Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pedersena boli

Rafał Darżynkiewicz
Nicki Pedersen nie wytrzymał. W Goeteborgu wściekły na decyzję sędziego zaszalał demolując parking.

Niekontrolowany atak furii skończył z ręką na temblaku. Historia sportu zna podobne przypadki, niektóre niestety kończyły się tragicznie. Nerwy są złym doradcą. Mistrz świata przekonał się o tym boleśnie. Pedersen głośno mówi o światowym spisku. Żużlowe środowisko chce zrobić wszystko by go zdetronizować. Wykluczenie w Pradze, potem w Lesznie, wreszcie Goeteborg. Po drodze jeszcze "występy" w Szwecji. Coś jest na rzeczy. Duńczyk ma rację? Biję się w pierś i… przyznaję mu rację!

Nie nazwę tego jednak światowym spiskiem, a raczej reakcją antypedersenowską. Wyobraźmy sobie sytuację jakich wiele. Starcie dwóch żużlowców i upadek. Jednym z uczestników jest Pedersen. Pierwsza reakcja? Winny Duńczyk! Przyzwyczajenie? Może podświadomość. Duńczyk powodował wiele karamboli, czy jednak już zawsze to on musi być winny? W sobotni wieczór także padłem ofiarą reakcji antypedersenowskiej.

Kolejne powtórki starcia z Emilem Sajfutdinowem kazały inaczej spojrzeć na szwedzki finał. Tak widzi to kibic. Zupełnie inną sprawą są decyzje sędziów. W tym roku Pedersena "skrzywdzili" Niemiec, Węgier i Polak, o Szwedach nie wspomnę. Arbitrzy podobno nie patrzą na nazwiska stających pod taśmą. Dla nich liczą się tylko kolory kasków. Jeśli rzeczywiście tak jest, to mistrz świata ma ogromnego pecha. Każda sporna sytuacja i ciągle pada na kolor kasku, w którym jedzie Pedersen. Też bym nie wytrzymał.

Mistrz ma chwilę na oddech. My także. Może warto dać facetowi szansę. Nie potępiać go za wszystko co złe. Żużel potrzebuje takich Pedersenów, ale i Pedersen potrzebuje żużla. To przecież trzykrotny mistrz świata, jedna z wybitniejszych postaci w historii tej dyscypliny. Nie jest świętoszkiem i z tym polemizować nie będę, ale bez niego żużel byłby znacznie nudniejszy.

Nudno niestety było na żużlowych ligowych stadionach. Niemal wszędzie królował deszcz. Na wysokości zadania stanęli tylko w Częstochowie. I to jest niespodzianka. Już widzę te podejrzenia gdyby mecz pod Jasną Górą został odwołany. Żużlowa Polska byłaby zgodna. Zabrakło Pedersena i przestraszyli się Lotosu. Nic z tych rzeczy. Nauka z ubiegłorocznego półfinału nie poszła w las. Tor był idealny, mecz rozegrano, a Cognor zasłużenie zainkasował dwa punkty. Brawo.

Niedzielne mecze pewnie chcieliby mieć za sobą także w innych miastach. Szczególnie w tych gdzie trenerzy, a także niektórzy zawodnicy siedzą na beczce prochu. W Gorzowie, Bydgoszczy i Wrocławiu na rozwiązanie - ciekawe czy bomby zostaną rozbrojone, czy jednak wybuchną - będą musieli poczekać. Czas goi rany, a majowy deszcz padający na rozgrzane głowy powinien podziałać niczym balsam. Działanie w afekcie boli. Pedersen coś o tym wie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska