Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pałac, wieże kościołów, winnice... Czy to Toskania? Nie, to przecież Zabór

Michał Korn
Michał Korn
Dariusz Chajewski
Dariusz Chajewski
Jak mówią winiarze pora skończyć ze stereotypem, że nasze wino jest kiepskie. Schodzi na pniu. - W Zaborze nie trzeba długo szukać, aby znaleźć coś ciekawego - mówi Julian Simonjetz, który urodził się w Zaborze w 1927 roku. - Jak ja bym poprowadził gości? Najpierw oczywiście pałac i park. Później ruszyłbym dawną aleją w kierunku jeziora. Kiedyś była tam urocza przystań z kajakami, łódkami...

Na wstępie chłodnawy prysznic. Przed bramą wiodącą do pałacu tablice z serii „wstęp wzbroniony” i „zakaz fotografowania”. Mieści się tutaj ośrodek dla dzieci i młodzieży. Jak zapewniają panie w biurze z wchodzeniem na teren ośrodka nie ma problemu, ale jeśli chcemy zrobić zdjęcia lepiej zapytać. Nie powinno zdarzyć się tak, że na zdjęciu znajdzie się któryś z podopiecznych.

Pałac robi niesamowite wrażenie, zwłaszcza że właśnie trwa remont, który krok po kroku odsłania jego urodę. O, po prawej stronie przyjrzyjmy się odsłoniętemu właśnie sgraffito z początku XVII wieku. Tak, tak, to te „wzorki” wokół okien. Technika sgraffita ściennego polegała na nakładaniu kolejnych, kolorowych warstw tynku i na zeskrobywaniu fragmentów warstw wierzchnich w czasie, kiedy jeszcze nie zaschły. Poprzez odsłanianie warstw wcześniej nałożonych powstaje wielobarwny wzór. Przypomina to nieco robienie wielkanocnych pisanek (...)

Sgraffito z Zaboru, oprócz wartości artystycznej i historycznej, ma także znaczenie faktograficzne. Powstało bowiem na początku XVII wieku, a to co najmniej o kilkadziesiąt lat przesunęło oficjalną datę powstania pałacu w Zaborze w obecnej formie".

Pałac opowiada niesamowite historie. Najbardziej znane są trzy. Już z samym jego powstaniem wiąże się legenda. Oto został podobno zbudowany kosztem wziętego do niewoli tureckiego paszy, który pozostawał więźniem grafa do czasu złożenia przez rodzinę okupu w złocie - tyle kilogramów złota ile ważył jeniec. Niektóre źródła podają, że wydarzenia te miały miejsce po obronie Wiednia w 1683 roku.

Lokalizacja największej polskiej winnicy na cesarskiej górze nie jest przypadkowa. Winiarze nawiązują do dawnych, niemieckich tradycji winiarskich.

Pod koniec XIX wieku w rejonie Zielonej Góry uprawiano winne krzewy na około 1,5 tys. hektarów. Okolice Zaboru wśród dostawców winogron do Winnego Grodu zajmowały drugie miejsce. Nawiasem mówiąc, okazy przedwojennych krzewów można jeszcze dziś znaleźć w pobliskich lasach i na polach, które zajęły miejsce dawnych winnic.

Krzysztof Fedorowicz prowadzi nas przez chaszcze i zapewnia, że taki spacer powtórzy ze wszystkimi chętnymi. Ale to wyprawa dla... smakoszy. W jednym miejscu znajdziemy winne krzewy pnące się po drzewach, niegdyś owocowych, w innym walczą o życie z chwastami.

Dla winiarzy to pomniki przyrody. I skarby winiarstwa.

Jeden z nich przywędrował na początku XIX w. z Badenii, z okolic rzeki Tauber. Kilkadziesiąt lat temu nazywano ją tutaj tauberschwarz. Przez ponad sto lat miała się dobrze, podobnie jak całe winiarstwo w okolicach Zielonej Góry. Potem została zapomniana i sprowadzona do roli leśnego chwastu. „Chwasty” zbadali niedawno dwaj niemieccy ampelografowie. Okazało się, że na starej winnicy pod Górą Cesarza rosną tak szlachetne szczepy jak Pinot Noir, Pinot Gris, Traminet. Fedorowicz, jak i inni winiarze stara się „tubylców” rozmnożyć. Oto sekrety Góry Cesarza, ale nie jedyne.

- Co do samej Góry Cesarza podobno nazywała się tak na cześć Napoleona, który miał tutaj stacjonować w czasie odwrotu z Rosji - dodaje pan Krzysztof. - Krzyż postawiono 31 lipca 1883 roku w rocznicę stuletniego panowanie rodu Schoenaich-Carolath. Krzyż został niestety ścięty i wylądował na złomowisku. Moim marzeniem jest wytyczenie tutaj ścieżki, postawienie odtworzonego krzyża i przypomnienie inskrypcji, która była wyryta na kamieniu...

Kolejna historia to już z pewnością nie legenda

Władał tutaj Fryderyk August Cosel - nieślubny syn króla Augusta II Mocnego i jego faworyty Anny Konstancji Hoym, żony saskiego ministra skarbu, zwanej hrabiną Cosel. Tej znanej z kart powieści Kraszewskiego.

W 1744 roku za sumę 216.000 guldenów reńskich kupił Zabór od czeskiego szlachcica Franciszka Antoniego Pachty.

August II uznał swego syna. Młodzieniec został generałem piechoty z bardzo przyzwoitą pensją. Młody August odziedziczył charakter po tatusiu znanym z romansów, krewkości i skłonności do awantur. Co zresztą wywoływało zgorszenie w Zaborze i okolicy. Jednak najgorszą sławę przyniosły mu pojedynki, w których się specjalizował. Zginął zresztą w jednym z nich, który został stoczony w okolicy wsi Łaz. Zmarł w 1770 za sprawą przeszytej szpadą wątroby.

Trzecia historia związana jest z cesarzową. Oto rezydowała tutaj Hermina Reuss-Hohenzollern, druga żona cesarza Wilhelma II (1859–1941), tytułowana cesarzową Niemiec i królową Prus. Nawiasem mówiąc praw do tytułów nie posiadała, gdyż Wilhelm II w chwili ślubu nie był już cesarzem niemieckim i królem pruskim. W pamięci mieszkańców Zaboru, może za sprawą prasy, zapadła historia rzekomej katastrofy lotniczej. Rzekomej, gdyż jak się okazało to tylko ówczesny paparazzi za wszelką cenę chciał się dostać do pałacu, aby z cesarzową przeprowadzić wywiad. Jak opowiada Simonjetz dziennikarz wylądował w okolicy leśniczówki. I mu się udało.

Pałac, wieże kościołów, winnice... Czy to Toskania? Nie, to ...

Gdyby wierzyć opowieściom, mają tutaj żyć ogromne sumy...

Krótki spacer po parku daje znikome wyobrażenie o jego świetności. A gdy dochodzimy do jeziora natychmiast przypominamy sobie opowieści o sumach. Tak, tak, podobno to tu mają żyć rekordowe sumy. To ma być pokłosie hodowli tych ryb założonej jeszcze przed II wojną. Gigantyczne ryby podobno wciągają pod wodę nawet łabędzie...

Przez lata opowiadano, że jezioro Duże skrywa tajemnicę. Miał tam pływać sum - gigant. I pływał. Dwaj zielonogórzanie złapali suma ważącego 113 kg. Ale żyją kolejne giganty.

Mieszkańcy Zaboru od dawna opowiadają historie o sumie olbrzymie, który zamieszkuje wody jeziora Liwno. To historie mrożące krew w żyłach, które jako żywo przypominają te znad jeziora Loch Ness. Gigantyczna ryba ma porywać nie tylko kaczki, łabędzie, a nawet... ludzi. Już od wielu lat wędkarze niemal z całej Polski zjeżdżają do Zaboru, żeby zapolować na bestię. - Zapalają je na brzegu jeziora, żeby w razie tzw. ciągania po jeziorze wiedzieć, w które miejsce wrócić - mówią w Zaborze. W latach 80. sum wywrócił łódź z pewnym wędkarzem jego ciała nie znaleziono nigdy.

A przeżycie wielkiej rybie ułatwiają warunki naturalne jeziora, które pod warstwą gęstego mułu skrywa drugie dno.

Dla suma to wymarzone akweny - płytkie wody, brzeg z nawisami, pod którymi ryba może się skryć. Jezioro Zabór ma 28,6 ha powierzchni i maksymalną głębokość tylko 2,3 metra. Leży w dużej rynnie polodowcowej u podnóża Wału Zielonogórskiego. Przez jezioro przepływa Zaborski Potok, który niedaleko wpada do Odry. W pobliżu znajduje się jezioro Zabór Mały. To przykłady jezior o charakterze stawowym, a jego brzegi są podmokłe, bagienne. W przeszłości było zresztą znacznie rozleglejsze. Malowniczo także wyglądają dryfujące po jego powierzchni wysepki roślin.

W sobotnie przedpołudnie nad wodami w okolicy Zaboru tłok. Bo i wód tutaj do wyboru - od nowszych i starszych łowisk komercyjnych, przez kolejne akweny o nazwie „Wapno” z kolejnymi numerami po jezioro Zabór Duży zwane także Liwno. - Na wielkiego suma nie dybiemy - mówi Przemek Bednarczuk, który wraz z Michałem Góraleczko łowili na „Trójce”. Jak mówią w tym akwenie jest ładny karp, amur, szczupak, lin. Sumy? To trzeba na Duże, czyli to obok pałacu.

- Taki gigantyczny sum to marzenie, ale jeszcze nie jestem gotów na taką walkę - przyznaje Piotr Wojciechowski. - Zresztą samodzielnie z gigantem nie dałbym radę. jak czytałem to muszą to być ze trzy osoby.

Zabór Duży od lat przyciąga moczykijów

Jest tu sporo taaakich ryb. A ile sumów! Kilkunastokilogramowe sztuki, wyciągane z tego jeziora, to nic nadzwyczajnego. W 1996 r. ktoś złowił tu 33-kilowego „wąsacza”, a rok później o 13 kg cięższego. Ale wędkarze opowiadają o dużo większych okazach, które się zerwały. Takich po 50-70 kilo, czy więcej kilo.

Czy gigant nadal tam pływa? Franciszek Skura i Mirosław Janicki, dwaj emeryci z Zielonej Góry niemal idealnie rok temu wyciągnęli giganta. Przynętę zarzucili z pomostu około 11.00, a 20 minut później mieli branie. - Jak szarpnęło, to o mało nie wpadliśmy do wody. Potem nastąpił niesamowity odjazd. Aż kołowrotek się palił - opisuje Skura.

Ryba uciekła na środek jeziora

- Wtedy już wiedzieliśmy, że to nie szczupak, a prawdopodobnie sum. To czuło się w rękach. Nie szło go zatrzymać. Błyskawicznie wyciągał plecionkę z kołowrotka. Zeszło ze 150 metrów... W końcu, po trzech godzinach morderczej walki, udało się wciągnąć suma na pomost. - Chcieliśmy go wypuścić, ale po takim holu był kompletnie wykończony i raczej już by nie przeżył - dodaje Janicki.

Ryba ledwie zmieściła się do auta. Wędkarze zawieźli ją na wieś, gdzie została zmierzona i zważona.

Miała 238 cm i 113 kg! To więcej niż rekord Polski, który wynosił 103 kg. Panowie nie zgłosili tego jednak do PZW. - Żeby od razu nie spalić sobie łowiska. A poza tym, nam nie zależało na rozgłosie. Nie polujemy na rekordy. - uśmiecha się pan Franciszek.

Spokojnie. W Zaborze z pewnością jest więcej gigantów. Przed II wojną światową funkcjonowała tutaj bowiem ośrodek rozrodu i hodowli tych ryb i podobno największe i najstarsze okazy pamiętają tamte czasy.

Dobrze, teraz możemy wybrać się w kierunku na Proczki, gdzie znajdziemy kilka akwenów i kąpielisko z całkiem sporą plażą. Jednak my proponujemy spacer w stronę Zielonej Góry i wsi Łaz. Nagle znajdujemy się w świecie winnic. Pokryte nimi wzgórza wyglądają nieco jak namiastka Toskanii. Nie, nie namiastka. To winnice lubuskie. Najpierw mijamy okazały budynek, jest klimatyczny, bowiem w ramach projektu „Lubuskie aktywne i turystyczne” stał się częściom centrum największej w Polsce winnicy. Jego powierzchnia użytkowa to 679,55 mkw. Inwestycja kosztowała 3.824.330,98 zł.

Lubuskie Centrum Winiarstwa w Zaborze

Zwiedźmy zatem budynek. W części głównej obiektu, centralnej, w punkcie informacyjnym, poznamy detale lubuskiego szlaku wina i miodu, później w sali konferencyjnej weźmiemy udział m.in. w warsztatach winiarskich, somelierskich i kulinarnych. W jednym z dwóch skrzydeł wejdziemy do części dydaktycznej z salą multimedialną, leżakownią, ekspozycją winiarską oraz halą pokazową, w której poznamy proces produkcji wina. W drugim skrzydle coś dla ciała. To część rekreacyjna z kuchnią, salonem do degustacji win i otwartą wiatą, pod którą delektować się będziemy potrawami i napojami.

Lubuskie Centrum Winiarstwa [GALERIA]:

Możemy przycupnąć w winnicy „Miłosz”, możemy także wejść na górujące nad okolicą wzgórze. Wokół już rosnące lub wkrótce stworzone winnice.

Nad wsią górują wieże dwóch świątyń. jedna z nich jest dziś... sklepem. Gdy spojrzymy dalej, na wzgórza między Łazem i Droszkowem, możemy wyobrazić sobie, jak ta kraina wyglądała jakieś sto lat temu. Wzgórza z reguły nie przekraczają wysokości stu metrów nad poziomem morza, ale znacznie wyższe są te na zachód i północny-zachód od wioski. Znana nam już Góra Cesarza ma 147 metrów. Szkoda tylko że wzgórza te są pokryte lasem, że winnice nie mają szans odrodzić się w swoich przedwojennych granicach.

Tyle turystyka. Centrum winiarstwa ma stanowić także bazę naukowo-dydaktyczną umożliwiającą kształcenie studentów na kierunku winiarskim. To zespół parterowych budynków, o typowo wiejskiej architekturze wraz z dużym parkingiem i rozległym terenem rekreacyjnym.

Największa winnica w Polsce działa pod auspicjami PWSZ, która przejęła 35 ha na wzgórzach obok Zaboru. Teren ten objęło we władanie 13 winiarzy. Już widać efekty ich pracy. - Posadziłem już na mojej trzyhektarowej części 12 tys. krzewów odmian pinot noir, traminer, zweigelt i solaris - mówi właściciel winnicy Miłosz Krzysztof Fedorowicz. - Z tej ostatniej odmiany uzyskaliśmy już w ubiegłym roku sto butelek wina. W tym spodziewam się dziesięciokrotnie większej ilości.

O badania i infrastrukturę dba uczelnia, winnice prowadzą winiarze

Winnica pod Zaborem to projekt realizowany od kilka lat. Ziemię, należącą kiedyś do Agencji Nieruchomości Rolnych, przy wsparciu lubuskiej marszałek przejęła Wyższa Szkoła Zawodowa w Sulechowie. I to ona wraz z winiarzami zakłada tutaj winnicę. Zasada działania jest prosta - o badania i infrastrukturę dba uczelnia, winnice prowadzą winiarze. Każdy z nich gospodaruje na swoim kawałku ziemi, każdy produkuje swoje wina i za nie odpowiada. Dlatego winnicę podzielono na 13 części. Komu przypadł jaki fragment pola, zadecydowało losowanie.

Skusicie się na rower?

Szlak żółty i zielony:

Jednym z najciekawszych jest szlak pomarańczowy. Biegnie od Połupina wzdłuż Odry a na terenie Gminy Zabór wchodzi od wsi Stożne pokrywając się częściowo ze szlakiem żółtym i kończy między Przytoczkami i Wielobłotami.

Szlak czerwony:

Szlak niebieski:

Czujecie niedosyt? Ruszajcie na prom w Milsku
Jeśli w Zaborze jest zbyt mało atrakcji proponujemy ruszyć w stronę Milska. Tam najpierw wsiadamy na prom i dalej ruszamy do Bojadeł, a może nawet do Trzebiechowa.

Jednak Zabór warto odwiedzić nie tylko ze względu na pływające potwory. Także dla pałacu, a raczej dla związanych z nim historii.

Co najmniej trzy warte są zapamiętania, przy czym co najmniej dwie są prawdziwe. Został wybudowany po 1677 r. przez Johanna Heinricha von Dünnewalda, cesarskiego generała kawalerii, bohatera wojen z Turkami. Z jego powstaniem wiąże się legenda: został on podobno zbudowany kosztem wziętego do niewoli tureckiego paszy, który pozostawał więźniem grafa do czasu złożenia przez rodzinę okupu w złocie - tyle kilogramów złota ile ważył jeniec. Niektóre źródła podają, że wydarzenia te miały miejsce po obronie Wiednia w 1683 roku.

Tutaj rządził Fryderyk August Cosel - nieślubny syn króla Augusta II Mocnego i jego faworyty Anny Konstancji Hoym, żony saskiego ministra skarbu, zwanej hrabiną Cosel. Młodzieniec słynął z pojedynków i jeden z nich przypłacił życiem. Panią na Zaborze była również Hermine von Reuss żona cesarza Wilhelma.

Siedziba hrabiego Cosel i... cesarzowej

W Zaborze można - podobnie jak w Zatoniu - otrzeć się o wielki świat. Ten sprzed wieków. Bo o ilu miejscach w naszym regionie można powiedzieć, że należały do cesarzowej?

Z Zatonia jedziemy - mijając Zieloną Górę - przez Raculę, Stary Kisielin, Droszków. Wjeżdżając do Zaboru trudno pałac przeoczyć. Z daleka wygląda imponująco, widać pozostałość fontanny i zarys parku. Im bliżej pałacu, tym wrażenie coraz gorsze.

Budowla prezentuje typ wczesnobarokowych rezydencji francuskich, jest jedynym zachowanym tego rodzaju przykładem w XVII - wiecznej architekturze Śląska. Pałac wybudował w 1667 r. Jan Henryk Dünnewald, ówczesny właściciel Zaboru.
Wydaje się Wam, że poznajecie jego bryłę z wcześniejszej wycieczki? Brawo! Rezydencja wzorowana była bowiem na pałacu żagańskim. Według legendy wzniesiono ją na rachunek wziętego do niewoli paszy tureckiego. Pozostawał on więźniem grafa do czasu złożenia przez rodzinę olbrzymiego okupu wysokości 10 kwart dukatów.

Pałac: Rezydencję wybudował w 1667 roku Jan Henryk Dunnewald, ówczesny właściciel Zaboru... Do dziś przetrwał w dobrej formie, ale niesttey niewiele pozostało z wystroju wewnętrznego. Najładniejsza jest komnata kryształowa.

Na ubitej ziemi

Wędrując wokół pałacu i po dawnym parku także tutaj warto posłuchać historii jej właścicieli. Tę o paszy już znamy. Inna znana postacią, która tutaj gospodarowała był Fryderyk August Cosel. Tak, tak, ten od hrabiny Cosel. Był to nieślubny syn króla Augusta II Mocnego i jego faworyty Anny Konstancji Hoym, żony saskiego ministra skarbu, tytułowanej hrabiną Cosel. W 1744 roku za 216. 000 guldenów reńskich kupił on Zabór. Stać go na to było, gdyż tatuś uczynił go generałem piechoty i zapewnił mu wysokie uposażenie w wysokości 18.000 guldenów reńskich.

Zasłynął zabawami, pijaństwami i awanturami. Jednak sławę w Europie zdobył jako specjalista od... pojedynków.

W 1747 roku doszło w Zaborze do szeroko komentowanego na dworach pojedynku między hrabią Cosel a markizem Duniver. Ten ostatni; po polowaniu w okolicznych lasach stwierdził, że to jemu, a nie hrabiemu należy się trofeum myśliwskie w postaci szabli dzika. W walce na szpady markiz został ranny. Odwieziony do Drezna zmarł.

Historia dotarła do Augusta III, który zażądał od Cosela aby powstrzymał się od walk. Na krótko. Na przełomie 1767/68 roku doszło do konfliktu o miedzę między Coselem i właścicielem sąsiadujących ziem von Goltzem. Po wymianie kłótni i pogróżek, panowie stanęli do pojedynku. Działo się to na leśnej polanie między Zaborem a Przytokiem. Trafił swój na swego. Cosel otrzymał cios w wątrobę. Nigdy już nie podniósł się z łoża i zmarł w 1770r. Miał 58 lat.

Dąb Napoleona: Był największą atrakcją przyrodniczą w okolicy. To właśnie pod nim podobno wypoczywał sam cesarz, podczas wyprawy na Rosję w 1812 roku. Dąb Napoleona był najgrubszym dębem szypułkowym w Polsce. W obwodzie miał ponad 10 metrów, liczył 22 metry wysokości. Jego wiek szacowało się na 660-700 lat. Rósł 3 km na wschód od Zaboru. Niestety 15 listopada 2010 roku spłonął. Podejrzewa się, ze został zniszczony przez wandali. Ciekawostką jest to, że drzewo miało w środku dużą dziuplę, która mogła pomieścić naraz kilkanaście osób. Przed wojną był na liście 78 pomników przyrody powiatu zielonogórskiego.

Prawie cesarzowa

Od około 1920 roku rządziła tutaj Hermine von Reuss. Także była sławna. Na dworach mówiono szeptem o słabości do niej cesarza Wilhelma II.

Plotkarze podejrzewali nawet, że był on prawdziwym ojcem jej córki Henrietty Hermine. Tak, czy inaczej umierająca cesarzowa Augusta Wiktoria wybrała Hermine na swą następczynię. Podobno.

W 1922 roku owdowiały, 63-letni wówczas, ostatni cesarz Niemiec postanowił poślubić 39-letnią właścicielkę Zaboru. Przygotowania do ślubu, owiane były wielką tajemnicą. Wypisz wymaluj tak, jak dziś robią to gwiazdki estrady. Podobnie też jak dziś amerykański dziennikarz Dubar Weyer postanowił zdobyć informacje. Upozorował wypadek lotniczy w sąsiedztwie pałacu. Księżna się ulitowała i ugościła rozbitków. Dziennikarz potwierdził wieści o rychłym ślubie i ogłosili to szybko w Berliner Zeitung. Przy okazji Hermine otrzymała tytuł samarytanki.

Hermine Fryderyka Luiza Ida von Schonaich-Carolath (1887-1946). Księża, druga żona cesarza Wilhelma II. Córka Henryka XX, księcia Reuss. W 1907 roku
Hermine Fryderyka Luiza Ida von Schonaich-Carolath (1887-1946). Księża, druga żona cesarza Wilhelma II. Córka Henryka XX, księcia Reuss. W 1907 roku wyszła za mąż za księcia Jerzego Ludwika Ferdynanda Augusta Schonaich-Carolath, pana na siedlisku i Zaborze. Miała z nim pięcioro dzieci.

Po ślubie Hermine opuściła Zabór na blisko 19 lat. Wróciła po śmierci męża w 1941 roku. Mimo, że wraz z Wilhelmem II popierała nazistów i politykę Hitlera, władze III Rzeszy nie ufały jej zanadto. Wówczas wietrzono spisek arystokracji. Zabór miał, według władz, pełnić rolę siedziby rojalistycznej organizacji. Dlatego cenzurze poddano korespondencję wdowy, a do jej odwiedzenia konieczne było zezwolenie zielonogórskiego gestapo.

Hermine do końca nie pogodziła się z przejęciem Ziem Zachodnich przez Polskę. Zmarła w osamotnieniu i nędzy 12 sierpnia 1947 roku we Frankfurcie nad Odrą.

Grabili na potęgę

Legenda mówi o zatopieniu przez hitlerowców w pobliskim jeziorze skarbu. Pałac przetrwał II wojnę światową, ale tuż po niej złupili go szabrownicy.

  • Przepadła galeria obrazów, biblioteka, zastawy, meble, dywany.
  • W budynku administracyjnym posiadłości stacjonowała radziecka komendantura wojenna.
  • Wyjeżdżając Rosjanie zabrali wszystko co się dało.
  • Bogaty, niezwykle cenny księgozbiór Hermine, został w chaosie powojennym rozproszony.
  • Część włączono do zbiorów poznańskiej Biblioteki Uniwersyteckiej, część sprzedano.

W 1971 roku odnaleziono prywatne archiwum wdowy, które znajdowało się przez ponad 20 lat w posiadaniu sołtysa Longina Jakubowskiego w pobliskiej Dąbrowie.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska