W czerwcu 1996 r. Henryk M. z firmy Poraj, podlewający skwer niedaleko pomnika Mickiewicza, został ciężko ranny w wyniku wybuchu beczkowozu. Zmarł w wyniku obrażeń głowy. O zaniedbanie przeszkolenia pracownika oraz dopuszczenie do użytku niesprawnego sprzętu prokurator oskarżył szefa firmy Wawrzyńca Z.
Pechowe zlecenie
Proces rozpoczął się w czerwcu 1997 r. Kierownik firmy nie przyznał się do winy. Twierdził, że pracownik samowolnie zwiększył ciśnienie wody w beczkowozie. Sąd przesłuchał ośmiu świadków. Sześć lat temu, dokładnie 30 października, zlecił Instytutowi Ekspertyz Sądowych w Krakowie wydanie przez biegłych opinii w sprawie sprawności sprzętu i przestrzegania w firmie zasad bhp. Wraz ze zleceniem do krakowskiego instytutu przesłano opasły tom akt ze śledztwa i przesłuchań świadków. Do maja 1999 r. zapadła cisza.
Na pierwszy monit gorzowskiego sądu instytut nawet nie odpowiedział. Zlekceważył też kolejne przynaglenia. Wtedy sąd ukarał dyrektora instytutu Aleksandra Głazka grzywą w wysokości 200 zł. Dyrektor nadal nie reagował na pisemne i telefoniczne wezwania sądu. W grudniu 2000 r. ukarany więc został kolejną grzywną, tym razem w wysokości 1 tys. zł.
- Dzwoniłem wielokrotnie do instytutu. Sekretarka odpowiadała, że o niczym nie wie, a dyrektor w ogóle unikał kontaktu - mówi Jarosław Wieliczuk, przewodniczący wydziału, w którym sprawa ma zostać osądzona. Gorzowski sąd nie tylko nie miał ekspertyzy, ale stracił też przesłane do Krakowa akta i dokumenty. W 2001 r. postanowił odtworzyć część akt.
Odtworzenie udało się połowicznie - bez zeznań świadków. Jesienią tego roku prezes Sądu Rejonowego Jarosław Rutkowski napisał skargę do ministra sprawiedliwości. W sierpniu 2002 r. ministerstwo poinformowało sąd, że wysyła do instytutu piąte ponaglenie, bo na cztery poprzednie instytut nie zareagował. Wreszcie w końcu zeszłego roku pojawiła się iskierka nadziei. Dyrektor instytutu poinformował ministerstwo, że odnalazł akta. Napisał, że ,,zostały omyłkowo zdeponowane i odnaleziono je po przeszukaniu całego instytutu''.
Proces od początku
Jeszcze dziewięciu miesięcy potrzebował jednak dyrektor Głazek, aby wreszcie we wrześniu tego roku odesłać gorzowskiemu sądowi odnaleziony tom. - Opinii do dzisiaj nie otrzymaliśmy. Jeśli nadejdzie, proces rozpocznie się od nowa - mówi J. Wieliczuk.
Rozmawialiśmy z dyr. Głazkiem. - To dla nas i dla mnie osobiście bardzo przykra sprawa, nie dlatego, że zostałem ukarany. Jesteśmy zasypywani zleceniami ekspertyz, ale w tym przypadku to był pech i dopilnuję, aby coś takiego nigdy się nie zdarzyło.
Poproszony o komentarz na temat tej kuriozalnej sprawy Wawrzyniec Z. odesłał nas do swojego pełnomocnika. - To chora sytuacja, ale się zdarza - mówi mecenas Jacek Sobusiak. - Winę ponosi renomowany instytut krakowski, który na pewno zakorkowany jest zleceniami ekspertyz. Ale powinien choć odpisać i podać przybliżony termin albo odmówić wykonania opinii. A bez niej proces nie mógł być kontynuowany.
- Nic nie wiem o sprawie, ani że się zaczęła, ani że nie jest zakończona - powiedziała nam żona zmarłego pracownika Teresa M. - Nikt mnie o niczym nie powiadamiał. Mam za małą rentę, aby się procesować o odszkodowanie. Właściciel firmy wypłacił mi po wypadku 2,1 tys. zł. Dostałam odszkodowanie z PZU, syn ma rentę po ojcu i musi nam to wystarczyć na życie. Chciałabym być na procesie, aby choć posłuchać, jak mąż zginął...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?