nie mamy. Prywatnie też się z tym nie zgadzam. Ale za zgodą rodziców, przedszkolanka może uczyć literek. Podstawa programowa mówi o przygotowaniu dzieci do czytania i pisania - informuje Podlewska.
- Dzieci są uwsteczniane, blokowany jest ich rozwój. Większy nacisk kładzie się na wychowanie czy samoobsługę, bo rodzice we wszystkim wyręczają swoje pociechy. Ale nie ma co ukrywać, że idzie to też zgodnie z wolą ministerstwa oświaty, by zmusić rodziców do wysyłania sześciolatków do szkoły - twierdzi Nauczycielka nr 1.

- Jeszcze do niedawna przedszkola, rywalizując o dzieci, starały się o urozmaicenie oferty edukacyjnej. Dziś mam wrażenie, że nasze placówki niczym się nie różną. Czy nikomu nie zależy na dobrej edukacji dziecka? - zastanawia tata pięcioletniego Tomka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska