Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotruś potrzebuje szpiku. Ma dwa i pół roczku i ostrą białaczkę

Tatiana Mikułko 95 722 57 72 [email protected]
- Teraz nic nie jest dla mnie ważne. W pracy wzięłam dwuletnią przerwę, by skupić się tylko na Piotrusiu - mówi Małgorzata Ziegler.
- Teraz nic nie jest dla mnie ważne. W pracy wzięłam dwuletnią przerwę, by skupić się tylko na Piotrusiu - mówi Małgorzata Ziegler. fot. Kazimierz Ligocki
Gdyby nie łysa główka, bladość, brak rzęs i brwi, nie można byłoby powiedzieć, że Piotruś jest śmiertelnie chory. - Po trzech chemiach jego stan jest stabilny. Rozpiera go energia - mówi mama chłopczyka. Na jej twarzy próżno szukać uśmiechu.

MOŻESZ POMÓC PIOTRUSIOWI

MOŻESZ POMÓC PIOTRUSIOWI

Jeśli chcesz pomóc Piotrusiowi w walce z chorobą, możesz to zrobić, wpłacając pieniążki na konto fundacji, która wspiera chłopczyka. Fundacja "Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową", ul. Bujwida 42, 50-368 Wrocław. Bank Millenium SA. Numer konta: 11 1160 2202 0000 0001 0214 2867 z tytułem wpłaty: Dla Piotra Ziegler. Możesz też wesprzeć bezpośrednio rodzinę Piotrusia, wpłacając pieniądze na konto Małgorzaty Ziegler: 30 1750 0012 0000 0000 1194 7344.

Rozmawiamy tuż przed wyjazdem malucha do kliniki w Szczecinie na kolejną, czwartą już chemię. Tylko teraz możemy się spotkać. - Po chemii odporność Piotrusia jest bliska zeru. Z nikim się nie widujemy, siedzimy w domu - tłumaczy Małgorzata Ziegler z Gorzowa. Za sobą ma koszmarne miesiące.

Najpierw dowiedziała się, że jej dwuipółletni skarb ma białaczkę. Potem, że to ta gorsza białaczka. Kolejny cios to dwa i pół miesiąca, kiedy szpik Piotrusia po chemii nie podejmował pracy. Literatura i praktyka podają, że na tak ostre leczenie powinien zareagować po tygodniu, góra dwóch. Następna zła wiadomość to bardzo szybki nawrót choroby, bo już po pierwszym bloku chemii. Piotrusiowi potrzebny będzie przeszczep szpiku kostnego.

Czytaj też: Doda błaga o pomoc dla Nergala. Podaruj swój szpik kostny

- Czułam się, jakby ktoś przywalił mi obuchem, uderzył o ścianę, trzy razy rozjechał walcem. Jednego dnia mój syn był radosny, biegał, a drugiego stał się apatyczny, blady, siniał, miał duszności, gorączkę i wybroczyny na twarzy. Białaczka? Nikt tego nie podejrzewał. To było dla nas nierealne. Przecież nikt w naszej rodzinie ani w naszym środowisku nie chorował na białaczkę. Nie wiedzieliśmy, z jak groźną chorobą mamy do czynienia - wspomina pani Małgorzata.

Jeden kryzys przetrzymał

Zaczęło się 30 kwietnia. Piotruś wrócił do żłobka po przebytej ospie. - Dostałam telefon, by zabrać dziecko, bo nic, tylko leży na podłodze, jest bardzo słabe, gorączkuje. Zanim pojechałam do szpitala, byłam u dwóch lekarzy, którzy mówili, że to zapalenie płuc. To ponoć normalne po przebytej ospie. W szpitalu pobrano krew. Wyniki były tak złe, że od razu dostaliśmy skierowanie do Szczecina na oddział hematologii - opowiada mama.

Czytaj też: Dwuletni Piotruś ma ostrą białaczkę. Pomóżmy mu!

W Szczecinie rodzice Piotrusia usłyszeli, że dziecko ma ostrą białaczkę szpikową i że potrzebna jest chemia. Ostra białaczka tym różni się od przewlekłej, że pojawia się nagle i ma bardzo ciężki przebieg. - Pierwsza punkcja wykazała, że synek ma powyżej 85 procent komórek rakowych. W związku z tym, że przez ponad dwa miesiące jego szpik nie reagował na leczenie, co dwa, trzy dni potrzebne były płytki krwi bądź krew, albo jedno i drugie - mówi pani Małgorzata. W końcu zdarzyło się, że przyjechali do szpitala, a płytek krwi nie było. Wtedy do akcji wkroczył dziadek malca. Powiadomił media, rozwiesił billboardy w Gorzowie, w notesie zgromadził nazwiska ponad 150 osób, które od razu były gotowe jechać do Szczecina i oddać krew, gdyby zaszła taka potrzeba.

Ten kryzys Piotruś przetrzymał. Mógł wrócić z mamą do Gorzowa. Do taty, który czekał na nich w nowo wybudowanym domu. Mieli się do niego wprowadzić pomału, gdy zakończą remont. Musieli na wariata, bo chłopczyk nie mógł zostać w starym mieszkaniu, gdzie na ścianach był grzyb i pleśń. Osłabiony organizm nie wytrzymałby tego. I tu znów pomogli bliscy, którzy zorganizowali przeprowadzkę. Ale na rodzinę spadł kolejny cios. Piotruś miał nawrót choroby.

Lekarze mi tego nie mówią...

- Gdyby miał białaczkę, którą można wyleczyć chemią, miałby 90 procent szans na powrót do zdrowia. W przypadku ostrej białaczki szpikowej szanse spadają do 50-60 procent. Jeśli pojawia się wznowienie choroby... Lekarze mi tego nie mówią. W internecie znalazłam, że szanse na zdrowie maleją do 20-30 procent. Przeszczep daje nadzieję, ale nie gwarancję, że nawrotów choroby już nie będzie. Poza tym mój syn musi dożyć do przeszczepu. Jego organizm powinien być trzy miesiące w stanie remisji, czyli ustępowania choroby - wyjaśnia mama.

Skąd w niej tyle spokoju i opanowania? - Już się oswoiłam. Teraz nic nie jest dla mnie ważne. Niczego nie planuję, bo nie wiem, czy jutro będę w domu, czy w szpitalu. Na korytarzu mam spakowaną torbę, gdyby trzeba było natychmiast wyjechać do Szczecina. W pracy wzięłam dwuletnią przerwę, by skupić się tylko na Piotrusiu. Mąż pracuje, bo ktoś musi. Ale on też bardzo to przeżywa - przyznaje pani Małgorzata.
Ani ona, ani tata Piotrusia nie mogą być dawcami szpiku dla syna. Badania wykazały, że nie pasują.

Najszybciej można go znaleźć wśród rodzeństwa chorego. Ale Piotruś takiego nie ma. Druga szansa to dawcy z terenu zamieszkania. I dlatego rodzinie chłopczyka tak bardzo zależy, żeby jak najwięcej osób zarówno w Zielonej Górze, jak i w Gorzowie zarejestrowało się w banku potencjalnych dawców. W Zielonej Górze będzie można to zrobić już w tę sobotę w Przedszkolu nr 3 przy al. Niepodległości 29. A w Gorzowie w niedzielę, 19 września w Bibliotece Wojewódzkiej przy ul. Sikorskiego 107. Specjaliści czekają od 10.00 do 16.00. Dodatkowo dziadek malca ma plan, jak zachęcić do rejestracji. Chce wymienić billboardy w mieście na takie, które poinformują, że Piotruś potrzebuje szpiku.

Biega, śmieje się, ładnie je

- Gdy patrzę na mojego synka teraz, gdy lepiej się czuje, chciałabym zapomnieć o chorobie. Przecież on biega, śmieje się, wychodzi na spacerki za dom, ładnie je - opowiada mama. - Wiem jednak, że w każdej chwili to może się zmienić. Co cztery dni robimy w domu morfologię. Nie jeździmy do przychodni, za duże ryzyko infekcji. W nocy nie śpię. Co jakiś czas wstaję i sprawdzam, czy Piotruś nie ma gorączki, czy nie jest odkryty, jak oddycha. On wie, że czasami źle się czuje, w szpitalu krzyczy, żeby go nie kłuć, ale nie ma świadomości, jak poważnie jest chory. Mam nadzieję, że będę mogła do was zadzwonić z dobrą wiadomością, że mój synek dostał nowy szpik i zdrowieje. A on nie będzie pamiętał tego koszmaru.
W środę Zieglerowie pojechali do Szczecina. Na czwartą chemię. Piotruś zostanie wprowadzony do rejestru chorych potrzebujących przeszczepu. Rodzina czeka, czy znajdzie się dawca.

Teraz możesz czytać "Gazetę Lubuską" przez internet już od godziny 4.00 rano.
Kliknij tutaj, by przejść na stronę e-lubuska.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska