Do niedawna rządząca krajem partia była bardzo wstrzemięźliwa w przyjmowaniu nowych ludzi. Przed wyborami parlamentarnymi w woj. lubuskim była ich nieco ponad setka. W maju br. na zjeździe lubuskiego PiS było już 400 członków. Dziś jest ich ponad 500. To znaczy, że latem przyjmowano do partii średnio jedną osobę dziennie.
Okres alertu
Zaciąg do PiS przybrał na sile, odkąd władzę w regionie przejął poseł (do niedawna wojewoda) Marek Ast. Wcześniej - w zastępstwie byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza - lubuskimi strukturami rządził gorzowski poseł Marek Surmacz. Ten jednak został wiceministrem MSWiA, a premier Jarosław Kaczyński postanowił ograniczyć członkom rządu władzę w lokalnych strukturach partii.
Stery objął więc Ast, wywodzący się - w przeciwieństwie do Marcinkiewicza, który zakładał kiedyś ZChN - z Porozumienia Centrum, pierwszej partii braci Kaczyńskich. Astowi w przyjmowaniu nowych ludzi do prawicowej partii nie przeszkadza nawet ich dawna przynależność do PZPR. - To nie eliminuje szans przyjęcia do PiS takiej osoby, chyba że trwała ona przy PZPR do końca jej istnienia - mówi. - Uważnie przyglądamy się osobom, które skaczą z partii do partii, zależnie od koniunktury.
Na wszelki wypadek PiS przyjmuje nowego członka na roczny okres próby. Jakie wymogi stawia mu w tym czasie partia? - Najważniejsze, by regularnie opłacał składki i wywiązywał się z bieżących zadań - odpowiada Ast.
A jakie to zadania? - Wiadomo, że partia uaktywnia się w okresie przedwyborczym, a teraz właśnie jesteśmy w okresie takiego alertu - mówi poseł.
System nakazowy
Póki co Ast musi uporać się z konfliktami w wielu strukturach powiatowych. Np. w Świebodzinie, gdzie pełnomocnikiem PiS jest właściciel hotelu w Rzeczycy Tadeusz Janowicz, powstała konkurencyjna grupa kilkunastu członków PiS, którzy wybrali aptekarkę Halinę Hajduk na nową pełnomocnik partii, nie uznawaną przez władze regionu.
- Chcę niebawem objechać całe struktury partii i tam gdzie są konflikty, będę mediatorem - obiecuje Ast.
Wiadomo, że PiS nie jest w stanie obsadzić swoimi członkami wszystkich list kandydatów do rad gmin, powiatów i województwa. Musi więc stawiać na bezpartyjne komitety. Ale nieoficjalnie wiadomo, że PiS postawił lokalnym prawicowym komitetom wyborczym (m.in. Forum Samorządowemu) warunek: wyborcza rekomendacja PiS tylko wtedy, gdy trzy pierwsze miejsca na liście zajmą członkowie partii. Stąd właśnie bierze się ten intensywny zaciąg.
Niedawny kandydat PiS na posła, ale bezpartyjny Bogdan Bakalarz ubolewa: - To efekt warszawskiego systemu nakazowego, który panuje w PiS. A przecież wiadomo, że w gminach ludzie głosują na ludzi, a nie na partie. Jeśli ktoś nie jest w gminie znany ze swych osiągnięć, to gdyby nawet wystartował z partii, która jest na topie, to i tak nie wygra.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?