Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ogień zabrał wszystko

Tomasz Rusek
- Mam 55 lat i brakuje mi sił, żeby zaczynać życie od nowa. Najchętniej poszedłbym w las i nie wrócił - mówił ze łzami w oczach Ireneusz Drzewiecki.

Stał w okopconej bluzie, starych dresowych spodniach i dziurawych butach. Na uszach sterczały mu nadpalone kawałki skóry. Patrzył na zwęglone gospodarstwo i zrezygnowany co chwilę pokazywał zabandażowanymi rękami: tu były kurniki, tutaj dom, tutaj garaże, tam kuchnia, tam biuro. - Nic nie zostało. Nie mam nawet widelców czy dokumentów - szeptał załamany.

Pisk był przerażający
W nocy z niedzieli na poniedziałek jeszcze po 2.00 zrobił obchód po gospodarstwie. Wszystko grało. Nagle, po 3.00, buchnął ogień. Płomienie szły od strony kurnika, od pola, gdzie może podejść każdy. Pisk płonących żywcem 12 tys. indyków był przerażający. Potem płomienie zajęły dom, garaże, szopę, pomieszczenia gospodarskie. Drzewiecki krzyknął do żony i teściowej, żeby uciekały, a sam rzucił się ratować chociaż samochody. - Ale płomienie szły jak podlewane benzyną. Nie dałem rady... Nie udało się... Ale walczyłem, to dlatego cały jestem poparzony - opowiadał 55-latek.

Do jego gospodarstwo zjechało 11 wozów gaśniczych i cysterna. Strażacy zdołali uratować sąsiednie kurniki. Drzewieckiemu spłonęły cztery budynki, dwa auta osobowe, ciężarówka, dwa traktory, drób i mnóstwo sprzętu. Wszystkiego za 2 mln zł. - Całe życie to budowałem, a ogień zabrał mi to w dziesięć minut! - rozpaczał wczoraj 55-latek.

Pomaga cała wieś

Wczoraj gmina otworzyła konto bankowe, na które można wpłacać pieniądze dla rodziny Drzewieckich. W ośrodku pomocy jest już magazyn przygotowany na dary: materiały budowlane, odzież, sprzęt AGD.

- Potrzebne jest wszystko, bo oni zostali naprawdę bez niczego - mówi wójt Jacek Wójcicki. Na początek dał pogorzelcom z gminnej kasy jednorazową zapomogę. Liczy, że dołożą się ludzie. Szczęście w nieszczęściu - gospodarstwo było ubezpieczone. Dziś będzie tu ekipa Warty ze Szczecina. - Ale przecież wszystkiego i tak nie oddadzą - machał wczoraj obandażowaną dłonią pan Ireneusz.

Kurnik miał niezbędne pozwolenia, odbiory techniczne i gaśnice (wiszą na spalonych ścianach). Dlatego Drzewiecki jest przekonany, że ktoś go podpalił. - Miałem jednego wroga. Groził, że mnie spali. Nawet zgłosiłem sprawę w zeszłym roku na policji, ale umorzyli - opowiadał. Śledczy milczą i czekają na wyniki pracy biegłego. Podpalenia nie wykluczają.
W poniedziałek Ireneusz Drzewiecki miał 55 urodziny. - Taki prezent od losu dostałem - mówił wczoraj, wycierając zaczerwienione oczy.

POMÓŻ!Akcję pomocy pogorzelcom prowadzi urząd gminy. Szczegóły na stronie internetowej www.deszczno.pl.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska