Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pieszy zginął na pasach i został uznany winnym tragedii...

Alicja Bogiel 68 324 88 46 [email protected]
Jadwiga Kucharczyk nie może się pogodzić z tym, że winną tragedii uważa się jej ofiarę. Jej ojciec był przecież na pasach.
Jadwiga Kucharczyk nie może się pogodzić z tym, że winną tragedii uważa się jej ofiarę. Jej ojciec był przecież na pasach. fot. Ryszard Poprawski
Pieszy na pasach ma pierwszeństwo - myślimy. Podobnego zdania był pewnie Adam Florianowicz. Świętej pamięci. Szedł rano przez ulicę na przystanek i wjechała w niego nubira. Kto był winny? Co za pytanie... Oczywiście, że on.

Adam Florianowicz wybierał się do lekarza. Córka chciała mu towarzyszyć i nawet nocowała u ojca, ale starszy pan zdecydował, że idzie sam. Jak na swoją chorobę nowotworową czuł się nieźle. Miał dobre wyniki. Co to za problem dojść do autobusu, a potem prosto do lekarza... Wyszedł z domu koło 7.00.
Jadwiga Kucharczyk pożegnała tatę w drzwiach. Potem zobaczyła ojca dopiero w szpitalu. Ze zmasakrowaną twarzą.

Zobacz też: Śmiertelne potrącenie w Zielonej Górze. Zmarła 81-latka

Wypadek zdarzył się w Zielonej Górze 24 października 2007 roku, było po 7.00. Ile dokładnie minut po, nie ustalono do końca. Raz podawana jest 7.10, innym razem 7.55. Świadek mówi o 7.17. I nie jest to bez znaczenia, bo o 7.16 zgasły uliczne światła. Na pewno wiadomo tyle, że policja o 7.25 ruszyła na Jaskółczą. Na pasy.

Adam Florianowicz przechodził po "zebrze" przez jezdnię, gdy uderzyło w niego daewoo nubira. Mężczyzna poleciał głową na szybę, rozbił ją, odrzuciło go o kilka metrów. Daewoo pojechało jeszcze 15 metrów i zatrzymało się.

Samochodem jechało czterech mężczyzn. Do pracy, do Ochli. Policja ustaliła, że kierował Daniel J. Sprawdzono trzeźwość kierowcy - wyszło zero. Policja przesłuchała kierowcę, świadków, zebrała dowody.

Adam Florianowicz trafił na sygnale do szpitala. Na oddział ortopedii.
- Siedziałam w kuchni u taty i czułam, że coś jest nie tak - opowiada J. Kucharczyk. - Jak się dowiedziałam o tym wypadku, to poszłam nawet w kierunku tego przejścia. Ale cały czas nie dopuszczałam do siebie myśli, że to mógł być tato.

Rodzina mówi, że starszy pan wyglądał na zmasakrowanego. Szczególnie głowa. Liczne złamania, krwiaki, wodniak... Były też złamania kości ramiennej i piszczelowej.
13 listopada A. Florianowicz zmarł w szpitalu. - Według mnie tato nie żyje z powodu tego wypadku - mówi zielonogórzanka. - Chociaż poważnie chorował, był w niezłej formie. Coraz lepszej i lekarze to potwierdzali. Gdyby nie obrażenia, pewnie by żył.

Sekcja zwłok przyniosła inne ustalenia. Bezpośrednią przyczyną śmierci 85-letniego Adama Florianowicza były choroby podstawowe i niewydolność krążeniowo-oddechowa. Wypadek uznano za "duże obciążenie" dla organizmu starszego pana.

- Pogodziliśmy się z takim ustaleniem - mówi Jadwiga Kucharczyk. - Myśleliśmy wtedy zresztą o pogrzebie, bo istniało zagrożenie, że nie odbierzemy taty po sekcji zwłok i uroczystości trzeba będzie przesunąć. Tak napięte były terminy.
Ustaleń sekcji rodzina nie podważała. Podobnie jak tego, kto był kierowcą. Ustalono, że to Daniel J. Z notatki policyjnej wynika jednak, że nikt nie widział twarzy kierowcy, po zdarzeniu mężczyźni wszyscy wyszli z auta, a świadek wypadku miał słyszeć rozmowę typu: "Dobra, w razie czego ty kierowałeś..."

Policjanci pytali o to mężczyzn z nubiry, ale ci godnie zeznawali, że kierował J. Kto inny mógł siedzieć za kierownicą? - Samochód stał przy ulicy, przy której mieszkał G. - opowiada Jadwiga Kucharczyk. - On też jako drugi z tego grona miał prawo jazdy. Może był po alkoholu. A może nie. Nie byłoby wątpliwości, gdyby policja zbadała go alkomatem. Tego jednak nie zrobiono. Wątpliwości pozostały.

Prokuratura powołała biegłego w sprawie wypadku. By ustalił, kto przyczynił się do zdarzenia, czy kierowca naruszył zasady bezpieczeństwa, czy jechał z odpowiednią prędkością... Biegły wydał opinię w kwietniu 2008 roku. - Ustalił, że kierowca nie przyczynił się do wypadku - informuje Grzegorz Szklarz z prokuratury okręgowej. - Bezpośrednią przyczyną wypadku było wejście na jezdnię Adama Florianowicza.
Biegły stwierdził, że kierowca nubiry nie był w stanie zobaczyć pieszego, bo było ciemno, padała mżawka. Nie jechał za szybko, nie przekroczył przepisów... Nie było przestępstwa i prokuratura postępowanie umorzyła.

J. Kucharczyk nie mogła się z tym pogodzić. - Tata, gdy został potrącony, był prawie na środku jezdni. Zdążył minąć jeden pas ruchu, zatokę autobusową. Nie wbiegł czy nie wjechał na jezdnię. To starszy człowiek. To jego na pasach potrącił samochód. Jak to możliwe, że to jego uznano winnym?
J. Kucharczyk wynajęła adwokata, poprosiła o pomoc specjalistę. - To biegły z listy sądu okręgowego we Wrocławiu i Zielonej Górze - przedstawia mecenas Kamil Ponomarew. - I miał on bardzo wiele zastrzeżeń do opinii biegłego prokuratury. Dlaczego nie był na miejscu zdarzenia? Dlaczego założył od razu, że starszy pan biegł przez drogę? Dlaczego usprawiedliwia kierowcę złą pogodą, skoro wtedy trzeba po prostu jeździć uważniej...

Sąd podzielił wątpliwości zielonogórzanki i jej adwokata i nakazał prokuraturze uzupełnić dowody. Znów biegli i znów umorzenie. Rzeczoznawcy stwierdzili, że nie da się precyzyjnie określić prędkości auta, nie można stwierdzić, z jakiej odległości kierowca mógł zobaczyć pieszego. Nie ma podstaw, by stwierdzić, że prędkość była nadmierna, a kierowca winny.
- Mam znajomego, który potrącił kogoś na pasach. Jechał wolno, temu pieszemu nic poważnego się nie stało. A jednak znajomy dostał wyrok, zabrali mu prawo jazdy. Mój ojciec nie żyje i nic. To on był winny, bo szedł po pasach... - dziwi się J. Kucharczyk.

Jej adwokat mówi, że pamięta jedną sprawę, gdy to osoba na pasach została winna wypadku. - To był rowerzysta, który wjechał na przejście - przytacza. - Moim zdaniem, w tym przypadku kierowca był co najmniej współwinny. Dlatego to my wystąpiliśmy do sądu z aktem oskarżenia przeciwko Danielowi J.
- Czy pani chce, by ten kierowca trafił do więzienia? - pytamy zielonogórzankę. Odpowiada szybko, że nie. Że chodzi po prostu o sprawiedliwość. - I będę walczyć do końca o sprawę taty - zapowiada.

Na razie po raz kolejny przegrała. Kilka dni temu zielonogórski sąd odrzucił jej akt oskarżenia. Stwierdzono, że przestępstwa nie było. - Tyle że nie mieliśmy szansy przedstawić naszych racji i skonfrontować ich - mówi adwokat zielonogórzanki. - Ku naszemu zaskoczeniu nie skierowano sprawy na rozprawę. Ba, sąd stwierdził, że nasz biegły był stronniczy i kłamliwy. Dlatego, że przekazał nam błędną godzinę wyłączenia świateł, bo tak mu telefonicznie podano w firmie Enea.
- Policja, prokuratura i jej biegły nawet w Enei nie zapytali o te światła i to chyba było dobrze... - komentuje zielonogórzanka.

Dlaczego nie przesłuchano obu biegłych zanim odrzucono akt oskarżenia? Dlaczego nie było nawet jednej rozprawy? Jak ocenia się biegłego jako kłamliwego? Kolejne wątpliwości zielonogórzanki... Rzecznik sądu okręgowego Ryszard Rólka nie chce wypowiadać się w tej konkretnej sprawie, bo wciąż jest w toku. - Sąd odwoławczy pochyli się nad tą sprawą 21 lipca - zapowiada sędzia. Wyjaśnia jednak, że są określone przypadki, gdy sąd nawet nie kieruje sprawy na rozprawę i umarza postępowanie. To rzadkość, ale zdarza się... Takie sytuacje to np. przedawnienie, niska społeczna szkodliwość czynu, brak jakichkolwiek znaków przestępstwa.

Nie było przestępstwa, winny wypadku jest starszy pan na pasach... Tylko rodzina pana Adama wciąż upiera się wyjaśnić pewne wątpliwości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska